|
[Strona 118]
[Strona 119]
{tekst hebrajski strona 119 góra}
W polskich szkołach nie czuło się jakiegoś szczególnego antysemityzmu ze strony nauczycieli, ale bójki pomiędzy uczniami z jednej strony chrześcijanami, a z drugiej żydami zdarzały się tak, jak poprzednio. Nauczyciele wpoili żydowskim dziewczętom umiejętność uczestniczenia w kulturze polskiej i obiecali im, że nawet po ukończeniu szkoły pomogą im ułożyć sobie życie i zostać nauczycielkami w polskich szkołach. Mimo że organizacje młodzieży syjonistycznej uczyniły wiele dla zapobieżenia temu niebezpieczeństwu, to i tak znalazły się jednostki, które dały się uwieść tym obietnicom i w konsekwencji stanęły na progu asymilacji.
W owych czasach zaszły fundamentalne zmiany w systemie edukacji młodzieży żydowskiej. Z uwagi na przymus szkolny obowiązujący w szkolnictwie polskim, tradycyjne formy żydowskiej edukacji zostały zepchnięte na godziny popołudniowe. Z drugiej strony, kiedy żydowskie dzieci zaczęły się uczyć w polskiej szkole, to wkrótce i one, i ich rodzice, zatęskniły za żydowską edukacją. Na skutek tego wzrosła liczba uczniów uczęszczających do bet midraszów [3] i jesziw, jak również dzieci i młodzieży uczącej się hebrajskiego. Ponadto, gdy wcześniej uczono pisać po niemiecku przy użyciu hebrajskiego alfabetu, to teraz posługiwano się potocznym jidysz. Żydowskie dzieci miały w mieście wielu nauczycieli, lecz nie można powiedzieć, aby wymagania rodziców nawet tych, którzy pragnęli dać swoim pociechom poważniejsze wykształcenie religijne zostały w tej mierze zaspokojone. Dlatego też u progu lat 20. XX wieku grupa ortodoksyjnych działaczy podjęła decyzję o utworzeniu talmud-tory, która podlegałaby gminnemu nadzorowi. Do grona wspomnianych działaczy należeli: reb Hirsz Taub, reb Izrael Siedlisker, reb Ruben Horowitz syn reb Naftalcziego, reb Mosze Salomon oraz reb Józef Lewis (Brenner). Do szkoły przyjmowano dzieci w wieku od lat 4. W każdy szabat uczniowie mieli egzamin z Gemary [4] u jednego z uznawanych w mieście egzaminatorów, tj. reb Lejzera Olinga, reb Hirsza Nissana lub reb Józefa Lewisa, który był później znany jako nauczyciel z Przeworska.
Ruben, syn reb Naftalcziego, bardzo zaangażował się w pracę na rzecz talmud-tory. Było to pierwsze miejsce, do którego przychodził każdego ranka wtedy, kiedy zaczynały się lekcje. W okresie, gdy powodziło mu się biznesowo, fundował nagrodę paczkę czekoladek dla każdego ucznia, który znał na pamięć stronę Gemary.
W połowie lat 30. XX wieku rodzice posyłali już dzieci do szkoły hebrajskiej na naukę hebrajskiego (w wymowie sefardyjskiej) [5] poza lekcjami Gemary w bet midraszu.
Liczba żydowskich uczniów w gimnazjum utrzymywała się prawie na niezmienionym poziomie: we wszystkich klasach było około 10 takich uczniów. Głównym utrudnieniem był dla nich wymóg chodzenia do szkoły w szabat. Żydowscy uczniowie dostali, co prawda, specjalne pozwolenie, na mocy którego byli zwolnieni z pisania w szabat, tym niemniej chodzenie do gimnazjum w czasie, gdy odbywały się szabatowe nabożeństwa w synagodze, było uważane za zbyt poważne pogwałcenie tradycyjnego życia rodzinnego. Z tego powodu grupa osób zaczęła organizować swoim dzieciom naukę przedmiotów gimnazjalnych w tym również egzaminy zaliczeniowe po każdym roku poza gimnazjum. Zadanie ułatwiał pewnie fakt, że dwóch nauczycieli gimnazjalnych żydowskiego pochodzenia nie należało do gminy żydowskiej.
Po ukończeniu szkoły publicznej większość młodzieży poszerzała swoją wiedzę świecką poprzez samodzielna lekturę, jak również działalność kulturalną w organizacjach młodzieżowych.
