|
[Strona 25]
Donated by Jacek Dymitrowski
[Strona 27]
Biologiczne i duchowe życie dębickich Żydów nie różniło się od życia Żydów mieszkających w innych miastach Małopolski. Dębicka odmiana jidysz miała cechy, które wyraźnie wyróżniały ją na tle innych odmian tego języka, co oznacza, że posługująca się nim społeczność osiadła w mieście już dawno. [1] Słownikowe zasoby miejscowego dialektu przypominały w dużym stopniu język Żydów ze Wschodniej Galicji, co prawdopodobnie świadczy o tym, że pierwsi żydowscy osadnicy przybyli do Dębicy właśnie stamtąd.
W annałach zachowało się bardzo mało wzmianek na temat prześladowań wspólnoty żydowskiej w Dębicy przez miejscowe władze. W tym miejscu musimy podziękować wybitnemu historykowi, dr N. M. Gelberowi, który odkrył przed nami wiele nieznanych uprzednio rozdziałów historii.
Żydzi dębiccy nie należeli do najbogatszych. Na początku XX wieku w mieście był tylko jeden wielokondygnacyjny dom żydowski. Żydowskie domy były najczęściej przepełnione. Większość Żydów prowadzących działalność gospodarczą z trudem wiązała koniec z końcem. Żydowskie masy wyczekiwały z niecierpliwością jarmarku [2], bowiem handel jarmarczny był bardzo ważnym źródłem ich utrzymania. Aby zdobyć środki na utrzymanie rodziny, wielu wyjeżdżało również na targi i jarmarki zarówno do pobliskich, jak i dalszych miejscowości.
Na początku XVIII stulecia żydowskie osiedle z trudem mieściło się w Starej Dębicy, której zachodnią granicę wyznaczał dzisiejszy Potok Gawrzyłowski. Żydzi zaczęli się osiedlać na drugim jego brzegu: kupowali działki i budowali domy w Nowej Dębicy. Centralny plac Nowej Dębicy zwany był Rynkiem. Wszystkie budynki wyznaczające cztery pierzeje rynku zostały wzniesione przez Żydów. Aż do początku XX wieku w okolicy tej znajdował się tylko jeden sklep chrześcijański. Podobna sytuacja miała miejsce w Starej Dębicy. Właścicielem tego ogólnospożywczego sklepu – pełniącego również funkcję restauracji dla oficerów austrowęgierskiej armii oraz przedstawicieli polskich władz – był Stanisław Serednicki. Zakłady tkackie, krawieckie i szewskie zgrupowane były po jednej stronie rynku. Pierzeję tę zwano di cajl lub di poczene [3]. Stoiska mieściły się pod zadaszeniem. Stały tam kramy tkaczy oraz kupców handlujących ubraniami i barwionymi płótnami, wstążkami, koronkami itp. W pobliżu mieniącego się kolorami Rynku czaiła się jednak szara bieda zwykłego żydowskiego ludu z jego codziennymi troskami.
Dębiccy Żydzi, nawet cinajzamożniejsi, prowadzili na ogół skromne i powściągliwe życie, choć– rzecz jasna – wyraźnie różnili się pod względem posiadanegomajątku. Byli bowiem wśród nich i tacy, którzy mogli zakosztować mięsa jedynieraz w tygodniu. Różnice te najlepiej można było zaobserwować na podstawieilości i rodzaju przynoszonego z domu jedzenia, które uczniowie chederu [4] spożywali podczas przerwy lekcyjnej. Dzieci z zamożnych domów dostawały bułki lub bajgle [5] smarowane masłem, podczas gdy biedniejsze dzieci – głównie te z ciemnych zaułków – przynosiły po dwie kromki suchego, przypiekanego na kuchennej blasze i smarowanego czosnkiem chleba. Co ciekawe, dzieci codziennie wymieniały się śniadaniem. Biedne wybałuszały oczy na widok upragnionego kęska posmarowanego masłem bajgla, podczas gdy bogatym ciekła ślinka, aby spróbować nadwęglonego, czosnkowego suchara.
Owo żydowskie ubóstwo – nad którym ubolewa „Kacwej hakrach” [6] – było również dobrze znane gojom [7]. Zdumiewała ich skrajna nędza, w jakiej żyli ich żydowscy sąsiedzi – żywiący się czerstwym chlebem i czosnkiem. Niektórzy z owych gojów reagowali na biedę żydowskich sąsiadów żywiej niż przewodniczący żydowskich organizacji dobroczynnych. Żydzi są niezwykle skryci, bieda zaś – nawet w Dębicy – uważana była za coś hańbiącego.
