|
{464}
Tamar Itinson - Reichert Zew Eliasz był jednym z najlepszych zgierskich Żydów i pierwszym działaczem syjonistycznym.
Urodził się w Ozorkowie w roku 1882 i był synem zamożnego chasyda reb Eliezera Chaima Reicherta, człowieka hojnego i sprawiedliwego, jednego z pionierów produkcji tekstylnej w naszym mieście. Matką jego była Ruchama, córka Chanocha Kriszka, zamożnego i szanowanego mieszkańca Ozorkowa. Rodzina jego ojca była bardzo szeroko rozgałęziona i pochodziła od Maharala z Pragi[1]. Jednym z wczesnych patriarchów rodu był szlachetny reb Lejb Koszmirak, należący do tego samego pokolenia co Sir Mojżesz Montefiore[2], który już dziewięćdziesiąt lat wcześniej rozpoczął był walkę o odzyskanie doliny Jerycha. Ofiarował on na ten cel 100 000 rubli, które wysłał do Jerozolimy na ręce rabbiego Meira Auerbacha, co nie przyniosło jednak oczekiwanych rezultatów.
Zew Reichert uczył się w chederze, Bejt Ha-Midraszu i jesziwie. Wykształcenie ogólne odebrał u prywatnych nauczycieli i wkrótce stał się znawcą starej i nowej literatury hebrajskiej jak i literatury światowej. Specjalnym zainteresowaniem darzył jednak historię Żydów, która pociągała go bardziej aniżeli wszystko inne. Właśnie to głębokie zainteresowanie dziejami swego ludu doprowadziło go do miłości Syjonu. Kiedy na scenie syjonizmu ukazał się Herzl, Zew Reichert był jednym z pierwszych, którzy wstąpili w szeregi aktywnych syjonistów. Stał się jednym z najbardziej oddanych żołnierzy syjonizmu.
Dość wcześnie poślubił swoją krewną Machlę, córkę uczonego i maskila reb Mosze, właściciela posiadłości we wsi Dronzwa[3] w okolicy Makowa. Był on znany z gościnności i szanowany przez sąsiadów. Wybrano go do Dumy rosyjskiej z regionu Ostrołęki.
Po ślubie reb Zew Reichert osiadł w Zgierzu. Wraz z bratem reb Zewem Michałem Reichertem założył tam fabrykę włókienniczą w roku 1905. Była to oczyszczalnia i farbiarnia wełny i należała do większych zgierskich fabryk. Zatrudniała około pięćdziesięciu robotników, samych chrześcijan. Polskie związki zawodowe sprzeciwiały się zatrudnianiu Żydów w przemyśle. Po pierwszej wojnie światowej Żydzi zaczęli jednak pracować w fabrykach pomimo to, zwłaszcza nielegalni uchodźcy z Rosji i pionierzy przygotowujący się do aliji do Kraju Izraela. Było także wiele żydowskich kobiet robotnic.
{Fot. str. 456 po prawej Zew Eliasz i Machla Reichert}
{Fot. str. 456 po lewej Ezra Reichert}
Reb Zew Reichert dał się poznać jako entuzjastyczny syjonistyczny aktywista już wkrótce po przybyciu do Zgierza. Do dozgonnych jego przyjaciół należał znany uczony, przepełniony miłością Syjonu reb Izucher Szwarc.
Poświęciwszy się służbie syjonizmowi został jednym z założycieli i przewodniczącym organizacji syjonistycznej w Zgierzu; później przyczynił się do powstania zgierskiego oddziału Mizrachi. Zawsze należał do najhojniejszych darczyńców na fundusze syjonistyczne i był jednym z dystrybutorów akcji Funduszu Osiedleńczego. Nie szczędził czasu, pieniędzy ani wysiłku. Fakt, że był tradycyjnym Żydem regularnie modlącym się w sztibł chasydów z Góry Kalwarii, którzy nie pochwalali syjonizmu, nie przeszkadzał mu w pracy syjonistycznej. Jego przekonywująca i integralna osobowość sprawiała, że miał wielu przeciwników; starał się zdobywać dusze dla syjonizmu w swojej działalności publicznej jak i w życiu prywatnym, także w sztibł.
Dom jego przesiąknięty był duchem syjonizmu. Dał swoim dzieciom syjonistyczne wykształcenie i nauczył mówić po hebrajsku. W dziedzińcu jego domu mieściło się wiele żydowskich przedsiębiorstw, jak przędzalnia Hendelesa, tkalnie braci Boaz, Łęczyckiego, Kaufmana, Harona i innych; podobnie większość syjonistycznych organizacji w mieście, w tym Organizacja Syjonistyczna i Organizacja Kobieca Dwora, której spiritus movens i przewodniczącą była jego żona. Mieściła się tu także hebrajska grupa skautów Ha-Szomer Ha-Cajr, organizacja Makabi, czytelnia publiczna i pierwsze hebrajskie przedszkole prowadzone przez jego żonę. Wszystkie te instytucje i organizacje skoncentrowane w dziedzińcu domu Reicherta nadały mu specjalny status tak wśród Żydów jak i Polaków, którzy z niechęcią patrzyli na wszystkie te przedsięwzięcia. Nierzadko dzieci szkotzim[4] rzucały kamieniami w dziedziniec i wyryły słowo Palestyna ponad słowami uświęcenia księżyca na bramie domu[5]. I tak przyjęła się nazwa, którą ogólnie określano tę fortecę syjonizmu: Palestyna.