[Strona 119]
Pierwsza Szkoła Hebrajska Miasta Dębicy została założona w roku 1910 dzięki wysiłkom Jehudy Bornsteina oraz wielkiemu poświęceniu Bendeta Fetta prezesa miejscowego komitetu syjonistycznego, jak również innych osób. Pierwszą nauczycielką była Pani Mendel Hochman. Jednak dopiero po objęciu kierownictwa przez nauczyciela Pana Moharbera w roku 1912 szkoła zaczęła się organizacyjnie stabilizować. Niedługo potem wybuchła I wojna światowa. Żydzi dębiccy zostali wygnani ze swoich domostw, a szkoła nie działała aż do 1917 r. Kiedy wygnańcy powrócili z wygnania, dębiccy syjoniści pod wodzą Panów Bendeta Fetta i Chaima Freidmana czynili starania, aby otworzyć na nowo i organizacyjnie wzmocnić szkołę. Wyprzedzili w tym nawet tak ważny ośrodek jak Tarnów, gdzie szkołę hebrajską odnowiono dopiero po zakończeniu wojny.
Członkami komitetu owego roku byli: Bendet Fett, Mosze Kerner, Chaim Freidman, Bencyjon Widerspan, Pani Perel, Pesach Diament (obecnie ważny działacz robotniczego ruchu spółdzielczego w Izraelu), Rywka Eisen-Diament błogosławionej pamięci, Jochanan Sommer i Ruben Sommer.
W dobie I wojny światowej, w roku 1917, kiedy walki na froncie rosyjskim zelżały i rozpoczęły się negocjacje pokojowe, zostałem jako poddany rosyjskiego cara uwięziony w obozie na Śląsku. Do Dębicy dotarło wówczas zaproszenie podpisane przez Bendeta Fetta i Chaima Freidmana, w którym proszono, abym przyjechał i przyjął stanowisko nauczyciela języka hebrajskiego w tym mieście. Owo zaproszenie miało taki skutek, że wyszedłem z więzienia, po czym niezwłocznie przesłałem osobom, które mnie zaprosiły telegram z informacją, iż przyjeżdżam. Dwaj wspomniani panowie wyszli po mnie na stację kolejową i od pierwszego spotkania nawiązaliśmy nić pełnego i korzystnego porozumienia. Wiadomość o przyjeździe nauczyciela języka hebrajskiego rozeszła się po mieście lotem błyskawicy. Komitet ochoczo i pomyślnie przygotował wszystko, co było potrzebne. W ciągu kilku dni szkoła hebrajska została otwarta w pomieszczeniach wynajętych w domu Pana Natana Grünspana. Lekcje i kursy języka hebrajskiego odbywały się trzy razy dziennie rano, popołudniu i wieczorem. Z tygodnia na tydzień uczniów przybywało.
{fotografia strona 120 góra Szkoła hebrajska i komitet}
Mając na uwadze dalszą naukę, postanowiłem mówić po hebrajsku nie tylko w domu, ale i w życiu prywatnym. Moje dziwne zachowanie nie przysporzyło mi jednak kłopotów w relacjach międzyludzkich. Kiedy zaczynałem do kogoś mówić po hebrajsku, to odpowiadano mi grzecznie w jidysz lub łamaną hebrajszczyzną. Jedynie członkowie Poale Syjon [6] nie byli dla mnie wyrozumiali, co utrudniało nasze relacje. Podczas jednego ze swoich spotkań oskarżyli mnie, za moimi plecami, o negowanie języka ludu i szkalowanie dobrego imienia robotników żydowskich, którzy potrafią czytać i pisać jedynie w jidysz. Szymon, starszy brat Jehudy Grünspana, stanął w mojej obronie. Był jednym z najlepszych uczniów w tej szkole. Bronił mnie, mówiąc, że nauczyciel hebrajskiego nie zamierza dyskredytować ani negować języka jidysz. W dowód czego przytoczył fakt, że po polsku też nie rozmawiam. To oczyściło mnie z zarzutów i nasze relacje wróciły do normalności.
