|
[Strona 75]
Translated by Ireneusz Socha
Po wejściu do miasta Rosjanie zaczęli gwałcić młode kobiety. Napastowali każdą, którą udało im się znaleźć. Kobiety próbowały znaleźć schronienie na strychach domów. Ludzie obawiali się zostawać sami w swoich domach i dlatego co noc zbierali się razem w wybranych budynkach. Rosyjskie wojsko zajmowało opuszczone domy i paliło w piecach meblami. Ulubioną intrygą Rosjan było pytanie Żydów o godzinę: kiedy Żyd wyciągał zegarek, Rosjanie natychmiast wyrywali mu go z rąk. Dębiccy Żydzi nie wyobrażali sobie, że rzeczy mogą przybrać jeszcze gorszy obrót. W owym czasie zaczął się nasilać głód i Żydzi narażali życie, wymykając się do pobliskich wiosek po żywność, w tym po kartofle. Sami musieli mielić ziarno na mąkę. Taki stan trwał od ośmiu do dziesięciu dni. Mówiono, że przed wycofaniem się Rosjan z miasta w bożnicy pojawił się osobliwy Żyd, który przepowiedział, że Rosjanie wyjdą określonego dnia, o określonej porze. I rzeczywiście, stało się dokładnie tak, jak przewidział.
Po wyjściu Rosjan, ponownie weszli Austriacy. Żydzi tańczyli na ulicach z radości choć ta radość nie miała trwać długo. Po kilku dniach armia austrowęgierska znów była zmuszona wycofać się z miasta. Razem z nią wyszła cała populacja żydowska w mieście pozostało jedynie dwóch lub trzech Żydów.
Austriacy podstawili dla uciekających specjalne wozy konne, na które Żydzi mogli załadować niesprzedane towary oraz zwoje Tory z bożnic. Pozostałe księgi zostały pogrzebane na cmentarzu[3].
Rząd Austro-Węgier dał uchodźcom schronienie w Czechach w pobliżu Reichenbergu i Teplitz-Schönau[4]. Zostali tam przewiezieni specjalnymi pociągami w ciągu kilku dni. Początkowo nocowali w wielkich salach tanecznych, gdzie setki ludzi spało na słomianych materacach.
Żydowscy uchodźcy obawiali się reakcji gojów na swoje niezwykłe stroje, długie brody i pejsy. A jednak czescy Niemcy przyjęli ich grzecznie bez jakichkolwiek oznak antysemityzmu. Żydom chętnie oferowano pracę, gdyż wielu z nich umiało czytać i pisać po niemiecku. I pomyśleć, że byli to ci sami Niemcy, którzy niecałe trzydzieści lat później znaleźli się wśród popleczników Hitlera aktywnie wspierających eksterminację Żydów! Wszelako, w owym czasie, zadali sobie niemało trudu, aby pomóc żydowskim uchodźcom w Czechach obdarowując ich niezwykłym ciepłem i bezgranicznym miłosierdziem.
Uchodźcy zaczęli się powoli organizować. Rodziny żydowskie rozrastały się terytorialnie osiedlając się w kolejnych miejscowościach regionu. Żydzi znajdowali sobie skromne domostwa, a rząd rozdzielał wśród nich specjalną zapomogę. Zaczęli się z wolna przyzwyczajać do warunków bytowych zastanych w nowych miejscach zamieszkania. Prowadzili interesy we wszystkich dziedzinach życia, nie rezygnując z rządowego dofinansowania. Gdy żydowscy młodzieńcy w wieku poborowym byli zaciągani do służby w austriackiej armii, to ich rodziny otrzymywały specjalny zasiłek wojskowy. Relacje żydowskich uchodźców z miejscową ludnością pozostawały poprawne. Żydzi zaczęli się również troszczyć o życie duchowe. Kiedy dowiedzieli się o grobie cadyka w Tachau[5], zaczęli tam masowo jeździć. Wielu składało wizyty galicyjskim rabinom, którzy również zbiegli ze swoich rodzinnych miejscowości głównie do Wiednia. Z uwagi na to, że warunki bytowe w małym miejscowościach były o wiele lepsze niż w dużych miastach, uchodźcy z Dębicy zdecydowali się pozostać w wybranych miasteczkach i prowadzić spokojne życie, aż do początku 1916 roku, kiedy rząd austriacki przysłał po nich specjalne pociągi, które zawiozły ich z powrotem do domu. Wracali z wygnania obładowani towarami niektórzy mieli go więcej, a inni mniej. Dzięki temu wszyscy mieli wystarczające środki, aby rozpocząć nowe życie w Dębicy. Miasto było prawie w całości zrujnowane i spalone. Jednak Żydzi zaczęli się w nim urządzać na nowo najlepiej, jak umieli.