{Fot. str. 466: Dom Reichertów w Zgierzu: Palestynka}
Zew Eliasz zrealizował swoją miłość do Syjonu samemu dokonując aliji. Po raz pierwszy odwiedził Kraj już w roku 1906. W dzienniku, który po sobie pozostawił, pisze, że w tamtym okresie czuł silną potrzebę zobaczenia na własne oczy Kraju Izraela, o którym zawsze marzył. Wizyta ta była spełnieniem jego snów. Pojechał z grupą czterech osób, w tym z dwoma szwagrami, Zewem Michałem Reichertem i Cwi Tenenbaumem. Chociaż wyjazd planowano w sekrecie, tak, aby nic nie zakłóciło tego projektu, wieść o nim rozeszła się wśród społeczności w ciągu kilku dni. Domy wyjeżdżających zaroiły się od gości. Zgierzanie byli nadzwyczaj podekscytowani, ponieważ w tamtych czasach wyjazd do Kraju był wielkim wydarzeniem. Przychodziły setki ludzi, pytając o plan podróży, o możliwości zainwestowania pieniędzy w Kraju, o niebezpieczeństwa związane z tak daleką drogą itd. Byli także tacy, którzy dawali mu karteczki z prośbą o umieszczenie ich w pęknięciach Zachodniej Ściany i w Grobie Racheli.
Wielu przyszło pożegnać go na łódzkim dworcu kolejowym krewni, przyjaciele, syjoniści i działacze społeczni. Pomiędzy nimi był pisarz Ezra Golden.
Grupa pojechała do Odessy i tam weszła na statek do Jaffy. W Odessie spotkali Menachema Uszyszkina i A. Drojanowa, sekretarza odeskiego komitetu Chowewej Syjon. Zew Eliasz skonsultował z nim plany dalszej podróży i możliwości inwestowania pieniędzy w Kraju.
Zew Eliasz myślał o kupnie ziemi i założeniu fabryki w Kraju. Planów tych jednak nie udało się zrealizować.
W roku 1910 wraz ze swoimi szwagrami, których wspomnieliśmy wyżej, spróbował założyć pierwszą oczyszczalnię wełny w Riszon LeCijon. Przez pośrednika Zewa Głuszkina baron Beniamin Rotszyld wynajął im lokal w budynkach winiarni i zgodził się dostarczać im parę z urządzeń winiarni. Z powodu niezdatności tej wełny do dalszej obróbki w Polsce trudno było jednak sprzedać oczyszczoną wełnę, tak jak uprzednio planowano.
Kolejny pomysł reb Zewa Reicherta polegający na stworzeniu miejscowego przemysłu włókienniczego używając miejscowej wełny także spełzł na niczym z powodu tureckich przepisów podatkowych, które nie chroniły rodzimego przemysłu. Niestety, uniemożliwiło to dalszy rozwój przedsiębiorstwa i trzeba było je zamknąć.
Wreszcie dojechały do nich żona reb Zewa Machla i siostra Eida, żona Michała Zewa Reicherta. Chciały one przekonać się, czy możliwe jest osiąść w Kraju. Wszystkie te plany pokrzyżował jednak wybuch pierwszej wojny światowej w roku 1914. Myślano również o założeniu osady ogrodu na wybrzeżu Morza Galilejskiego. Dzięki wysiłkom Reicherta grupa zgierskich i łódzkich Żydów zakupiła ziemię od Organizacji Przygotowania Osadnictwa i niemal doprowadziła do zrealizowania projektu. Kiedy wybuchła wojna, trzeba było jednak porzucić ten plan.
W rezultacie podróży reb Zewa do Kraju w mieście obudziły się silne odczucia nacjonalistyczne. Wielu pod jego wpływem zrobiło aliję i wielu skorzystało z jego pomocy w organizacji wyjazdu. Dzięki wysiłkom i wpływom rodziny Reichertów aliję zrobił błogosławionej pamięci Menachem Berliner. Był on jednym z pierwszych walczących z oddaniem dla Kraju; zmarł na żółtą febrę. Także Joszua Manoach, jeden z założycieli Deganii, który uczył hebrajskiego w domu Reichertów, zdecydował się na aliję pod wpływem syjonistycznej atmosfery tam panującej.
Reichert nie tylko działał w ruchu syjonistycznym. Walczył także o prawa swoich współobywateli. Był członkiem Rady Miasta Zgierza i żydowskiej Rady Gminy. Zajmował się problemami i potrzebami zgierskich Żydów.
W wolnym czasie brał w ręce książkę. Zajmował się także pracą naukową. W jego obfitej bibliotece szczególnie wyróżniały się książki na tematy żydowskie. Przetłumaczył także Wojnę Żydowską Józefa [Flawiusza Z.O'R.] (Józefa ben Matijahu) na hebrajski, publikował artykuły w gazetach żydowskich, korespondował z badaczami historii hebrajskiej i napisał nigdy nie wydaną książkę o życiu Żydów w czasach Drugiej Świątyni.
Po pierwszej wojnie światowej los zwrócił się przeciw niemu. W roku 1919 jego oddana żona, wierna miłości Syjonu i zawsze u jego boku, zachorowała i zmarła w cierpieniach. Była młodą jeszcze, trzydziestodziewięcioletnią kobietą. Jej tęsknota i miłość do Kraju nie przestała w niej płonąć nawet na łożu śmierci. Na kilka dni przed zgonem poprosiła męża o przeniesienie jej szczątków do Kraju Izraela. Pogrzebano ją w drewnianej trumnie. Pogrzeb jej był jednym z największych, jakie Zgierz widział. Tysiące ludzi odprowadzało jej trumnę. Niespokojne czasy i dezaprobata rabinów co do wydobywania szczątków zmarłej z grobu stanęły na przeszkodzie wypełnieniu jej ostatniej woli. Złamało to ducha reb Eliasza i pozostawiło go w smutku. Wielu zgierskich Żydów i wielu krewnych posadziło na jej pamiątkę drzewa w lesie Herzla.