Wśród Żydów rozpowszechniona była opinia, iż zarówno ubóstwo, jak i bogactwo to zrządzenia B-e [8]. W związku z tym człowiekowi pozostaje jedynie błagać B-a o zmiłowanie. Wśród Żydów nigdy nie brakowało miłosiernych, wspierających biednych ludzi osób. W Dębicy również obdarowywano ubogich, lecz czyniono to dyskretnie. Istnieje rozpowszechniony pogląd, iż biedacy zostali stworzeni po to, aby inni ludzie mogli wypełniać przykazanie cedaki [9]. Przed I wojną światową w Dębicy nie było jeszcze zorganizowanego, zcentralizowanego ruchu dobroczynnego, stąd datki dawano doraźnie.
Ta nieznośna bieda stanowiła główny powód emigracji Żydów z Dębicy do większych miast i odległych krajów. Początkowo miejscami przeznaczenia były Niemcy i Londyn. Kiedy zaś bramy Anglii się zatrzasnęły [10], zaczęła się emigracja do Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Emigracja ta powodowała nieustanne kurczenie się żydowskiej populacji w ciągu ostatnich siedemdziesięciu lat istnienia gminy żydowskiej w Dębicy. Wysoki przyrost naturalny ludności żydowskiej w mieście nie zahamował tego procesu.
Mimo to w Dębicy mieszkali bogobojni Żydzi, którzy studiowali Torę [11] nie szukając rozgłosu. Miasto nie wydało żadnego uczonego w Piśmie luminarza. Jedynym wyjątkiem był rabbi Chaim Natan Dembitzer [12] z Krakowa – jeden z największych znawców Tory w XIX wieku. Napisał wiele dzieł, rozsławiając swoim nazwiskiem miasto i przyznając się do dębickich korzeni.
Rodzenie się chasydyzmu [13] odcisnęło piętno na życiu żydowskiej społeczności miasta. Słynny chasydzki przywódca rabbi Naftali z Ropczyc [14], posiadający znaczne wpływy na całym okolicznym terenie, miał wielu wyznawców wśród dębickich Żydów.
Kiedy, w związku ze śmiercią dotychczasowego rabbiego Szmuela Henocha Gewirca, na stanowisku rabina Dębicy powstał wakat, chasydzi z Ropczyc chcieli powołać na nie rabbiego Rubena Horowica. Ten ostatni był najmłodszym synem rabbiego Eliezera z Dzikowa i wnukiem rabbiego Naftalego z Ropczyc. Jednakże równie liczną rzeszą chasydzkich wyznawców cieszył się w Dębicy rabbi Szlomo Zalman z Wielopola [15]. Wielopolscy chasydzi nie zgadzali się na to, aby rabinem miasta został rabbi przewodzący innej grupie chasydzkiej. Wielopole jest bowiem miejscowością położoną blisko Dębicy. Spór ciągnął się całymi latami. W tym czasie czynności rabinackie sprawowało dwóch rabinackich sędziów, tj. rabbi Jicchak, znany jako Icie Zylberman oraz rabbi Elisz (Eliahu) Gewirc, syn rabina Szmuela Henocha Gewirca – ostatniego rabina Dębicy przed przejęciem urzędu przez chasydów z dynastii ropczyckiej. Nagrobek rabbiego Henocha, który przetrwał Holokaust i po dziś dzień stoi obok cmentarnej bramy, świadczy o tym, że był on ostatnim rabinem całego miasta. Wyryte na jego macewie epitafium brzmi:
Zapłaczą kamienie w murze:
Biada! Odszedł wielki człowiek,
Rabin całego miasta.[16]
Rabbi Elisz sprawował funkcję sędziego rabinackiego bezinteresownie. Dobry poziom życia zapewniały mu bowiem przychody uzyskiwane z rozległych interesów prowadzonych przez jego żonę Chanele [17]. Synem rabbiego Elisza był Daniel Gewirc – bardzo wpływowa osoba w mieście. Wszystkie sprawy gminy załatwiano podług jego woli i to właśnie on zdecydował, że żaden inny rabbi nie może objąć stanowiska głównego rabina Dębicy, dopóki żyje jego ojciec rabbi Elisz – sędzia rabinacki. Dopiero po jego śmierci reb [18] Daniel wyraził zgodę, aby przewodniczącym sądu rabinackiego w Dębicy został rabbi Ruben Horowic, syn rabbiego Eliezera Horowica z Dzikowa. Jeszcze przez wiele lat trwały spory zanim chasydzi z Ropczyc zyskali przewagę nad chasydami z Wielopola, a sprawiedliwy rabbi Ruben osiadł w Dębicy.
W księdze Ohel Naftali (Lwów, 1911), przywołana jest chasydzka historia opisująca, w jaki sposób rabbi Naftali z Ropczyc obiecał dębicki rabinat swoim potomkom. Z tej właśnie księgi pochodzi poniższy cytat.