Kiedy w sierpniu roku 1914 armia rosyjska zbliżała się do Dębicy, Żydzi uciekali, gdzie mogli. Większość ewakuowała się do Niemiec i Czech.
Gdy Rosjanie zostali odparci w wyniku wielkiej ofensywy niemiecko-austro-węgierskiej, dębiccy Żydzi zaczęli stopniowo wracać do Dębicy. Zastali zniszczone i złupione miasto. Większość kamienic w rynku została spalona. Pierzeja, gdzie były długie podcienie, jak również pierzeje z pozostałymi podcieniami poszły z dymem.
Administracja miasta zakwaterowała powracających w budynkach szkół publicznych oraz zbudowała wielkie baraki na rynku pod sklepy i kramy. Żydowskie życie powoli odradzało się w Dębicy. Tym bardziej, że do miasta powracało coraz więcej Żydów. Niektórzy wracali do starych domów, a inni rozglądali się za nowymi. Rzecz jasna, nie wszyscy dawni mieszkańcy Dębicy powrócili z wygnania. Wielu młodych ludzi, którzy podczas wojny zostali wcieleni do armii, zginęło na polu walki. Część młodzieży została zagranicą w Wiedniu i w Niemczech. A pozostali osiedlili się w dużych miastach Galicji.
Okres wojny i ewakuacji zostawił głębokie piętno na życiu dębickich Żydów jak również na życiu pozostałych galicyjskich Żydów. Wojna udowodniła im wszystkim, że świat, w którym dotąd żyli, nie jest wieczny, niezmienny i bezpieczny. Że jeśli mogło wydarzyć się to, co się wydarzyło, że w jednej chwili stracili wszystko, co posiadali, to należało się obawiać, iż wydarzy się to powtórnie. W czasie wojny okazało się, że nawet znajomi sąsiedzi nie-Żydzi, z którymi dotąd dało się współżyć bez nie B-g broni pogromów i większych konfliktów, nie byli takimi łagodnymi barankami, na jakich wyglądali, i że należało się obawiać, iż w przyszłości będą zdolni do jeszcze gorszych rzeczy. Wygnanie miało jeszcze i ten efekt, że odkryło przed dębickimi Żydami inny świat: miasta i wioski tak cywilizowane, tak uporządkowane i czyste, iż w Dębicy i okolicy nikomu się o tym nawet nie śniło. Żydzi w swoich rodzinnych stronach nie dbali zbytnio o pozory. Bo z jakiejże to przyczyny mieliby dbać o wyrafinowany i cywilizowany wygląd? Kogóż mieliby nim zadowolić? Co innego podczas ewakuacji. Na obczyźnie trzeba było zachowywać się ciszej, przestrzegać panujących obyczajów, nie narażać się na ośmieszenie, nie obnosić się ze swoim niedopasowaniem społecznym. Zaiste, wkrótce pojawiło się więcej Żydów ubranych z niemiecka, o przystrzyżonych lub zgolonych brodach, a mniej było tych w atłasowych kapeluszach, i więcej było schludności wokół, mniej krzyków, więcej cywilizacji.
Zaraz po wojnie, po upadku monarchii austro-węgierskiej, kiedy na terenach do niedawna podzielonych między Austrię, Rosję i Niemcy ogłoszono powstanie niezależnego państwa polskiego, dębiccy Żydzi podobnie jak wszyscy Żydzi w byłej Galicji po raz pierwszy poczuli potrzebę wzięcia udziału w życiu politycznym, aby bronić swoich praw i swojego życia. Bowiem już w pierwszych dniach odzyskanej przez Polskę niepodległości przez Zachodnią Galicję przetoczyła się fala nastrojów pogromowych. Nie wszystkim zajściom zapobieżono na czas, co niestety miało na przykład miejsce w żydowskim Brzesku[1]. Powracający do domów żołnierze żydowscy organizowali oddziały samoobrony. W tym samym czasie, z inicjatywy syjonistów i Poalej Cyjon, przy współudziale Żydowskiej Partii Socjalistycznej, utworzono w Krakowie Żydowską Radę Narodową Zachodniej Galicji z oddziałami w innych miastach i miejscowościach w celu obrony praw i życia ludności żydowskiej, a także zreorganizowania gmin żydowskich. Stare kahały nie mogły sprostać tym nowym wyzwaniom.