W końcu roku 1918 Zew Eliasz wybrany został na delegata na narodową konwencję Żydostwa Polskiego w Warszawie. Na zebraniu tym zdecydowano się utworzyć ogólnonarodową organizację polityczną, która stałaby na straży interesów polskiego żydostwa. Należałyby do niej najznamienitsze osobistości różnych partii, społeczności i instytucji z całej Polski. Po powrocie reb Eliasz przedstawił drobiazgowy raport z przebiegu konwencji w lokalu syjonistów w Zgierzu 19 stycznia 1919 roku.
{Fot. str. 469 po lewej: Zew Michał Reichert}
{Fot. str. 469 po prawej: Jehudit Reichert}
W roku 1925 Zew Eliasz ponownie pojechał do Kraju i tym razem pozostał tam przez ponad rok. Zamierzał w tym czasie osiąść w Kraju i wzmocnić fabrykę. Kiedy powrócił do Polski, by zlikwidować swoje interesy, nastąpiła era Wielkiego Kryzysu. Stracił cały swój majątek i sytuacja jego stała się rozpaczliwa.
Z wybuchem drugiej wojny światowej wraz z resztą jego ziomków ogarnęły go straszne płomienie holokaustu. Jak dowiedziała się [później Z.O'R.] jego rodzina, wojenna zawierucha wygnała go ze Zgierza do Łodzi, potem do Częstochowy i wreszcie do Warszawy. Ostatnią wiadomość od niego otrzymał szwedzki Czerwony Krzyż: Ratujcie mnie!... Zabierzcie mnie z tej doliny mordu!.... Potem nie było już żadnych wieści. Zakończył życie wraz z sześcioma milionami swych braci, więźniami piekła, zamordowanymi i spalonymi w komorach gazowych.
Taki był nieoczekiwany koniec człowieka, który zrobił tak wiele dla ruchu odrodzenia syjonistycznego i osobistej realizacji pragnienia powrotu do Syjonu. Niech dusza jego będzie związana w węzełku wiecznego życia naszego narodu, którego tak wytrwale strzegł.
Błogosławionej pamięci Machla Reichert
Pani Machla Reichert, żona Zewa Eliasza Reicherta, pochodziła ze wsi Drozdowo [(?) Z.O'R.] regionie łomżyńskim, gdzie jej dziadek posiadał majątek ziemski.
Ładna, inteligentna i utalentowana dziewczyna wcześnie poślubiła kuzyna Zewa Eliasza i przeprowadziła się do Zgierza. Tam mąż jej ze swoim szwagrem założyli farbiarnię i wytwórnię materiałów wełnianych. Życie jej było harmonijne i pełne spokoju. Pomagała mężowi w jego syjonistycznej pracy, a także w poszukiwaniach naukowych i literackich. Urodziła sześcioro dzieci. Była miłą i godną podziwu kobietą tak z urody jak i z zachowania. Mimo słabego zdrowia poświęciła się całkowicie sprawom społeczności i nie żałowała trudu, aby jej służyć.
Wraz z siostrą Aidą założyła kobiecą organizację syjonistyczną Dwora i sama stanęła na jej czele. Zgierz zawdzięcza jej także swoje pierwsze przedszkole. Z ramienia Żydowskiego Funduszu Narodowego prowadziła zbiórki pieniędzy i biżuterii. Miała dar przekonywania, a jej wypowiedzi na zebraniach i spotkaniach znamionowały talent i uczucie.
Rodzina jej zapamiętała szczególnie jeden zimowy dzień. Miało się odbyć spotkanie organizacji. Machla nagle zniknęła. Znaleziono ją w pomieszczeniu, w którym miało się odbyć zebranie. Starała się rozpalić ogień, chociaż lekarz zabronił jej się nadwerężać.
Przez całe swe krótkie życie całą duszą pragnęła osiąść w Kraju Izraela. Zawsze marzyła o domu na wybrzeżu Morza Galilejskiego, tak, by wraz z dziećmi mogła kąpać się w jego błękitnej wodzie. Odwiedziła Izrael dwukrotnie, nie dane jej jednak było spełnić swego wielkiego pragnienia. Po wojnie stan jej zdrowia się pogorszył. Oddała ducha Niebu, gdzie czekał na nią paszport do Kraju Izraela. Jej prośba, aby jej szczątki przenieść do Ziemi Świętej, nie została spełniona. Pogrzebano ją na zgierskim cmentarzu.
Miejsce jej spoczynku zostało zniszczone przez wroga. Nagrobków żydowskich użyto do brukowania ulic miasta.
W łódzkim dzienniku Lodzer Tagblatt z 26 stycznia 1920 roku opublikowano relację z wieczoru poświęconego pamięci zmarłej pani Machli Reichert, założycielki i przewodniczącej kobiecej organizacji syjonistycznej Dwora. Udział wzięli Izucher Szwarc i główny kantor Lodzi H. Alterman. Doktor Sterman chwalił wybitną osobowość zmarłej i jej działalność na rzecz idei syjonistycznej i zgierskiej freblówki.
Niech dusza jej będzie związana w węzełku życia.
Błogosławionej pamięci Zew Michał Reichert
Zew Michał Reichert, syn Abrahama Gerszona, urodził się w Kodkowie koło Krośniewic w roku 1861 (według źródeł pisanych i tradycji ustnej był on potomkiem Maharala z Pragi).