Pewnego razu rabbi Naftali z Ropczyc odwiedził dębicką gminę, polecił zgromadzić się głowom rodzin wraz z dziećmi i wydał dla nich wspaniałe przyjęcie. Osobiście dał skosztować wina wszystkim dzieciom i rzekł: „Anioły nie mogły konkurować z Naszym Nauczycielem, Błogosławionej Pamięci Mojżeszem podczas nadawania Tory, gdyż wcześniej wzięły udział w uczcie, jaką wyprawił na ich cześć przodek Mojżesza – nasz praojciec Abraham [19]. Dlatego powinniście wiedzieć, że jeden z moich potomków będzie rabinem tego miasta. A skoro wszyscy wzięliście udział w moim przyjęciu, nie będzięcie mogli uczynić mu niczego złego.” Następnie przemówił do jednego z chłopców imieniem Szneur, jak również do dwóch innych: „Zapamiętajcie!” Potem owi trzej młodzieńcy stali się przywódcami tej gminy.
Reb Ruben objął dębicki rabinat, kiedy był jeszcze młodym człowiekiem. Udało mu się wszelako zjednać sobie serca mieszkańców miasta. Utarł się zwyczaj, że do reb Rubena zajeżdżały powozy z pannami młodymi, które przed ślubem pragnęły otrzymać z jego rąk błogosławieństwo. W krótkim czasie zaczęli się do niego zjeżdżać chasydzi z całej Zachodniej Galicji, aby zasiąść przy jego stole, połamać się z nim chlebem i wysłuchać jego słów na temat Tory.
Rabbi Abraham Chaim Simcha Bunem Michaelson opisuje charakter i zwyczaje reb Rubena w swoim dziele pt. Ohel Naftali. Reb Ruben od dwunastego roku życia nie spał w szabat, spędzając całą dobę na tańcach na cześć Królowej-Szabat [20]. Kiedy reb Ruben osiadł w Dębicy, gmina wyznaczyła cztery wachty wiernych, aby na czas święta szabatu dotrzymywali mu towarzystwa w tańcu i śpiewie. Reb Ruben nie zrezygnował ze swojego zwyczaju nawet podczas siedmiu dni żałoby po śmierci swojej matki – rebecyny [21]. Tłumacząc swoje postępowanie przebywającemu w owym czasie w Dębicy krewnemu, rabbiemu Michaelsonowi, reb Ruben rzekł: „Skoro zwykle tak właśnie czynię, to gdybym w ten jeden szabat uczynił inaczej, wyglądałoby na to, że publicznie obnoszę się z żałobą.” [22] Działo się to w roku 5732 (1872).
Pierwsza żona reb Rubena, córka sprawiedliwego reb Izera z Rozwadowa, zmarła za młodu, wydając na świat reb Altera, pierworodnego syna reb Rubena, który odziedziczył po nim urząd rabina. Druga żona reb Rubena, rebecyna Dworale [23], nie wywodziła się z rodziny rabinów. Była przybraną córką jednego z chasydów reb Rubena. Po śmierci pierwszej żony reb Rubena ów chasyd, bardzo bogaty i majętny człowiek, przyszedł do swojego rabbiego i rzekł: „Rabbi, B-g obdarzył mnie majątkiem i pieniędzmi, lecz poskąpił mi dzieci. Zaadoptowałem więc córkę mojego brata. Proszę, weź ją za żonę, a ja ofiaruję ci wszystkie pieniądze i bogactwa, które posiadam.” I rabbi poślubił tę młodą kobietę, której na imię było Dwora. Wniosła posag w postaci pieniędzy i majątku oraz urodziła mu dwóch synów i trzy córki.
Reb Ruben, oddany nieustannym studiom nad Torą, nie zajmował się w najmniejszym nawet stopniu utrzymaniem domu ani administrowaniem pracami rabinatu. Robiła to za niego rebecyna Dworale. Skupowała nieruchomości, pomnażając majątek wniesiony jako wiano. Dom reb Rubena znajdował się obok synagogi staromiejskiej. Rebecyna nabyła nieruchomość po drugiej stronie Potoku Gawrzyłowskiego, w miejscu, gdzie jej syn reb Szmuel miał potem postawić swój dom. Oddała ten grunt w dzierżawę nieżydowskim sąsiadom na pastwisko. Długo potem, po śmierci reb Rubena, sprzedawała posiadane nieruchomości, jedną po drugiej, kiedy nadchodziła pora, aby zapewnić kolejnym synom i córkom wyprawę ślubną.
Reb Ruben prowadził sprawy sądu rabinackiego wraz z sędzią rabinackim reb Jicchakiem „Icie” Zylbermanem, który nie należał do grona jego chasydów. Przeważnie dogadywali się ze sobą, lecz były też sytuacje, kiedy następowały tarcia.
Pewnego razu, gdy dwóch Żydów wniosło przed sąd rabinacki prośbę o rozstrzygnięcie pewnej sprawy, a rabbi i sędzia gorączkowo debatowali nad interpretacją przepisów żydowskiego prawa, rozemocjonowany reb Ruben popchnął reb Zylbermana. Ten zasłabł i został odwieziony do domu. Reb Ruben odczuwał wyrzuty sumienia, lecz uznał, że nie może się zniżyć do przeprosin. Dopiero przewodniczący gminy, reb Daniel Gewirc, nakazał mu przeprosić reb Zylbermana, grożąc, że jeśli reb Ruben nie zmieni swojego postępowania, to „zostanie odesłany pod strażą do Rozwadowa”, skąd przybył. Niestety, po tym wydarzeniu stosunki między przewodniczącym a sędzią sądu rabinackiego Dębicy nie poprawiły się.