Ciągle przybywało uczniów szkoły hebrajskiej i sala lekcyjna okazała się zbyt ciasna, aby pomieścić ich wszystkich. Podczas posiedzenia komitetu syjonistycznego postanowiono utworzyć fundusz, aby nabyć dom. Nazajutrz dowiedziano się, że przy ulicy Gawrzyłowskiej wystawiono na sprzedaż duży, piękny dom. Członek komitetu, Chaim Freidman, pospieszył, aby skontaktować się ze zbywcą. Zbywca zgodził się na warunki, jakie mu zaproponowano. Jednak skąd miano wziąć 2000 złotych koron, które miały stanowić zaliczkę przed podpisaniem umowy, kiedy w kasie komitetu nie było na ten cel nawet jednego grosza? Wybawienie przyszło ze strony członka komitetu, pana Fiszela Wechslera, który wniósł żądaną kwotę z własnych środków w darze. Umowa została podpisana jeszcze tego samego dnia i tym samym komitet nabył ów dom. Szkołę przeniesiono z ciasnych, wynajmowanych pomieszczeń do obszernej nieruchomości, której możliwości lokalowe w pełni zaspokajały wymagania szkoły. A szkoła ciągle się rozrastała. Otwierano nowe oddziały i potrzebowano nowych nauczycieli. Komitet liczył w tym na młodego dębiczanina Mosze Rosena, który w końcu został zatrudniony w szkole w charakterze drugiego nauczyciela.
Mosze Rosen pochodził z biednej rodziny. Jego rodzice ledwo wiązali koniec z końcem, handlując warzywami. Mieszkali w małej chatce przy ulicy Gawrzyłowskiej, która jakimś cudem trzymała się kupy i pełniła na dodatek funkcję sklepu. Ich syn, który początkowo brylował w nauce świętych ksiąg, zauroczony Haskalą [7], po kilku latach dzięki wyjątkowej pilności zdobył wiedzę w wielu świeckich dziedzinach, np. z zakresu historii, matematyki, gramatyki, literatury oraz religioznawstwa i filozofii. Popsuł sobie wzrok, spędzając mnóstwo czasu nad książkami przy słabym świetle lampy naftowej. Odczuwał wielki głód wiedzy i nie zastosował się do poleceń lekarzy, aby powstrzymać się od czytania nocą.
Był pierwszorzędnym mówcą. Jego wykłady w salach Debory i Noar Hacyjoni (Młodzieży Syjonu) były zrozumiałe i bezpośrednie kompletnie wyczerpywały dany temat. W późniejszych latach całkowicie utracił wzrok w wyniku prowadzonych z ogromną gorliwością studiów.
Szkoła rozwijała się znakomicie i słynęła w okolicy. Pewnego roku na egzaminach końcowych w naszej szkole gościł dyrektor miejscowego gimnazjum polskiego, który był katolikiem. Porozumiewał się za pośrednictwem swojego ucznia, Chaim Freidmana, który pełnił funkcję tłumacza. Dostojny gość wyraził zadowolenie z reprezentowanego przez naszych uczniów poziomu wiedzy i znajomości literatury, historii narodu żydowskiego oraz Biblii.
Szkoła, ze wszystkimi swoimi salami i pomieszczeniami, służyła miejscowym organizacjom syjonistycznym jako ośrodek wszelkiego rodzaju działań kulturalnych i społecznych. W jednym z pomieszczeń szkolnych działała dobrze wyposażona biblioteka. Nocami odbywały się w niej wykłady, zebrania i spotkania. Służyła głównie jako ośrodek samoorganizowania się młodzieży. Uczniowie założyli kółko teatralne i wystawiali sztuki o tematyce biblijnej. Kilkoro uczniów, spośród licznego grona absolwentów szkoły, zostało nauczycielami i obecnie uczą w Izraelu. Wśród nich znajdujemy: Jehudę Grünspana z Jerozolimy, Chanę Gruen, Towę Kanner i innych. W szkole uczyła jedna z jej absolwentek Towa Kanner. Przez pewien czas zastępowała mnie, kiedy uczyłem w szkole w Tarnowie. Kiedy rozstałem się z dębicką szkołą, nauczycielami było w niej wielu znanych ludzi, m.in. poeta Pinchas Lander, Eliezer Ungar i inni.
Noszę w sercu miłe wspomnienia tamtych dni. Czule wspominam uczniów, których miałem zaszczyt uczyć hebrajskiego: zarówno tych, którzy mieszkają dziś wraz z nami w Izraelu, jak i tych, którzy zginęli w powodzi krwi z ręki Hitlera oby jego kości sczezły. Te wspomnienia pozostaną w moim sercu na zawsze.