Od wczesnej młodości błąkał się po gospodarstwie ojca w Drozdowie [(?) Z.O'R.]i marzył o Ziemi Izraela. Poślubił córkę swej siostry, Eidę, córkę Mosze Reicherta (siostrę Machli Reichert) [występuje także jako Aida Z. O'R.]. Wkrótce przeprowadzili się do Zgierza. Tam wraz ze szwagrem Zewem Eliaszem Reichertem założyli farbiarnię i fabrykę obróbki wełny. W roku 1919 utworzyli w Zgierzu przedsiębiorstwo tekstylne z nadzieją przeniesienia go do Izraela. Jemu przypadło zadanie wprowadzenia przedsiębiorstwa w ruch. W roku 1921 wyjechał z rodziną do Izraela i założył tam szwalnię i tkalnię bawełny. Przedsięwzięcie to pochłaniało wszystkie jego siły aż do jego późnej starości. Musiał pokonać wiele trudności związanych z prowadzeniem interesów i zarabianiem na życie. Codziennie już od rana osobiście kierował pracą fabryki. Dzieci namawiały go, by sprzedał przedsiębiorstwo i nareszcie należycie odpoczął. Niechętnie poszedł za ich radą. Był człowiekiem czynu i w bezczynności wiądł i zapadał się w sobie. Zmarł w wieku 92 lat.
W Kraju mniej się udzielała w pracy społecznej, utrudniała jej to nabyta w młodości cukrzyca. Dom jej był otwarty dla każdego i w każde święto zbierali się tu członkowie jej rozszerzonej rodziny. Dom jej był pierwszym schronieniem dla wielu przybyszów do Kraju. Niech dusza jej będzie związana węzłami życia wiecznego.
Błogosławionej pamięci Ezra Reichert
Ezra Reichert urodził się w Zgierzu swoim rodzicom Zewowi Eliaszowi i Machli Reichert. Wczesne wykształcenie otrzymał w tradycyjnym chederze, jak to było wówczas w zwyczaju, a także od prywatnego nauczyciela, pana Joszui Manoacha, oby żył długo i w zdrowiu, członka kibucu Degania Alef. Następnie kontynuował naukę w łódzkim gimnazjum Jawne.
Ojciec jego reb Zew Eliasz, był jednym z pierwszych zgierskich aktywnych syjonistów, przed pierwszą wojną światową podróżował do Kraju, gdzie zakupił ziemię z nadzieją osiedlenia się tam z rodziną. Pragnienie jego się nie spełniło, ale dzieci jego, w tym Ezra, zrobiły aliję w roku 1921.
W roku 1923 przyjęto Ezrę do szkoły rolniczej Mikwe Izrael. Tam, wśród studentów i aktywistów o rozmaitych drogach życiowych, lecz ożywionych tą samą ideą, po raz pierwszy spróbował swoich sił w poezji. Później zaczął publikować w studenckim miesięczniku artykuły poświęcone poprawie bezpieczeństwa i warunków życia na uczelni. Koledzy przyjmowali jego teksty z entuzjazmem. Przeglądał się w nich jego duch, ujawniały one jego spostrzegawczość i uwagę wobec wszystkiego, co się działo wokół, którym niczego nie ujmowała jego przyrodzona skromność i zrównoważenie. Ezra wiele jeździł po Kraju i z wielkim talentem opisywał swoje doświadczenia. Wysyłał te owoce swego talentu do różnych wydawnictw. Cieszyli się nimi zarówno czytelnicy w Kraju jak i w diasporze. Świetnie pisał także o śmiałych ekspedycjach badawczych, których opisy pióra wielkich podróżników należą dziś często do kanonu literatury światowej.
W latach drugiej wojny światowej pracował jako bibliotekarz w sekcji periodyków biblioteki Massada. Przez kolejne siedemnaście lat, póki nie złożyła go choroba, pracował w bibliotece Ohel Szem w Tel Awiwie.
Z najpóźniejszych, przedśmiertnych pism dowiedzieć się możemy o jego uczuciach w ostatnich dniach jego życia; ujawnia w nich niepokoje swej duszy i niespełnione pragnienia.
Zmarł 4 cheszwan 5729 (1969) i został pogrzebany wśród członków rodzin Reichert i Tenenbaum-Arzi na Kiryat Shaul. Niech dusza jego będzie związana w węzełku życia, a pamięć jego niech będzie błogosławieństwem.
{473}
Mój błogosławionej pamięci dziadek, reb Fiszel Bunim Hollander, szochet
Niżej przedstawiamy wspomnienie reb Dawida Wechslera (dziś żyjącego w Ameryce) o jego czcigodnym dziadku, napisane z najgłębszym szacunkiem i miłością. Ukazuje nam on fragment życia z czasów zakrytych zasłoną wieczności.
Oto, co powiedziała mi o nim moja błogosławionej pamięci matka:
Pewnego razu pradziadek mój, reb Lejzer (ojciec reb Fiszela Bunima), przez kilka tygodni nie mógł wyjechać z Kocka, gdyż kocki rebe nie dopuszczał go do siebie, by mógł się pożegnać. A jakiż chasyd jedzie do domu nie żegnając się z rebem? Reb Lejzer czekał. Pewnego dnia drzwi się nagle otworzyły i wszedł rebe. Wychodząc rebe powiedział mu: W Zgierzu potrzebują szocheta. Jedź tam i nich ci się dobrze powodzi.