Jak głosi przekaz, pewnego razu szochet [24] reb Lejbusz, ojciec szocheta reb Towii, przyszedł do rabbiego Rubena ze skargą na sędziego Icie Zylbermana, że ten uznał za koszerne [25] zwierzę, które ma w płucu skazę w kształcie litery „waw”. Reb Ruben wezwał sędziego i zarządał, aby ten swoją decyzję uchylił. Reb Icie odmówił, w wyniku czego reb Ruben polecił, aby wszystkie synagogi wydały oświadczenie, że osoby, które zakupią mięso tego zwierzęcia, powinny mieć świadomość jego niekoszerności.
Kiedy reb Icie – który nie jadał wołowiny – usłyszał o tym oświadczeniu, poprosił, aby zakupiono dla niego trochę owego niekoszernego mięsa, po czym je zjadł. W mieście rozgorzał spór, a starsi gminy wysłali umyślnego do reb Jicchaka Szmelkesa, rabina Lwowa i autora księgi „Bejs Jicchak”, aby zasięgnąć jego opinii na ten temat. Reb Szmelkes opowiedział się po stronie reb Jicchaka Zylbermana i nakazał post dla wszystkich tych, którzy przeczyli koszerności mięsa.
Ów spór nie osłabił przywiązania dębickich chasydów do ich rabbiego. Przywiązanie to jeszcze się umocniło wraz ze śmiercią reb Rubena, kiedy jego pierworodny syn reb Alter odziedziczył jego urząd. Reb Alter posiadał charakter będący mieszanką cech człowieka pobożnego, jak i trzeźwo myślącego o świecie.
Interesujący opis mądrości i usposobienia tego prawego człowieka znajdujemy w książce pt. Zichronot mechajaj [26] autorstwa Józefa Marguszama, który osobiście spotkał rabbiego Altera w latach 1880.
Owej zimy rabbi Dębicy, reb Alter Horowic, przybył do Radomyśla. Przez cały tydzień gościł u ojca mojego teścia – reb Judy Sztajglica, jednego ze swoich najznamienitszych uczniów. Rabbi zatrzymał się w drodze do swojego ojca – reb Rubena Horowica, który był wnukiem starego rabbiego Naftalego z Ropczyc.
Gdy nadszedł dzień przyjazdu reb Altera, rzecz jasna, przyszedłem go powitać. Akurat zatrzymałem się w Radomyślu na szabat i dlatego miałem możność zaobserwować jego zwyczaje przy stole. Towarzyszyłem mu także w drodze do domu i dałem mu kwitel [27]. Ponadto złożyłem mu dar w postaci 50 monet ze złota wysokiej próby.
Nie wiedziałem, co napisać na kwitlu. W owym czasie nie byłem bowiem jeszcze kupcem i nie miałem dzieci. Umieściłem więc tylko nazwiska moje i żony wraz z adnotacją: „aby się darzyło i zdrowie było”.
Rabbi ochoczo przyjął darowiznę i szybko schował monety do kieszeni. Jednakże zatrzymał się nad moim kwitlem, czytając go dwa lub trzy razy, mimo iż był bardzo krótki. Następnie spytał:
– Czy naprawdę potrzebujesz kwitla?
Nie zrozumiałem znaczenia jego uwagi. Rozmawiałem o tym z ojcem mojego teścia. Reb Juda uśmiechnął się z dumą i wyjaśnił mi sens słów rabbiego następująco:
– Skoro jesteś jeszcze młodym człowiekiem na utrzymaniu teścia, nie prowadzisz interesów ani nie masz jeszcze dzieci, to w czym mógłbym ci pobłogosławić?
Tymczasem ja rozumiałem sens tych słów inaczej. Reb Alter musiał przecież doskonale wiedzieć, że jestem maskilem [28] i człowiekiem małej wiary, więc spytał, dlaczego zawracałem sobie głowę kwitlem.
Potem spotykałem reb Altera jeszcze kilkakrotnie. Wyglądał mi na bardzo bystrego człowieka, więc często zwracałem się do niego po radę w interesach. Zawsze też zostawiałem mu podarunki o znacznej wartości, lecz nigdy nie dałem mu już kwitla. Był zbyt inteligentny, aby mnie o to prosić, choć z pewnością proponował zostawienie kwitla innym.
Rabbi Dębicy, reb Alter Horowic Bł.P., był naprawdę kochanym człowiekiem – bardzo mądrym w sprawach tego świata. Dysponował wiedzą z różnych dziedzin – niczym bardzo doświadczony biznesman. Umiał udzielić właściwej porady w interesach wszystkim swoim chasydom.