Nastroje pogromowe narastały również w Dębicy. Ciemne siły stymulowały silne emocje antysemickie wśród Polaków. Zaś Żydów opanował tak przemożny strach, że nawet te koła, które wcześniej odżegnywały się od współpracy z syjonistami, teraz chętnie przystąpiły do koalicji z ŻRN pod przewodnictwem syjonistów.
{Fotografia: R. Naftali Eisen}
Przewodniczącym dębickiego oddziału ŻRN został Szemaja Widerspan. Posiedzenia organizacji odbywały się dniami i nocami. Gorączkowo szukano sposobu zapobieżenia pogromowi w Dębicy. Za radą Poalej Cyjon i większości syjonistów, utworzono oddziały żydowskiej milicji obywatelskiej w celu samoobrony. Wielu byłych żołnierzy przywiozło ze sobą z wojny rewolwery, a także sporo innej broni. Członek ŻRN reb Naftali Eisen wziął na siebie wyprodukowanie 100 bagnetów w swoich zakładach metalowych. Żydowska samoobrona organizowała się dynamicznie. Miasto podzielono na okręgi. Wszystkie drogi wiodące do miasta były patrolowane dzień i noc. W radzie zasiadało jednak kilku Żydów, którzy nie zgadzali się z tymi nowoczesnymi metodami uprawiania polityki. Bez wiedzy kierownictwa ŻRN, ta mała frakcja pod przewodnictwem Icie Kaisera Finka zaczęła robić kwestę wśród zamożniejszych obywateli miasta. Po zebraniu odpowiedniej sumy, przekupili komendanta milicji obywatelskiej, który nawiasem mówiąc był Ukraińcem i nienawidził Polaków oraz szefa miejskiej policji Hornuga, który o ile dobrze pamiętam był Węgrem i również za Polakami nie przepadał. Dzięki temu, kierowane przez nich służby miały nie dopuścić do jakichkolwiek wystąpień antyżydowskich. Obawiano się bowiem, że pogrom wybuchnie podczas targu za miesiąc.
W dzień targowy komendant milicji ustawił swoich ludzi przy wszystkich drogach wjazdowych do Dębicy. Aresztowano kilku podejrzanych. Wielu chłopom odebrano broń i odesłano do domu. Ci, którzy stawiali opór, zostali siłą doprowadzeni do magistratu, gdzie czekał już szef policji Hornug. Ten zaś zgotował im serdeczne powitanie, to jest kazał ich położyć na ławie i każdemu wymierzył po 20-30 batów. Krzyczeli wniebogłosy.
Chłopi i miejscowe łobuzy byli strasznie zawiedzeni. No bo, jaka to Polska, skoro nie wolno im było złupić i położyć trupem kilku Żydów? Zawiedzeni powtarzali tylko: Przyjdzie czas, będzie rada.
Jeszcze tego samego dnia męty włóczące się po mieście próbowały wtargnąć do piekarni Lejba Hershlaga, ale napotkały na opór. Elisz Dar i Szaul Morgenendler stanęli im na drodze z pałkami w dłoniach i zmusili do sromotnej ucieczki.
I tak oto starodawne metody zapobiegły pogromowi w Dębicy.
Czym więcej Żydów powracało do Dębicy, tym bardziej naglące stawały się ich potrzeby życiowe. W mieście bowiem jeszcze nie działało żadne przedsiębiorstwo ani samorząd. Pomoc przyszła ze strony Jointu[2]. Podczas zebrania ŻRN, na które zaproszono przedstawiciela Jointu z Krakowa, powołano lokalny komitet pomocowy grupujący prawie cały zarząd dębickiej ŻRN. W skład komitetu powołano w większości członków Poalej Cyjon: Szymona Grünspana, dr Pinchasa Loyfmana [Laufbahna?] i Naftalego Shniera. Z Ameryki przysyłano paczki z oliwą, konserwami mięsnymi i mąką na paschalną macę. Wszystkie dary rozdzielano wśród potrzebujących Żydów. Przysyłano również dużo pieniędzy, za które m.in. kupiono maszyny do szycia dla ubogich krawców i otwarto szkołę zawodową, gdzie prowadzono praktyczną naukę różnych rzemiosł i zawodów. To było konkretne działanie, które pomogło odbudować zniszczone miasto w stopniu większym niż cokolwiek innego.