W zasadzie najpierw zawsze jedzie się samemu. Trzeba poznać ludzi i nawiązać kontakt ze społecznością. Na początku reb Lejzer przemieszkiwał w kockiej sztibł. Kiedy wieść się rozeszła, zwołano radę: nie była to przecież sprawa małej wagi rebe z Kocka sam przysłał szocheta! Natychmiast zaakceptowano go na stanowisku szocheta miejskiego i zaproszono jego rodzinę. W tamtych czasach nie było pociągów. Bliscy reb Lejzera przez wiele dni jechali konną bryczką było to w środku zimy zanim wreszcie dotarli do Zgierza. Działo się to w roku 5607 (1847). Ponieważ nie było dla nich domu, chasydzi oddali im pokój w sztibł, póki nie znajdzie się dla nich porządne locum. Tak rozpoczęła się zgierska historia naszej rodziny.
Już w młodości Fiszel Bunim uczył się z wielką pilnością i wyrósł na geniusza. Studiował w znanej w całej Polsce jesziwie prowadzonej przez pierwszego rabina miasta, świętej i błogosławionej pamięci reb Szaloma Hirsza Ha-Kohena. Jednocześnie uczył się praw szechity (rzeźni rytualnej) i po śmierci ojca miasto zaoferowało mu jego posadę. W tym czasie reb Fiszel Bunim ożenił się z córką jednego z obywateli, reb Dawida Mordechaja. Wybranka miała na imię Kejla (była to nasza błogosławionej pamięci babka Kejla). Kupili dom przy ulicy Żydowskiej, gdzie koncentrowało się życie żydowskie naszego miasta. Dom był niedaleko synagogi i Bejt Ha-Midraszu, którego najwyższe okna wychodziły na dziedziniec domu dziadka. Wciąż pamiętam te letnie dni, kiedy z otwartych okien dochodziły melodie Tory i modlitw.
Dziadek i babka mieli ośmioro dzieci.
Oczywiście dzieci zostały wychowane w najściślejszej tradycji judaizmu. Synowie i zięciowie zdobyli sobie uznanie jako uczeni i chasydzi. Dziadek często jeździł do błogosławionej pamięci Chiduszej Harima, a później do reb Henecha z Aleksandrowa, do Sfat Emeta i jego syna reb Abrahama Mordechaja. Zawsze zabierał ze sobą jednego z synów, by uczyć ich chasydyzmu. Także córki zachęcane były do życia w duchu chasydyzmu i wyrosły na prawe i sprawiedliwe kobiety. Nie zważały na rozmaite przejawy ducha czasu, który nieraz pukał do drzwi domu dziadka i jego rosnącej rodziny. Szacunek dla rodziców zawsze należał do niewzruszonych zasad tego domu i każde ich słowo traktowane było jak rozkaz. Trudno wyobrazić sobie, by dzieci choć raz zrobiły coś wbrew woli rodziców zawsze ich słuchały, i to z najszczerszym oddaniem. Nawet później, kiedy same miały już dorosłe dzieci i własne domy, nigdy nie zaniedbywały okazywać rodzicom dobroci i miłości.
Dziadek miał zwyczaj utrzymywać każdą swą córkę z mężem i z dziećmi przez trzy lata po jej zamążpójściu. W tym czasie zięć musiał znaleźć dla siebie środki utrzymania i dopiero wtedy młoda rodzina wyprowadzała się, robiąc miejsce dla kolejnej córki. Kiedy za mąż wychodziła moja matka, dziadek zbudował dla niej i jej rodziny dom w dziedzińcu swojego domu. Mieszkali tam przez trzydzieści lat.
W pamięci mojej wyryty jest obraz dziadka prowadzącego modły w synagodze lub Bejt Ha-Midraszu w Rosz Ha-Szanę i Jom Kipur. Stał na bimie w swoim białym kitlu i tałesie ze srebrną opaską na głowie. Twarz jego płonęła, a biała broda się trzęsła prawdopodobnie ze strachu. Zaczynał modlitwę, a następnie Hamelech[7]. Dreszcz przechodził przez zebranych i kongregacja wydawała się pod głębokim wrażeniem. Gdzieś z kobiecej galerii słychać było lament, a szamasz Fiszel walił rękami w stół i krzyczał: Sza, sza!
Tak modlił się dziadek.
Po śmierci babki Kejli dziadek zamieszkał z najmłodszą córką Gliką, zięciem Chaimem Jakubem i dwoma wnukami Abrahamem Mordechajem i Szmulem Lejzerem. Później, kiedy przeszedł w stan spoczynku, dniami i nocami siedział i studiował.
Dziadek czuł, że czas jego się zbliża. Wezwał kilkoro ze swych krewnych, członków Chewra Kadiszy (bractwa pogrzebowego) i oznajmił im swoją ostatnią wolę. Ponieważ obok Starego Cadyka wciąż było wolne miejsce, życzył sobie jako jego uczeń spocząć obok swego rebego.
Dziadek zmarł 7 szwat 5683 (1923). Tego dnia szalała śnieżyca. Pociągi miały opóźnienia, a tramwaj z Łodzi do Zgierza nie jeździł w ogóle. Wszystkie wnuki reb Fiszela Bunima przyszły więc z Łodzi do Zgierza pieszo, aby pożegnać swego dziadka. Pogrzeb odłożono do następnego dnia z innego jeszcze powodu, Dzieci reb Izraelcze Boaza upierały się, że działka obok grobu ich ojca należy do nich. Trzeba było uciec się do sądu rabinackiego rabbiego Szlomo Lejb Ha-Kohena, który zadecydował na korzyść dziadka. Orszak pogrzebowy wyszedł z Bejt Ha-Midraszu, w którym dziadek przez wiele lat prowadził modlitwy. Najpierw przemówił mój ojciec reb Mendel Wechsler. Z Bejt Ha-Midraszu zaniesiono go na dziedziniec synagogi, gdzie przemawiał zgierski rabbi. Tak pożegnałem się z moim czcigodnym dziadkiem, który pozostawił swej rodzinie swoje dobre imię.