Kiedy mój teść podejmował ważne decyzje, zawsze konsultował się z rabbim Dębicy, który był dla niego niczym bliski, wierny przyjaciel z lat dziecinnych. Kiedy mój teść wyjeżdżał z Zagorzyc[29] w sprawie nabycia kolejnej działki [30], rabbi Dębicy z największą uwagą zaangażował się w tę sprawę i doradzał mu potem jeszcze przy nabywaniu kilku innych działek.
Jak już wspominałem, Reb Alter był ekspertem w wielu dziedzinach. Znał się nawet na handlu końmi
Jednym z jego chasydów był Herszel – koniarz z Radomyśla. Nieustannie wysyłał duże transporty koni koleją do Prus (w jednym wagonie mieściło się 14 koni). Jako że w Radomyślu nie było stacji kolejowej, a wieś Czarna nie miała do tego celu odpowiedniej infrastruktury, Herszel zbudował swój pierwszy magazyn właśnie w Dębicy.
Wraz ze swoimi pomocnikami objeżdżał targi w wielu miastach i sprowadzał kupione konie do Dębicy, a stamtąd wysyłał je koleją do Prus.
Przed wysłaniem każdego transportu koni do Prus Herszel najpierw przychodził do rabbiego Dębicy poprosić o błogosławieństwo w intencji powodzenia swojego przedsięwzięcia. Dawał rabbiemu w darze tyle złotych monet, ile akurat koni wysyłał, a czasami wyprawiał tygodniowo transporty liczące 40 lub więcej koni.
Rabbi nie zadowalał się udzielaniem Herszelowi swojego błogosławieństwa, lecz z czasem zażądał, aby ten przed każdą wysyłką najpierw sprowadzał konie do niego, aby mógł im się lepiej przyjrzeć.
Kilkakrotnie miałem okazję być świadkiem, jak sprawiedliwy rabbi Dębicy oglądał konie Herszela.
Reb Alter stawał przed bramą swojego domu, przy królewskim trakcie prowadzącym do Pilzna. Na obszernym podwórzu przed jego domem stawało około 40 koni wraz z koniuchami. Kolejno pokazywali je rabbiemu, a ten pytał Herszela o cenę, jaką zapłacił za każdego konia.
Rabbi trzymał w ręku cienką trzcinkę i obrzucał każdego konia wnikliwym, fachowym spojrzeniem.
W pewnej chwili pytał znienacka:
– Herszel, co on ma na prawej nodze?
I Herszel, który wcześniej niczego nie zauważył, musiał przyznać, że rabbi ma rację. Bowiem koń miał istotnie na prawej nodze małą ranę, którą należało natychmiast zabandażować.
Innym razem, kiedy któryś z koni nie podobał się rabbiemu, prosił koniucha, aby wsiadł na konia i pojeździł na nim trochę, żeby „zobaczyć, jak chodzi”.
Rabbi potrafił z dużą dokładnością oszacować wartość każdego konia. Bywało zatem, że Herszel słyszał od gapiów:
– Hej! Tego siwego kazał odprowadzić na bok. Nie obłowisz się na nim.
Reb Alter nie miał dzieci i żył oszczędnie. Pełnienie funkcji rabina miasta oraz przewodzenie grupie chasydzkiej dawało mu znaczne wpływy – zatem nigdy nie uskarżał się na brak gotówki. W konsekwencji często pożyczał swoim chasydom pieniądze na bardzo korzystnych warunkach, a czasami nawet partnerował im w interesach
Jeden z krewnych rabbiego – Mendel Kelinman, przepotężny kupiec drzewny – zawsze pożyczał od niego grube tysiące. Kiedy Mendel – na skutek sporu z mieszkańcami Gottwirt [31] – zbankrutował, rabbi stracił tysiące koron w złocie, których nigdy zresztą nie odzyskał. Niemniej jednak Mendel pozostał jego chasydem, a rabbi nadal wspierał go finansowo.