Rozpad monarchii habsburskiej oraz odrodzenie się niepodległego państwa polskiego były wydarzeniami, które odcisnęły swoje piętno na funkcjonowaniu samorządu lokalnego. Już w pierwszych latach istnienia II Rzeczypospolitej przeprowadzono ważne reformy w zakresie: organizacji wyborów do rady miejskiej, innych aspektów demokracji, jak również udziału partii robotniczej. W okresie istnienia Austro-Węgier, prawa wyborcze ludności zamieszkującej Galicję były bardzo ograniczone. Prawo do głosowania miały jedynie trzy grupy:
W ramach podjętych samorządowo-wyborczych reform demokratycznych dodano czwartą grupę wyborców, czyli populację pozostałych osób dorosłych. W efekcie Żydzi zaczęli stanowić mniejszy procent w ogólnej liczbie wyborców. Jednocześnie pierwsza grupa wyborcza, w której było bardzo mało Żydów, zachowała swoje stare przywileje.
Pierwsze wybory samorządowe według nowego prawa odbyły się w Dębicy w roku 1921. Czwarta grupa wyborcza wybrała swoich kandydatów spośród robotników zrzeszonych w partii Poalej Cyjon[6]. Również wówczas swoich kandydatów wyłoniła po raz pierwszy PPS[7]. Oprócz nich pod wodzą miejscowego księdza startowali też kandydaci z antysemickiej, wszechpolskiej Narodowej Demokracji i innych tym podobnych partii. Kampania wyborcza przebiegała w napiętej i gorącej atmosferze. Obie partie robotnicze polska i żydowska wypadły bardzo dobrze, gdyż wspierały się wzajemnie. Z ramienia Poalej Cyjon do rady miejskiej zostali wybrani Dr. Pinchas Laufbahn oraz Naftali Schneur. Jednak Schneur ostatecznie nie wszedł do rady, gdyż właśnie wówczas podjął decyzję o emigracji do USA. Zastąpił go następny na liście członek Poalej Cyjon.
Przed wyjazdem Schneura do Ameryki, dębicki oddział Poalej Cyjon zaplanował przyjęcie pożegnalne na jego cześć. Jednak do uroczystości nie doszło. Oto przebieg wydarzeń. Biuro Poalej Cyjon mieściło się wówczas w domu Szemai Widerspana, gdzie mieszkał również oficer policji. Tłum gości zebrał się przy zastawionych stołach i słuchał pożegnalnej mowy Szymona Grünspana, gdy wspomniany oficer wtargnął do salonu wraz z grupą policjantów i zaaresztował wszystkie zebrane osoby pod pretekstem zakłócania porządku publicznego. Aresztantów odprowadzono do ratusza, gdzie byli przetrzymywani przez pewien czas, a następnie zostali zwolnieni do domu. Rzecz jasna, nie było już mowy o kontynuowaniu przyjęcia.
To wydarzenie miało miejsce w demokratycznej Polsce. Stare zwyczaje austro-węgierskiej policji okazały się nadal bardzo żywe. Co więcej, nastroje, które doprowadziły do opisanego wydarzenia były jeszcze bardziej podgrzewane w kolejnych latach najpierw za sprawą endeckiego rządu, a później przez działalność obozu piłsudczykowsko-sanacyjnego z Ozonem[8] i BBWR[9] na czele.
{fotografia na prawej kolumnie na s. 78 Reb Cwi Hirsch Taub}
Rada gminna w tym składzie sprawowała swoją funkcję, aż do chwili, gdy po śmierci rabbiego Szmuela Horowica pojawiły się kontrowersje na temat kandydatów na wakujące stanowisko rabina miasta. W kwestii relacji z nowym rabinem, rabbim Cwi Elimelechem, synem rabbi Szmuela, który otwarcie zwalczał wpływy syjonistyczne, obóz ortodoksyjny był podzielony aż na trzy frakcje. Ostatecznie, poplecznikom rabbiego udało się wpłynąć na samorząd powiatowy, aby pomógł usunąć Szemaję Widerspana ze stanowiska przewodniczącego gminy żydowskiej, a na jego miejsce wybrać reb Hirscha Tauba. Druga frakcja zareagowała na to sprzeciwem, gdyż znaleziono powód, aby unieważnić wybór Tauba. W rezultacie na przewodniczącego gminy wybrano reb Towię [Tobiasza] Zuckera. W 1928 roku, po upływie kadencji rady kierowanej przez Zuckera, odbyły się nowe wybory, w których przewagę zdobyli syjoniści. Przewodniczącym gminy został tym razem dr. Pinchas Laufbahn. Jednakże z wynikiem wyborów nie zgodził się zarząd powiatu w Ropczycach, dlatego też rozpisano kolejną turę wyborów. W jej wyniku na przewodniczącego rady gminnej dębickich Żydów wybrano reb Abrahama Goldmana, jednego z sympatyków rabbiego. Goldman pełnił tę funkcję aż do wybuchu II wojny światowej. Zmarł kilka lat temu w Bnej Brak[11] w Izraelu.