Opłakujmy tych, którzy odeszli i nie zostali zapomniani.
{476}
Rabbi Mendel Wechsler, oby krew jego została pomszczona
Reb Mendel już w młodości wyróżniał się bystrością i inteligencją. Studiował w jesziwie rabbiego Amstrowa, a potem w jesziwie admora świętej i błogosławionej pamięci reb Abrahama z Sochaczewa, autora Awnej Nezer i Eglej Tal. Był jednym z jego najlepszych studentów. Po ślubie z Chaną Sarą córką chasyda reb Fiszela Bunima, zasłużonego zgierskiego szocheta, przeprowadził się do Zgierza (1900), gdzie przez kilka lat stołował się u teścia. W mieście znany był jako reb Mendel od Fiszela Bunima.
{Fot. str. 477: reb Mendel Wechsler}
Dzięki pilności w nauce wkrótce zaczął dawać lekcje studentom jesziwy Jagdil Tora. Studenci poczytywali sobie za honor uczęszczać na jego zajęcia. Kilka lat po pierwszej wojnie światowej reb Mendel Wechsler otrzymał prawo sprzedaży soli od chasyda reb Dawida Bendekowskiego. Kiedy pewnego razu zaczęła go trapić konkurencja i niepokoić groźbami, zwrócił się do rebego z Sochaczewa i wylał przed nim swe troski. Rebe przyrzekł mu Boską opiekę. Wreszcie Mendel odniósł sukces i pokonał swego ciemięzcę, który zbankrutował.
Wraz z inwazją Niemców na Zgierz w roku 1914 i ogólnym wysychaniem źródeł utrzymania dla całej ludności, nadszedł także koniec handlu solą dla reb Mendla Wechslera. Nie mając innego wyjścia, zwrócił się ku nauczaniu jako sposobie zarabiania na życie. W owym czasie otwarto nowoczesny cheder zwany Szkołą Tory i Ścieżek Świata. Reb Mendel objął tam stanowisko nauczyciela klas wyższych. Wśród uczniów jego byli Pinchas Sirkes, bracia Izaak i Meir Szarański, Tebil Elberg (wszyscy dziś w Izraelu) oraz z tych, którzy przeżyli holokaust Abraham Aronson, Jakub Szpiro, Dawid Baum, Szimszon Szapsowicz, Abraham Jakub Celnik i inni.
Dawał także prywatne lekcje Tory dzieciom admora Sochaczewa, błogosławionej pamięci reb Szmula, autora Szem MiSzmuel. Jedno z nich reb Aaron Izrael Bornsztejn żyje dziś w Izraelu, drugim był jego brat Abraham, rabin Kutna, niech Bóg pomści jego krew.
W szabaty i święta tłumy ściągały do Bejt Ha-Midraszu, by usłyszeć naukę Tory z jego ust. Sam nigdy nie przestał studiować. Poświęcił całe swe życie studiom i nauczaniu Tory.
Od roku 5680 (1920) stał na czele największych polskich jesziw: jesziwy Bejt Abraham w Łodzi, jesziwy Bejt Abraham w Kaliszu i, w latach 1929 1929 (5689 5699), wielkiej jesziwy Bejt Meir założonej przez reb Meira Rappaporta w Krakowie. Tam znalazł szerokie pole działania. Kilku z jego uczniów przeżyło Zagładę i służy dziś jako rabini i głowy jesziw w żydowskich społecznościach w diasporze i Izraelu.
Reb Mendel kochał swych żydowskich braci. Sam dążył do pokoju i czynił pokój, przyciągając ludzkie serca. Należał do uczniów Hillela[8]. Wszystkich traktował uprzejmie i przyjaźnie. Zachowanie jego było szlachetne, tak, że świecił przykładem jako chasyd i uczony.
W epoce holokaustu został wygnany z Krakowa do Wolbromia. Stamtąd wywieziono go do obozu koncentracyjnego w Stryju w Galicji. Kiedy wezwano go, by stawił czoła śmierci, nie chciał spojrzeć zabójcy w oczy i odwrócił twarz. Strzelono mu w plecy. Padł przyciskając do serca Biblię. Niech Bóg pomści jego śmierć. Niech dusza jego będzie związana w węzełku wiecznego życia naszego ludu.
Był ostrym i wymagającym nauczycielem. Sam był niezmiernie inteligentny, jak to się mówi, wyrywał góry z ziemi[9]. Zazwyczaj najpierw przeprowadzał wykład, a potem wysłuchiwał naszych pytań co do zawiłości Maharszy[10], Pnej Joszui[11] i innych komentatorów. Cieszył się, kiedy odpowiedź znajdował jeden z uczniów. Wyjmował wtedy notes i wpisywał obok jego nazwiska słowa pochwały. Sam był niezwykle biegły w języku hebrajskim i gramatyce. Zawsze chętny do pomocy, zachęcał nas do pilnej pracy. Polecał nam odpowiednie podręczniki i wzbogacał je dodatkowymi komentarzami.
Twarz jego zawsze jaśniała uśmiechem. Pod wpływem teścia zaliczał się do wiernych chasydów z Góry Kalwarii. Początkowo niezbyt się palił do odwiedzenia Góry Kalwarii: po co jemu, uczniowi Awnej Ezera, Księcia Tory, Góra Kalwaria? Jednak gdy w końcu zebrał się w sobie i pojechał, ukazano mu tam coś tak nowego, że odtąd jeździł tam regularnie.