Rabbi Dębicy był bardzo miłym i fascynującym człowiekiem – ze świecą by szukać podobnych ludzi. Niech dusza jego związana będzie z węzłem życia! [32]
Gospodarska mądrość reb Altera ukazywała się oczom jego wyznawców poprzez znaki i prawdziwie cudowne wydarzenia. Mawiano w mieście, że pewnego razu reb Alterowi przyszła do głowy myśl, że jeden z jego chasydów – reb Joel Gricman – powinien kupić dom od dębickiego goja. Wezwał swojego asystenta, reb Jisraela, i rzekł: „Idź do Joela Gricmana i każ mu kupić dom od takiego i takiego goja.” Kiedy reb Joel to usłyszał, założył płaszcz, udał się do rabbiego i spytał go z pretensją w głosie: „Jakże ja mam kupić ten dom, skoro nie mam ani grosza?” Reb Alter odparł: „Daj mu zadatek.” Reb Joel zawahał się przy drzwiach, lecz w końcu poszedł, a następnego dnia znalazł odpowiednią ilość pieniędzy na zaliczkę
Rabbi Alter niedomagał od młodości, był bardzo chudy i nie miał dzieci. A jednak prowadził sąd rabiniczny w wielkim stylu, z iście królewskim przepychem. Obsypywany przez kupców pieniędzmi, podarunkami, końmi oraz wszelkiego rodzaju kosztownościami, wyprowadził się ze swojego starego domu obok synagogi i wybudował nowy dwór – na większej działce. Ów nowy dom był siedzibą dębickich rabinów, aż do końca istnienia gminy żydowskiej w mieście. Na terenie posiadłości mieściły się stajnie, gdzie było również miejsce dla wozów, podróżnych i woźniców. Stała tam również przestronna suka [33] z odsuwanym dachem, która mogła pomieścić rabbiego wraz z całym jego dworem i wszystkimi chasydami. Dom mieścił także kilka sypialni, kuchnię i pomieszczenie, gdzie studiowano Torę [34]. Dwór otaczał wielki owocowy sad, gdzie rosły owoce z Ziemi Israela – winogrona, oliwki, brzoskwinie i goździki – które wykorzystywano podczas hawdali [35]. Suszone goździki co piątek kładziono na rozżarzonych węglach, a reb Jisrael Rajner okadzał nimi wszystkie pokoje dworu – tak, aby każdy kąt przesiąkł wonią na cześć szabatu.
Reb Alter miał czterech gabajów [36]. Pierwszy – nazywał się Aszer Appel, sprawował opiekę nad sprawami zewnętrznymi rabbiego i sypiał z nim w jednym pokoju. Drugi – spisywał jego słowa, a trzeci – stał przy drzwiach. Czwarty, reb Jisrael Rajner, był ich nadzorcą i pełnił tę funkcję od czasów rabbiego Rubena. Reb Jisrael był również osobistym doradcą rabbiego Altera. Do obowiązków reb Jisraela należał nadzór nad realizacją wszystkich planów rabbiego Altera, szczególnie zaś w zakresie handlu i działalności gospodarczej.
Reb Jisrael terminował u rabbiego Rubena. A doszło do tego tak. Matka reb Jisraela była kuzynką rabbiego Rubena. Wyszła za mąż za rabbiego Tarnowa, który zmarł wkrótce po urodzeniu się reb Jisraela. I co zrobił rabbi Ruben? Wydał swoją owdowiałą kuzynkę za mąż za jednego ze swoich chasydów – reb Kalmana Feffera, człowieka bardzo bogatego i majętnego, i osobiście zajął się wykształceniem jej syna z pierwszego małżeństwa, czyli reb Jisraela. Kiedy chłopiec osiągnął wiek dojrzały, stał się prawą ręką rabbiego Rubena we wszystkim. Rabbi ożenił go z córką swojego chasyda – szocheta z Ryglic.
Posiadłość reb Jisraela przylegała do ogrodu i podwórza rabbiego. Reb Jisrael spędzał więc całe dnie na dworze swoich rabbich – najpierw reb Rubena, a potem reb Altera, a po jego śmierci, reb Szmuela – mimo że sam posiadał rodzinę. Dębiccy chasydzi przychodzili do reb Jisraela po poradę w swoich sprawach, czy to rodzinnych, czy zawodowych, czy gminnych – zwłaszcza po śmierci reb Altera.
Reb Alter zmarł młodo z uwagi na zły stan zdrowia. Jego przedwczesna śmierć wywołała spór o urząd rabina Dębicy pomiędzy reb Becalelem – mężem Gitli, najstarszej córki rabbiego Rubena – który początkowo mieszkał u swojego teścia, a następnie osiadł w Pilźnie, a reb Szmuelem – synem rabbiego Rubena – rabinem w Przytyku [37].
Spór ten wstrząsnął całym miastem, dzieląc nawet gojów. Do głośno sprzeczających się na rynku i opowiadających się po jednej lub po drugiej stronie Żydów przyłączali się Polacy, wołając, że są „za Szmulem” lub „za Calkem” [38]. Kłótnie trwały przez trzy lata, aż w drodze arbitrażu sprowadzono do miasta rabbiego Sieniawy, który zdecydował, że rabinat miasta Dębicy powinien przypaść w udziale reb Szmuelowi – synowi reb Rubena – i że reb Szmuel powinien wypłacić swojemu szwagrowi – reb Becalelowi – odszkodowanie w wysokości 3000 złotych koron, aby ten mógł wykupić rabinat miasta Pilzna. Reb Becalel zmarł wkrótce po objęciu urzędu rabina Pilzna. Jego śmierć odnowiła spór z reb Szmuelem. Po śmierci reb Becalela jego krewni i zwolennicy postanowili sprowadzić jego ciało do Dębicy i pochować go obok jego teścia – reb Rubena. Jednakże rabbi miasta, reb Szmuel Horowic, nie wyraził na to zgody, gdyż sam chciał zarezerwować dla siebie miejsce u jego boku. I faktycznie, po śmierci w roku 1923, reb Szmuel został pochowany po prawej stronie obok grobu reb Rubena. Reb Alter spoczął zaś po lewej stronie.