{fotografia na górze lewej kolumny na s. 78 Reb Towia Zucker}
W czasie spisu powszechnego w roku 1931, podobnie jak dwadzieścia lat wcześniej, syjoniści żądali, aby Żydzi zapytani o język, którym się posługują, podawali jidysz lub hebrajski. Na znak sprzeciwu wobec tej akcji, w roku 1911 chasydzi zachęcali swoich sympatyków do wpisywania języka polskiego. Ale tym razem w odróżnieniu od czasów panowania austriackiego ludzie mogli podawać dowolny język. Niezależnie od panującego zamieszania, większość dębickich Żydów wybrała język polski. Ortodoksi zrobili tak samo, mimo iż bardzo rzadko można było usłyszeć jakiekolwiek polskie słowo z ich ust. Postąpiono tak z obawy przed opresjami, jakie rzekomo groziły Żydom ze strony władz. Pogłoski na temat owego rzekomego zagrożenia były rozsiewane przez antysyjonistycznie nastawione kręgi ortodoksji.
{fotografia na dole lewej kolumny na s. 78 Reb Abraham Goldman}
Kasa nie mogłaby ponownie otworzyć swoich podwojów bez hojności jednego z dębiczan, który anonimowo przekazał na jej rzecz tysiąc złotych. Obecnie możemy ujawnić, że był to Meir Schwartz, który sam miał na utrzymaniu wielodzietną rodzinę i nie był szczególnie majętną osobą. Innym darczyńcą był Daniel Kerner, syn reb Szaula Kernera, który podarował kasie sumę dwóch tysięcy złotych.
Dzięki otrzymanym darowiznom niezwłocznie zwołano walne zgromadzenie członków organizacji, podczas którego wyłoniono nowy zarząd. Uchwalono opłatę członkowską, dzięki czemu do kasy wpływało 150-160 złotych co miesiąc. Również w tym samym czasie dębicka organizacja stała się oddziałem amerykańskiego Jointu[13], który przekazywał jej potrzebne środki. Kasa udzielała pożyczek w wysokości od 300 do 500 złotych ze spłatą rozłożoną na bardzo małe raty, płatne bez odsetek co dwa tygodnie.
W roku 1935 kapitał, którym zarządzała kasa, spadł do poziomu 20 000 zł. Aby zwiększyć dochody instytucji i tym samym poszerzyć zakres oferowanych usług, przy pomocy Jointu założono warsztat lniarski z 30 stanowiskami wyposażonymi w maszyny do szycia. Fabryczka zatrudniała młode kobiety, które poszukiwały pracy. Była zarządzana przez specjalnego nadzorcę. Dyrektorem ds. kont osobistych był Jehoszua Shneps. Dzięki dodatkowym dochodom dębicka kasa bezprocentowa mogła zwiększyć liczbę udzielanych pożyczek.
Kolejną instytucją udzielającą kredytów w mieście był tzw. żydowski bank, którym zarządzano w inny sposób. Do wybuchu I wojny światowej kierował nim bardzo zamożny człowiek reb Szaul Kerner wraz z Joną Geshwindem i prawnikiem Fishlerem. Reb Szaul Kerner był znanym, bardzo rzutkim kupcem. Budował kamienice czynszowe i był właścicielem budynku, w którym mieścił się dębicki urząd pocztowy.
{fotografia u dołu s. 79 Posiedzenie Gemilus Chasadim}
Dyrektor żydowskiego banku otrzymywał miesięczną pensję w wysokości 1200 złotych reńskich (2400 koron). Nic też dziwnego, że przez 20 lat istnienia tej instytucji jej dyrektorzy nie chcieli słyszeć o wyborze swoich zastępców.
[Strona 80]
Jednak trzeba przyznać, że reb Szaul Kerner, wielki filantrop, rozdał ludziom swoje pokaźne dochody w formie darowizn na cele dobroczynne. Za życia swojej żony Ruchci[14], a także przez jakiś czas po jej śmierci, w każdy szabat i we wszystkie święta zapraszał do swojego stołu 20-30 potrzebujących Żydów. Wspierał również biednych ludzi spoza Dębicy udzielając darowizn w każdej większej miejscowości.