Choć minęło ponad dwadzieścia pięć lat i wiele zostało zapomniane lub starte przez holokaust, my czujemy się w obowiązku skreślić tu kilka słów na temat szlachetnej osobowości jednego z wyjątkowych i najbardziej oświeconych mężów tego pokolenia, którego dziś już nie ma wśród nas.
Reb Mendel Wechsler jaśniał wśród sobie współczesnych wspaniałością swego charakteru, a sława jego imienia poprzedzała go, gdziekolwiek się udawał. W Krakowie, mieście uczonych i pisarzy, gigantów Tory i bojaźni Nieba, był pierwszym, do którego zwracały się wszystkie instytucje nauczania Tory, aby swoją obecnością uświetnił taką czy inną świąteczną okazję. Nawet gość przejeżdżający przez Kraków nie mógł przeoczyć imienia reb Mendla Wechslera zdobiącego nagłówki pism i broszur ogłaszających któreś z jego wystąpień czy wykładów. Był również egzaminatorem w seminarium nauczycielskim Bejt Jaakow i spiritus movens środowisk nasiąkniętych Torą w naszym mieście. Niech pamięć jego i czyny będą błogosławione na wieki!
{479}
Błogosławionej pamięci reb Aaron Józef Berger
Reb Aaron Józef, syn reb Jechezkiela Bergera, zaliczał się do najbardziej szanowanych obywateli miasta i do ludzi czynu. Imię jego oznaczało wiernego sługę społeczności, którego kroki zawsze prowadziło światło dobra publicznego i społecznej sprawiedliwości; nadrzędnym tym celom poświęcił wszystkie swe siły i pracę całego życia.
Reb Aaron Józef urodził się w Poddębicach[12] w roku 1878. Wyrósł i wychował się na łonie ojca swojej matki, błogosławionej pamięci świętego rabbiego Izaaka Jakuba Kaufmana, głowy świętej społeczności Poddębic. Jako osiemnastoletni chłopak wyjechał do Zgierza, gdzie wuj jego, przemysłowiec reb Mendel Kaufman, posiadał znaczną nieruchomość.
Aaron Józef szybko zaaklimatyzował się w szczególnej atmosferze Zgierza, z jego kulturą i przemysłem i odnosił jeden sukces za drugim. Jako człowiek o przyjemnych manierach zapracował sobie na dobre imię wśród zgierskich kupców i przedsiębiorców. Ludzie wierzyli w niego i cenili jego sprawiedliwe i przemyślane opinie, choć umiał także uparcie bronić swoich przekonań, kiedy uważał, że ma rację. Miał czarujący sposób bycia i zgierzanie odnosili się do niego z sympatią i przyjaźnią.
Po raz pierwszy nazwisko jego znalazło się w dokumentach w roku 5669 (1909), kiedy rabin miasta, świętej i błogosławionej pamięci rabbi Szlomo Lejb, ustanowił go jednym z członków komisji d.s. naprawy mykwy (łaźni rytualnej). Mykwa należała do podstawowych instytucji życia społeczności żydowskiej owych czasów. Rabbi chciał więc mieć pewność, że na jej czele stać będą osoby odpowiedzialne, bojące się Boga, mające zaufanie i poparcie społeczności. Do członków komisji należeli: reb Gedalia Grynberg, reb Mordechaj Szmul Cudkowicz, reb Izrael Frugel, reb Zew Reichert, reb Beniamin Szarański i reb Józef Berger, najmłodszy z nich wszyscy to osoby powszechnie szanowane.
Szczególnie blisko był z rabinem, który uważał go za szczerego i wielkodusznego człowieka i rozumiał jego poważną postawę wobec wartości judaizmu. Niewątpliwie wiedział także o jego przodkach rabinach. Przez całe lata ci dwaj utrzymywali pełną głębokiego wzajemnego zrozumienia przyjaźń. W latach 1910 1912, kiedy rabbi zaangażowany był w spór z potężnymi przemysłowcami dotyczący zatrudniania żydowskich robotników w żydowskich fabrykach (sprawy nastręczającej wielu trudności), Aaron Józef stanął zdecydowanie po jego stronie wraz ze znanym uczciwym i prawym przemysłowcem reb Mosze Eigerem. Pierwszymi, którzy przekazali pracę w swoich fabrykach w żydowskie ręce, byli Mosze Hendeles i Eliezer Szlumiel.
W czasie i po pierwszej wojnie światowej reb Aaron Józef nadal walczył o prawa żydowskiej ludności miasta, zwłaszcza w początkach wojny, kiedy, wobec upadku przemysłu i rozpaczliwej sytuacji ekonomicznej mieszkańców Zgierza gnębiły głód i choroby i zorganizowanie na nowo życia społecznego stało się sprawą nie cierpiącą zwłoki. Działał w ważnej komisji finansowej i podatkowej, wybranej na pierwszym spotkaniu Rady Gminy 1 sierpnia 1915 roku. W początkach roku 1918 zgodnie z oficjalnym prawem wyborczym wybrano go do Rady Gminy wraz z panami Danielem Sirkesem, Izucherem Szwarcem i Zewem Eliaszem Reichertem. Odtąd niemal bezustannie działał w niemal wszystkich ważnych komisjach powoływanych przez społeczność w celu rozwiązania rozmaitych lokalnych i narodowych spraw.
Poza swoją działalnością w Radzie Gminy reb Aaron Józef uczestniczył także w innych instytucjach społecznych miasta. Podpis jego jako przewodniczącego widnieje na certyfikacie Żydowskiej Unii Przemysłowców i Kupców Zgierza z 30 czerwca 1926 roku. Był także wśród założycieli Bikur Cholim w Zgierzu, a działał również na polu kształcenia tradycyjnego. Wiele zdziałał na rzecz funduszy narodowych Kraju Izraela.