Wraz z odejściem reb Altera zakończyła się wspaniała historia tej okazałej i dumnej dynastii rabinów i zaczęła się nowa era.
Wśród zwolenników reb Szmuela wielu było Żydów z Przytyka. Zyskał ich wierność, zamieszkując w tej miejscowości. Jednakże, ku jego rozpaczy, nie wszyscy dawni chasydzi uznali go za dziedzica reb Altera. Wielu chasydów reb Becalela pozostało w opozycji do reb Szmuela, aż do kresu jego dni. Na każdy szabat, święto czy w inny dzień zgromadzenia przyjeżdżali do Pilzna we dwa lub trzy wozy. Mijając podwórze reb Szmuela, śpiewali swoje pieśni wniebogłosy, próbując sprowokować rabbiego. Reb Szmuel bardzo cierpiał z tego powodu.
Wraz z objęciem urzędu rabinackiego władza reb Szmuela zaczęła maleć i w innym względzie. Bowiem w owym czasie nieliczni z początku maskile zaczęli zdobywać w mieście coraz więcej zwolenników. Młodzież chłonęła światowe nowinki. Ówczesny rabinat współpracował z władzami miasta m.in. w zakresie organizacji wyborów. Oskarżenie o zbytnie spoufalanie się z władzami przybrało na znaczeniu, gdy nastał rabbi Cwi Elimelech.
W 1923 r., gdy zmarł reb Szmuel, w mieście wybuchł wielki spór w kwestii wyboru jego następcy. Było dwóch kandydatów. Pierwszym – był syn rabbiego Szmuela, reb Herszele Cwi Elimelech Horowic [40], który nie otrzymał jeszcze potrzebnych święceń. Drugim – rabbi pobliskiej Daliowej [41] – potomek rabinów z Wielopola. Spór ten odnowił stary konflikt, który rozgorzał w mieście przy wyborze reb Rubena.
Aby rozstrzygnąć tę sprawę, powołano nawet specjalną radę mędrców. W jej skład weszli: dajan reb Berysz Szilaj, reb Ruwele Kluger, reb Chaim Szlezynger, reb Chaim Brik oraz reb Alter Pechter. Rada gminy faworyzowała reb Herszela z uwagi na uprawnienia, jakimi dysponował jako potomek rodu rabinów, lecz z zastrzeżeniem, iż reb Herszel musi najpierw otrzymać wszystkie potrzebne święcenia – według narzuconej przez radę procedury. Inny pogląd miał w tej sprawie prezes gminy, reb Hersz Taub, który opowiadał się za wyborem rabbiego z Daliowej i na popracie swojego stanowiska przekonał rabbiego do osiedlenia się w mieście. Jednakże gminy nie było stać na utrzymywanie dwóch rabbich. W kasie gminnej brakowało pieniędzy – przede wszystkim z uwagi na to, że skończyły się dostawy koszernego mięsa do Krakowa. Dostawy te przynosiły gminie spory dochód w postaci króbki.
Reb Herszel utrzymywał się głównie dzięki datkom swoich chasydów. Dlatego też często odwiedzał ich, podróżując po kraju. Miał również dwór w Dębicy, lecz wielkich tłumów tam nie było.
Reb Hersz Taub nie został wybrany na kolejną kadencję. Przeważająca ilość jego dawnych zwolenników przeszła na stronę rabbiego. Prezesem gminy został reb Towia Cuker. Rabbi zawarł w końcu pokój ze swoimi dawnymi oponentami i odtąd wspólnie z nimi administrował sprawami gminy we wspólnej opozycji do syjonistów [42] i ich popleczników.
Dodatkowym czynnikiem oddziaływującym negatywnie na wpływy tej rodziny rabinów były spory wybuchające wśród potomków reb Rubena, którzy pozostali w mieście.
Był wśród nich zięć reb Rubena – reb Jisrael Josele Unger, który zrezygnował z walki o dębicki rabinat po I wojnie światowej i zajął się pożyczaniem pieniędzy na procent w pobliskim Tarnowie. Syn reb Jisraela, Eliezer, w dojrzałym wieku związał się z Mizrachi [43] i nauczał w szkole hebrajskiej w Dębicy. W późniejszym okresie zaangażował się w działalność na rzecz gminy żydowskiej w Tarnowie. Był jednym z pierwszym ludzi, którzy przekazywali szczegóły na temat Holokaustu do Izraela. Jego przekazy zrobiły wielkie wrażenie, jednak nie będziemy w tym miejscu rozwijać tego tematu.