{fotografia na górze prawej kolumny na s. 80 Reb Baruch Shneps}
W Dębicy działały również inne prywatne banki zakładane w formie różnych organizacji lub spółdzielni. Lecz była to tylko przykrywka dla praktyk lichwiarskich. Potęgujące się nastroje antysemickie, podsycane przez rząd, przyczyniały się do dalszego pogorszenia się sytuacji ekonomicznej dębickich Żydów. Skutkowało to licznymi przypadkami upadłości żydowskich przedsiębiorstw i zamykaniem żydowskich sklepów oraz ogólnym obniżeniem poziomu życia ludności żydowskiej. Wspierany przez rząd i przejawiający się głównie w życiu gospodarczym antysemityzm nasilił się w jeszcze większym stopniu, gdy w Dębicy i wokół niej zaczęły powstawać obiekty związane z Centralnym Ośrodkiem Przemysłowym[15]. Zgodnie z planami opracowanymi przez rząd, fabryki COP-u nie mogły zatrudniać żydowskich robotników ani korzystać z usług żydowskich dostawców. Dębica rosła w siłę, aczkolwiek jej żydowska populacja stale podupadała, aż do wybuchu II wojny światowej, która przyniosła dębickim Żydom zagładę wydarzenie gorsze od najgorszego koszmaru.
Fundusz ten istniał przez wiele lat. Równolegle działało stowarzyszenie Chewra Mezonot[16], którego założycielem i siłą napędową był Meir Glickles, a sekretarzem Wolf Faust. Zebrane przez nich pieniądze umożliwiały wydawanie ciepłych posiłków wszystkim, którzy tego potrzebowali. Należy podkreślić, że organizacje te działały głównie dzięki staraniom i poświęceniu kilku osób. Gdy ludzie widzieli, że ktoś jest szalony na punkcie dobroczynności, to nie szczędzili pieniędzy na ten cel. Ponadto, zdarzało się, że niektórzy hojnie podejmowali ubogich w swoich własnych domach. Wspomnieliśmy już reb Szaula Kernera i jego żonę Ruchcię, u których każdy potrzebujący mógł zawsze dostać ciepły posiłek i nocleg. Dziesiątki przyjezdnych łachmaniarzy zatrzymywały się w ich domu, a ci szczodrzy ludzie nie szczędzili środków, aby ich posilić, dać ciepły kąt, a nawet zaopatrzyć w drobną sumę pieniędzy na dalszą drogę. W późniejszych latach do kręgu tych wspaniałomyślnych ludzi dołączył reb Ici[17] Kornreich. Był to prostoduszny człowiek, który podejmował gości w niezwykły sposób. O każdej porze dnia na jego piecu stały garnki z ciepłą strawą, dlatego każdy, kto zawitał w jego progi, nie wychodził od niego głodny.
{fotografia na środku s. 80 Reb Szaul Kerner}
W mieście działały również dwie grupy niosące pomoc chorym męska i kobieca. Mężczyźni prowadzili organizację Chewra Linat Cedek[18]. Zdarzało się, że obłożnie chorzy wymagali opieki w nocy często przez kilka miesięcy w roku co okazywało się zbyt wielkim obciążeniem dla rodzin. W takich przypadkach dębiczanie zrzeszeni w Linat Cedek mogli zmieniać się przy łóżkach chorych i opiekować się nimi. Jeśli choroba się przedłużała, a lista dorosłych wolontariuszy zdolnych do nocnej służby się wyczerpywała, organizacja zwracała się o pomoc do młodych, którzy mogli sprostać takiemu zapotrzebowaniu.
Z kolei złożona z kobiet organizacja Chewrat Lina służyła jedynie kobietom. To stowarzyszenie nie musiało się nigdy zwracać o pomoc do młodzieży, gdyż lista kobiet chętnych do nocnego czuwania przy łóżkach chorych była wystarczająco długa. Dębiczanki chętnie poświęcały swój czas, aby opiekować się chorymi kobietami. Opieka obejmowała nie tylko porę nocną, ale również dzień, ponieważ należało zająć się nie tylko chorymi kobietami, lecz także ich dziećmi.
[Strona 81]
Jeśli brakowało wolontariuszek, aby objąć opieką wszystkie potrzebujące kobiety, to organizacja wynajmowała do pomocy dodatkową osobę, której płaciła za świadczone usługi. Dzięki temu micwa[19] była spełniana podwójnie[20].