Zmarł 29 kislew 5684 (1934) w wieku 56 lat.
Cześć jego pamięci.
{481}
Reb Fiszel Rus
Zgierz zrodził wielu dobrych Żydów i wielu uczonych w Torze. Najczęściej jednak ludzie nie mieli za dużo czasu, by zagłębiać się w Torę zbyt zajęci byli troskami życia codziennego i zarabiania na chleb.
Reb Fiszel Rus był niewątpliwie wspaniałą osobowością wśród chasydów aleksandrowskich i zdolnym uczonym. Jego słodkie modlitwy na musaf w święta znał każdy zgierski Żyd uczęszczający do bejt ha-midraszu.
Reb Fiszel Rus, uczony w Torze, siadywał przy swoim warsztacie farbiarskim z książką w ręku. Nie był działaczem społecznym ani osobą wpływową. Nie można powiedzieć, by miał charyzmę.
Jego wypowiedzi na temat Tory były inteligentne i rzeczowe, spokojne i zrównoważone. Słuchacze musieli dobrze nadstawiać uszu, by nie uronić ani jednego słowa z tego, co mówił, każde z nich było bowiem jak cenna perła wychodząca z jego ust.
Tak jak uczciwy i rzetelny był w swoim warsztacie farbiarskim, sprzedając i farbując towar, tak samo rzetelny był dyskutując Torę. Nie wywyższał się ponad innych. Nie popisywał się wiedzą. Przeciwnie, nie żałował wysiłków, by zrozumieć, co każdy ma do powiedzenia.
U Fiszela Rusa półki na książki nie stały osamotnione, tak jak to się działo u pewnych zgierskich bogaczy, którzy kupowali piękne szafy biblioteczne ze szklanymi drzwiczkami, w których Vilna Szas[13] stał zapomniany jak zwykła dekoracja. U reb Fiszela Rusa szafy biblioteczne miały prawdziwą funkcję: były otwierane rękami uczonego, by wyjąć z nich książkę.
Kiedy Fiszel, chasyd aleksandrowski, przychodził do sztibł chasydów z Góry Kalwarii. aby odprawić minchę i maariw, uważano to za radosne wydarzenie. Studenci czerpali ogromną przyjemność z rozmowy z nim. W takich momentach zapominano o przepaści między Górą Kalwarią a Aleksandrowem.
Niech pamięć jego będzie błogosławiona.
{482}
Błogosławionej pamięci reb Abraham Klorfeld
Sam codziennie przygotowywał się do aliji i regularnie studiował Torę. Dom jego stał się miejscem spotkań syjonistów. Bywali tam błogosławionej pamięci Menachem Berliner i Joszua Manoach, dziś w Deganii, oby żył długo. Zawsze można tam było znaleźć hebrajską książkę czy egzemplarz Ha-Cefiry i usłyszeń najnowsze wieści z kolonii' w Kraju Izraela.
W epoce kulturkampfu w domu reb Abrahama Klorfelda zbierano pieniądze na pomoc potrzebującym. Wreszcie, pod koniec pierwszej wojny światowej, spełniło się jego marzenie i wraz z rodziną zrobił aliję do Kraju. Mimo podeszłego wieku nie unikał ciężkiej fizycznej pracy. Przenosił i ładował worki zifzifu (żwiru) na grzbiety wielbłądów. Wykonywał tę pracę z miłością.
W późniejszych latach doczekał widoku swych dzieci i wnuków pracujących na polach i w winnicach Państwa Izrael sam nie dostąpił tej łaski, choć marzył o tym przez wszystkie dni swego życia. Pamięć jego nigdy nas nie opuści. Niech dusza jego będzie związana w węzełku życia wiecznego.
{483}
Zalman Felczer
Nieraz pod dom jego zajeżdżał wóz lub dorożka z dalekiej wsi, by zabrać felczera Grondwalda do chorego chłopa lub cierpiącego szlachcica. Żona chłopa w takich wypadkach załamywała ręce mamrocząc, że Grondwald nie może tu pomoc i trzeba wezwać księdza, by udzielił choremu ostatniego namaszczenia.
Był znaną postacią w mieście. Żydzi i chrześcijanie wiedzieli, że Zalman Felczer znał się na medycynie lepiej niż lekarze, przed którymi trzeba zdejmować czapkę, jeśli łaskawie zgodzą się odwiedzić chorego w domu.
Zalman Felczer nie tylko stawiał bańki, przystawiał pijawki czy robił lewatywę. Wypisywał także recepty, które realizowali chrześcijańscy aptekarze.
W trudnych przypadkach wzywano Zalmana Felczera na konsultację i brano jego opinie pod uwagę.
Kiedy Zalman Felczer przychodził do chorego Żyda, wprowadzał lżejszą atmosferę. Prosta rozmowa z chorym prowadzona w jidysz, uspokajające słowa skierowane do rodziny, łagodziły chorobę i poprawiały nastroje.
Kiedy w mieście była epidemia, Zalman Felczer niezmordowanie biegał od jednego chorego do drugiego. Wypisywał recepty i wykonywał masaże. Całkowicie ofiarował się chorym i, przeciwnie niż inni lekarze, nie bał się zarazić.
Do biedaków odnosił się nadzwyczaj wielkodusznie. Nie tylko nie brał od nich pieniędzy za wizytę, ale nawet kupował im lekarstwa. Cześć jego pamięci.
|
JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of
the translation. The reader may wish to refer to the original material
for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.
Zgierz, Poland Yizkor Book Project JewishGen Home Page
Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 25 Mar 2007 by MGH