Młodszy brat reb Szmuela, reb Naftali Horowic, poślubił córkę jednego z chasydów swojego ojca – reb Motele Wajnberga, zamożnego i robiącego duże interesy kupca z Dukli. Reb Naftali mieszkał przez dłuższy czas w domu swojego teścia, a po jego śmierci próbował poprowadzić jego interesy, lecz nie umiał tego zrobić i zbankrutował. Potem wrócił do Dębicy i został nieformalnym rabinem, tzn. nie otrzymywał części gminnych opłat należnych prawdziwemu rabbiemu.
Jak opowiadają chasydzi, na tym nie wyczerpała się lista nieszczęść, które spadły na reb Naftalego. Zasłynąwszy już w młodym wieku przyjemną barwą głosu, reb Naftali śpiewał piękne melodie i przewodniczył modłom ku wielkiemu zadowoleniu słuchaczy. Aż pewnego razu jego wuj, rabbi z Dzikowa, poprosił, aby reb Naftali odwiedził go wraz z całą swoją rodziną. Toteż reb Naftali zaczął przygotowywać się do drogi. Jednakże jego starszy brat, reb Alter – wówczas już rabin miasta – zabronił mu jechać ze względu na spór toczący się pomiędzy chasydami z Dzikowa i z Dębicy. Wszelako reb Naftali pozostawał nieugięty. Kontynuował przygotowania do podróży i z pewnością byłby pojechał, lecz w ostatniej chwili zrezygnował – dotknięty nagłym atakiem chrypki, która nie opuściła go już do końca życia, przez co nie mógł już należycie wypełniać obowiązków kantora. Jak można się spodziewać, dla chasydów reb Altera był to wyraźny znak kary B-j.
W 1924 r., po zakończeniu I wojny światowej, reb Naftali wyjechał kwestować do Ameryki i jego misja zakończyła się sukcesem. Jednakże jego syn, Rubele, roztrwonił te pieniądze, nieumiejętnie inwestując. Nie znając się dobrze na mechanizmach funkcjonowania biznesu i mając zbyt hojną rękę, wielokrotnie bankrutował.
Przez dziesięć lat – od momentu, kiedy reb Naftali osiadł w Dębicy, aż do chwili, kiedy ją opuścił – reb Hersz Taub próbował doprowadzić do tego, aby wybrano go na przewodniczącego sądu rabinackiego. Jednak spotykał się z nieustanną opozycją rabbiego Cwi Elimelecha. W ostatnich wyborach do władz gminy reb Naftali przystał do syjonistów, pomimo że jeszcze na początku wieku należał do ich najzagorzalszych wrogów i wraz z sojusznikami świętował śmierć Herzla[44] w 1904 r. [45]
Rabbi Cwi Elimelech i prawie cała jego rodzina zginęli w czasie Holokaustu. Niech B-g pomści ich śmierć!
W zarysie historycznym nt. dębickich Żydów, opublikowanym w „Sefer Dembic”, N.M. Gelber przyznaje, że o dębickim rabinacie nie zachowały się żadne przekazy sprzed drugiej połowy XVIII w. Pierwszymi wspomnianymi rabinami Dębicy byli rabbi Szmuel i rabbi Eliezer. Należeli do znanego rodu rabinackiego Horowiców. Jak twierdzi Gelber, nie należy ich jednak mylić z potomkami reb Naftalego z Ropczyc, którzy później przybrali to nazwisko. Warto przy tym wspomnieć, że jako przewodniczący gmin Starej i Nowej Dębicy w 1712 r. wspomniani są jeszcze z nazwiska Reb Herszel vel Herszko i Reb Lewi ben Jicchak vel Lewko Isakowicz.
Na podstawie danych przytoczonych przez Gelbera oraz wspomnień dawnych mieszkańców Dębicy chronologia dębickiego rabinatu nie daje się skompletować w szczegółach, lecz najogólniej przedstawia się następująco:
17??-17?? Szmuel Horowic
17??-1790 Eliezer Horowic
1797-1809 Natan Landau Kohen [46]
1809-1820 Szmuel Henoch Gewirc [47]
(rabin Starej i Nowej Dębicy)
1820-18?? Eliahu (Elisz) Gewirc (sędzia rabinacki)
linia ropczycka
1872-188? Ruben Horowic (sędzia rabinacki i Admor
[48])
188?-1895 Alter Jeszaja Horowic
1895-1923 Szmuel Horowic
19??-1943 Cwi Hirsz Elimelech Horowic
W okresie publikacji „Sefer Dembic” (wczesne lata 1960.) ostatnim żyjącym rabbim nowojorskich wspólnot chasydzkich wywodzących się z Jasła i z Dębicy był rabbi Joel Halperin. Mieszkający na Brooklynie rabbi Halperin jest autorem zbioru komentarzy pt. „Asuf Takanot Agunot” [49] i potomkiem rodu chasydzkiego z linii wywodzącej się z Ropczyc, Starego Sącza, Przemyślan i Złoczowa.
|
JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of
the translation. The reader may wish to refer to the original material
for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.
Dembitz, Poland Yizkor Book Project JewishGen Home Page
Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 2 Dec 2009 by MGH