{fotografia u góry prawej kolumny na s. 81 Bina Salomon}
{fotografia u dołu prawej kolumny na s. 81 Sierociniec}
{fotografia u góry lewej kolumny na s. 81 Recha Sandhaus}
{fotografia w środku lewej kolumny na s. 81 Susi Siedlisker}
Stowarzyszenie Chewrat Lina posiadało cały niezbędny do opieki nad chorymi sprzęt sanitarny. Ponadto, prowadziło punkt apteczny, gdzie leki wydawano na podstawie dowodu uiszczenia comiesięcznej składki członkowskiej. Dębicka instytucja, założona przez Leę Joskim, składała się początkowo z małej liczby członkiń, lecz w miarę, jak zaczęto zauważać jej działalność, rozrosła się do 120 kobiet wywodzących się ze wszystkich warstw społecznych. Stowarzyszenie prowadziła błogosławionej pamięci Perel Faust, a sekretarką była błogosławionej pamięci Bina Salomon. Pragniemy również podkreślić zaangażowanie Rejzele Reich (żony reb Jechezkiela Reicha rytualnego rzeźnika) oraz Racheli Reiner oby żyła jak najdłużej i cieszyła się dobrym zdrowiem jak również innych pań.
Dębicka Chewrat Lina nie zawiesiła działalności nawet wówczas, gdy w mieście utworzono getto. Wolontariuszki stowarzyszenia oferowały pomoc każdemu, kto jej potrzebował mimo, iż niezwykle trudno było im uzyskać niezbędne do działania zaopatrzenie.
Początkowo instytucja działała w wynajmowanym budynku, gdzie dzieci uczyły się i bawiły po powrocie ze szkoły, i gdzie również dostawały obiad. Około roku 1935 rada podjęła decyzję o nabyciu działki znajdującej się za cmentarzem katolickim[21] oraz o wzniesieniu na niej budynku o 8-10 pomieszczeniach, w tym sali lekcyjnej, kuchni itd. W obiekcie miał być realizowany ambitny program zajęć tak, aby wychowankowie wracali do domów jedynie na nocny wypoczynek. W czasie wakacji dzieci miały przebywać w sierocińcu pod nadzorem guwernantki i wychowawców, którzy udzielali im korepetycji w zakresie przedmiotów nauczanych w polskiej szkole publicznej, jak również z czytania i pisania w języku jidysz.
W ostatnim okresie działalności, w dębickim sierocińcu zajmowano się grupą około 50 wychowanków. Opłaty członkowskie wnoszone za udział w radzie sierocińca przynosiły instytucji 200 złotych miesięcznie. Ponadto, sierociniec uzyskiwał wpływy z innych źródeł, w tym z okolicznościowych imprez i koncertów.
[Strona 82]
W mieście nie było oddzielnej organizacji zajmującej się wspieraniem panien młodych. Jednak w przypadku, kiedy dziewczynie lub chłopakowi brakowało środków, aby zorganizować wesele, mogli się zwrócić do jednej z grona szanowanych dębiczanek, które w czarnych szalach przemierzały ulice miasta, kwestując od drzwi do drzwi na zakup jedwabnego kapelusza bądź sztrejmla[22] dla pana młodego, sukni dla panny młodej albo kompletu pościeli. Wśród tych sprawiedliwych kobiet były: Susi i Chana Siedlisker, Salcie Kriger, Sarale Sommer i Chajale Oling ze Starego Miasta, jak również Chaja Shuss, Bina Salomon, Chinka Grünspan, Perel Faust oraz wiele innych równie ważnych kobiet, których nazwisk już nie pamiętamy. Bez względu na porę, te dzielne kobiety chętnie poświęcały się na rzecz potrzebujących lub chorych. Poza wymienionymi, istniało wiele innych, mniejszych organizacji dobroczynnych, które spełniały swoje zadania bez wielkiej pompy. Należały do nich nie tylko osoby majętne, lecz wszyscy ludzie dobrego serca, którzy miłowali swoich braci Żydów i pragnęli spełnić micwę. Dzięki takiej działalności udało się pocieszyć i wesprzeć wiele osób skrzywdzonych przez los.