{fotografia strona 121 góra Jochanan Sommer, działacz szkoły hebrajskiej, członek komitetu gminnego}
{fotografia strona 121 dół Nauczyciel Weinberg daje lekcję}
{fotografia strona 122 góra Szkoła hebrajska w Dębicy}
{fotografia strona 122 dół Nauczyciel Scher i jego uczniowie}
[Strona 123]
{fotografia strona 123 dół Szkoła hebrajska w Dębicy}
Działo się to przed pierwszą wojną światową. Byłam wtedy bardzo mała. Ruchama, moja starsza siostra, zaprowadziła mnie do szkoły hebrajskiej, która w owym czasie mieściła się w pomieszczeniu wynajętym w domu, w który później zamieszkała rodzina Natana Tauba. Do salki lekcyjnej wchodziło się po drewnianych schodkach przymocowanych do ściany domu od strony drogi, w pobliżu wejścia do naszej fabryki. Nie pamiętam, jak nazywał się nasz nauczyciel. Rzekomo był to pan Hochman. Przypominam sobie za to, że uczył nas hebrajskiego po hebrajsku. Pamiętam, jak pokazywał nam, co znaczą dane słowa. Ten obraz staje jak żywy przed moimi oczami. Chyba próbował nam wyjaśnić znaczenie słów masa (brzemię) albo laseit masa (nosić brzemię). Jak to zrobił? Podniósł krzesło, położył mi je na plecach, poprowadził mnie wokół biurka i w trakcie tego wyjaśniał, co robię.
W jakiś czas potem, zanim poszłam do polskiej szkoły, zaczęłam uczęszczać do szkoły hebrajskiej, która znajdowała się w domu Rubena Sommera. Byłam w tej samej klasie, co moja siostra Bronia, Altek Bornstein, Ita Twi, Chaja Twi, Minda Freidman, Mania Chaim, i inni. Wielka mapa Izraela wisząca na ścianie robiła na mnie ogromne wrażenie. Nasz nauczyciel, pan Moharber, który był bardzo przystojnym mężczyzną, miał na mnie duży wpływ. To na pewno dzięki niemu byłam jedną z najlepszych uczennic w klasie. Po pewnym czasie szkołę przeniesiono do naszego domu. Uczęszczałam na różne kursy, słuchałam i uczyłam się. Pamiętam jeden kurs, na który chodziła moja siostra Recha, Fela Bornstein, Rywka Eisen błogosławionej pamięci i inni. Szkołę rozwiązano z wybuchem pierwszej wojny światowej.
Po pierwszej wojnie światowej wróciliśmy do domu z wygnania. Dębiccy syjoniści ponownie zaczęli zajmować się organizacją nauki języka hebrajskiego i znaleźli nauczyciela, który wzbudził nasz entuzjazm pana Abrahama Weinberga. Nigdy nie zapomnę, jak ciężko pracował, aby upowszechnić wśród nas znajomość języka hebrajskiego i kultury hebrajskiej. Pewnie dopiero dziś mogę w pełni docenić jego olbrzymie zaangażowanie i wysiłek na rzecz naszej szkoły. Pan Weinberg był wyśmienitym nauczycielem. Jego lekcje obfitowały w ciekawe wiadomości. Wiedział, jak w sercach uczniów rozbudzić miłość do języka i literatury.
Szczególnie głęboko zapadły mi w pamięć organizowane przez niego spotkania szabatowe, które uwielbiałam. W każde szabatowe popołudnie zbierał nas razem, rozmawiał z nami i śpiewaliśmy, bawiliśmy się i tańczyli (dziś takie spotkania nazywają się Oneg Szabat). W ten sposób przekazywał nam zarazem język literacki, jak i potoczny. Wciąż pamiętam pieśni, które śpiewaliśmy razem z nim. Kiedy podrośliśmy trochę, zaczął organizować chóry, przedstawienia i uroczystości, z których dochody szły na utrzymanie szkoły hebrajskiej. Ludzie rozumieli i cenili go. Można powiedzieć, że to właśnie dzięki niemu rozwinęła się misja szkoły. Potrzeba było nowych sal lekcyjnych. Kupiono dom, założono znakomitą bibliotekę i zatrudniono dodatkowych nauczycieli. Ruchy młodzieżowe również zbierały się w tej szkole.
Ponadto, powinnam wspomnieć, że pan Weinberg dawał lekcje w swoim domu na Starym Mieście tak, jakby to była druga szkoła.
{fotografia strona 124 góra Meir Stieglitz, jeden z głównych działaczy szkoły hebrajskiej, jeden z najbardziej ofiarnych syjonistów dębickich}
{tekst hebrajski strona 124 prawa kolumna}
{fotografia strona 124 góra po lewej Grupa młodzieży z nauczycielem Shechterem}
[Strona 124]
Najwybitniejszym wśród nich był Meir Stieglitz błogosławionej pamięci. Był to prawy, dobroduszny człowiek, którego jedynym celem w życiu była ta właśnie szkoła.
Nie miał własnego potomstwa, więc wychodząc do szkoły mawiał, że idzie do swoich dzieci.
Kochał nas, uwielbiał słuchać mowy hebrajskiej wolny czas spędzał w szkole. Troskał się o budżet, martwił o nauczycieli, bardzo przejmował się wszelkimi komplikacjami.
Jego działalność nie ograniczała się do szkoły. Brał również udział w pracach miejscowego komitetu syjonistycznego, jak również Funduszu Narodowego na Rzecz Izraela (Keren Kajemet) oraz Funduszu na Rzecz Odbudowy Palestyny (Keren Hajesod). Meir Stieglitz zgłaszał się na ochotnika zawsze, kiedy istniała potrzeba wsparcia jakiejkolwiek, małej czy dużej, sprawy.
Wraz z Brasem, Jochananem Sommerem, Bencyjonem Widerspanem i wieloma innymi przyczynił się do powstania wielce chwalebnej instytucji.
Marzył o dokonaniu aliji do Ziemi Izraela, jednak marzenie to nigdy się nie zmaterializowało.
Często ze łzami w oczach opowiadał o swoich planach, gdyż serce miał czyste i gorące.
Stieglitz zajmuje czołową pozycję wśród jednostek, które działały w mieście na rzecz odrodzenia naszego języka.
My, którym dane było słuchać mowy hebrajskiej i posługiwać się nią w szkole, którą założył, zachowamy jego ukochaną postać w naszej pamięci.
[Strona 124]
Na przełomie 1932 i 1933 w mieście założono szkołę dla dziewcząt Bet Jakow [8] należącą do sieci utworzonej przez Sarę Schenirer [9].
Była to pierwsza szkoła tego typu w Dębicy. Jej misją było umożliwienie dziewczętom zgłębiania tajników judaizmu. To dziwne, na jak niskim poziomie stała wówczas edukacja powszechna dziewcząt, nie mówiąc już o religijnej. Ale winni byli również rodzice. Judaizm nie przewidywał dla dziewcząt żadnej innej roli, prócz wychowywania się w religijnym, tradycyjnym domu.
Tak miały się sprawy, aż do chwili, gdy grupka ludzi połączyła siły, aby ofiarować żydowskim dziewczętom to, czego nie dostawały w polskich szkołach publicznych i domach rodzinnych. Wśród osób, które przyczyniły się do powstania szkoły Bet Jakow w Dębicy byli: Bina i Mosze Salomon, Mosze Weiss z żoną, Perel Faust, Buxbaum, Ruben Schlessinger, Hersz Taub i Miriam Balsam. Ludzie ci pracowali z niezwykłym poświęceniem, aby umożliwić rozwój szkoły, mimo iż ciążyły na nich obowiązki związane z zarabianiem na życie. Pomimo to spotykali się wieczorami i poświęcali swój cenny czas oraz podejmowali różne działania ku pożytkowi tej idei.
W szkole Bet Jakow uczono m.in. historii i żydowskich zwyczajów. W ramach zwykłego programu nauczania, który sam w sobie był wystarczająco bogaty, zaczęliśmy wzorem syjonistycznych ruchów młodzieżowych organizować specjalne imprezy w okresie wszystkich świąt religijnych. Ta cenna inicjatywa była niczym życiodajny powiew powietrza dla ortodoksyjnych dziewcząt, które nie miały innej okazji, aby móc działać w sferze organizacyjno-społecznej.
Podobnie jak większość pozostałych instytucji żydowskich w diasporze, szkoła Bet Jakow borykała się z poważnymi problemami budżetowymi. W celu pokrycia deficytu, w gminie żydowskiej organizowano liczne, wspaniałe imprezy na rzecz szkoły. Ponadto, zbierano datki na ten cel. Tak wyglądała sytuacja, aż do momentu, gdy dokonałam aliji [10] do Izraela.
|
JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of
the translation. The reader may wish to refer to the original material
for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.
Dembitz, Poland Yizkor Book Project JewishGen Home Page
Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 18 Jul 2014 by LA