{Fotografia u góry prawej kolumny na s. 82 Chana Siedlisker}
{Fotografia na środku lewej kolumny na s. 82 Perel Faust}
{Fotografia na dole lewej kolumny na s. 82 Reb Jaakow Taub, przewodniczący Chewra Kadisza (bractwa pogrzebowego)}
Niedługo przed wyborami do samorządu miejskiego, na początku roku 1939, zwalczające się dotąd frakcje rabbiego z Jodłowej i rabbiego Naftalciego połączyły siły z obozem syjonistów, gdyż żadna z tych grup nie miała odpowiednich kandydatów. Dzięki temu udało im się pokonać rabbiego [Cwi Elimelecha], który aktywnie zaangażował się w wybory i zgłosił swoją własną kandydaturę. Obie frakcje przedstawiły oddzielne kandydatury na trzy różne stanowiska w samorządzie. Jednakże spośród trzech kandydatów, popieranych przez rabbiego [Cwi Elimelecha], pozostał jedynie reb Abraham Goldman Bł.P. (odszedł kilka lat temu w Izraelu), jako że reb Naftali Eisen i Mosze Rosenberg byli zmuszeni zrezygnować z uwagi na protesty mieszkańców miasta.
Kampania wyborcza przebiegała jednak w burzliwej atmosferze. W przeddzień wyborów rabbi zwołał wiec wyborczy w ratuszu miejskim, jako że obawiał się, iż w innym miejscu mogłoby to okazać się niemożliwe.
[Strona 83]
A jednak oponenci rabbiego których sztab wyborczy mieścił się w siedzibie związku kupieckiego postanowili, że nie wypuszczą rabbiego z domu po szabacie i tym samym nie dopuszczą do tego wiecu.
{fotografia na górze prawej kolumny na s. 83 Reb Efraim Taffet}
{fotografia na środku lewej kolumny na s. 83 Reb Lejzer Oling}
{fotografia na dole s. 83 Ulica na Starym Mieście}
Zadanie przydzielono osiemnastoletnim młodzieńcom. Po zakończeniu szabatu do domu rabbiego weszła spora grupa młodych ludzi i poinformowała go, że jego wiec wyborczy się nie odbędzie, i że nie może opuścić domu aż do godziny 23:00. Rzecznikiem grupy był Ruben Siedlisker, członek Haszomer Hadati[27]. Rabbi krzyknął na nich: Szkocim![28] Wynoście się stąd!. Ruben odparł: Lepiej być szekecem przed Żydami, niż rabbim przed gojami!. Wokół domu rabbiego stanęła straż złożona z 30 młodzieńców i nikomu nie wolno było z niego wyjść. Wiec się nie odbył.
Spodziewano się, że ta akcja spotka się w mieście z ogromnym sprzeciwem, gdyż dom rabbiego zawsze traktowano z należnym szacunkiem choć nie było to uwielbienie, z jakim czczono dwory chasydzkich cadyków. A jednak nic takiego nie nastąpiło. W wyborach, które odbyły się nazajutrz, do samorządu wybrano wszystkich trzech kandydatów z ramienia frakcji syjonistycznej, tj.: dr. Pinchasa Laufbahna i Szymona Grünspana (obaj z Poalej Cyjon) oraz Szemaję Widerspana. Kandydat rabbiego, reb Abraham Goldman, otrzymał jedynie 30 głosów. Taka była odpowiedź dębickiej społeczności żydowskiej na fakt współpracy [rabbiego] z antysemicką partią (BBWR lub Ozonem)[29].
O fotel burmistrza miasta ubiegali się dwaj katolicy: [Stanisław] Darłak kandydat obozu umiarkowanego oraz nauczyciel z dębickiego gimnazjum, profesor [Michał] Staroń, dobrze znany z nienawiści żywionej w stosunku do Żydów. Burmistrzem został Staroń. Zagroził on żydowskim wyborcom, że jeśli nie zostanie przez nich wybrany, to zburzy komin we młynie należącym do Natana Grünspana, a nawet doprowadzi do całkowitego zamknięcia młyna. Żydzi ustąpili. Po wyborze na stanowisko burmistrza Dębicy, Staroń zaczął robić rzeczy, który kompletnie kłóciły się z górnolotnymi zapowiedziami, jakie przed wyborami roztaczał przed żydowskim elektoratem.
Na około miesiąc przed wybuchem II wojny światowej, Staroń zaczął stosować opresje wobec Żydów przy każdej nadarzającej się okazji. Kiedy wydano rozkaz wykonania okopów przeciwlotniczych, to obowiązek ten na mocy wydanego przez niego polecenia przypadł w udziale głównie Żydom. Kiedy naziści weszli do miasta, to jedną z jego pierwszych decyzji było zniszczenie komina i likwidacja młyna wbrew temu, co obiecywał.
[Strona 84]
{fotografia na s. 84 Miejscowy komitet syjonistyczny w latach 1920}
|
JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of
the translation. The reader may wish to refer to the original material
for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.
Dembitz, Poland Yizkor Book Project JewishGen Home Page
Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 18 Jul 2014 by LA