|
[Strona 63]
Jak pamiętam moje miasto
Autor: Sam Bernstein
Z jidysz na angielski przełożył Miriam Leberstein
Z angielski na polski przełożył Adam & Alicja Żmijewski
Pierwsze spotkania syjonistów
Kiedy piszę te wspomnienia, Żydzi obchodzą dziesięciolecie państwa Izrael. Na cześć tej wielkiej okazji chcę przypomnieć pierwsze zebranie syjonistyczne w Nowym Dworze, sprzed pięćdziesięciu lat.
Mój ojciec, żarliwy syjonista i stały bal tfile [prowadzący modlitwy] w syjonistycznym minyen [gminna grupa modlitewna], która w owym czasie najczęściej spotykała się w domu Akiwe Bakmana, zabrał mnie ze sobą na pierwsze zebranie syjonistów w salonie Arona Rabinowicza. Było to podczas Chanuki, dlatego spotkaniu towarzyszył świąteczny nastrój. Paliły się wszystkie lampy. W kącie, w pobliżu stołu z poczęstunkiem, grupa wesołych i uprzejmych kobiet serwowała napoje i przekąski. Gdy tylko zgromadzeni spełnili micwę [obowiązek religijny] jedzenia oraz picia i spokojnie zajęli swoje miejsca, został im przedstawiony mówca -Herr Szaftel, reprezentant syjonistycznego Komitetu Centralnego.
Zaczął mówić bardzo cicho o bieżących wydarzeniach, a także o sytuacji Żydów w Rosji. Potem rozgrzał się i bardzo wyraźnie, uroczyście udowadniał, że nie ma innego wyjścia dla Żydów, jak powrócić do kraju swoich przodków, Eretz Yisroel. Publiczność słuchała niezwykle uważnie; wciąż brzmią mi w uszach gromkie oklaski po przemówieniu, które zakończyło się słowami Proroka [Ezechiela]: Z poza waszej krwi przyjdzie życie.
Spotkanie to zrobiło wielkie wrażenie i całe miasto o nim mówiło. Dlatego organizacja syjonistyczna zorganizowała kolejne spotkanie w besmedresz [dom nauki używany także do modlitwy], gdzie liczna widownia miała możliwość wysłuchania tego interesującego mówcy. Kiedy wieczorem wszedłem do besmedreszu, był on już wypełniony entuzjastyczną publicznością, która zaniemówiła przy pierwszych słowach mówcy. To była publiczność głodna słów pocieszenia i zachęty, bo działo się to podczas gorzkich lat panowania cara Mikołaja, kiedy pogromy i prześladowania Żydów szalały w całym Imperium Rosyjskim.
Zdecydowana większość ludzi przyjęła mówcę jako biblijnego proroka, który przybył, aby pomóc swoim w potrzebie. Siedzieli jak zahipnotyzowani, z otwartymi ustami i łzami w oczach. Ale jedna osoba chodziła po sali niespokojnie, zakłócając ciszę i powagę zgromadzenia. Był to stary Reb [zwrot grzecznościowy] Szimen Wół [przezwisko] - wysoki, chudy mężczyzna z zapadniętymi policzkami na ascetycznej twarzy, wokół której zwisały długie kosmyki poskręcanych pejsów. Jego głęboko szare oczy zdawały się odzwierciedlać inny świat, jakieś odległe miejsce. Chodząc nerwowo tam i z powrotem, Reb Szimen ostrzegał ludzi, aby nie słuchali heretyckich słów mówcy. Jednak publiczność uważnie i z przejęciem słuchała wystąpienia mówcy, kiedy po raz kolejny padły słowa Proroka: Z poza waszej krwi przyjdzie życie.
Od Tory do Modlitwy
Pamiętam, gdy pierwszy raz ojciec zabrał mnie do chederu [religijna szkoła podstawowa] prowadzonego przez Reb Zalmana Mohilewera (dziadka Jakowa Ewansona). Reb Zalmen był człowiekiem, który wzbudzał strach wśród swoich uczniów, ale ja polubiłem go natychmiast. Wierzyłem mu, gdy wskazując na literę alef [pierwsza litera alfabetu hebrajskiego], rzucał grosz mówiąc, że został on podarowany przez anioła z nieba, więc powinienem być dobrym małym chłopcem i chcieć się uczyć.
Podjąłem starania, aby zrobić to, co powiedział anioł, i natychmiast zakochałem się w kwadratowych literach naszego żydowskiego mame-loshn [lit., język ojczysty; Jidysz]. W chederze Reb Zalmena Mohilewera nauczyłem się czytać taytsh khumesh [pierwsze pięć ksiąg Biblii w tłumaczeniu na jidysz] zwyczajnie i z normalną ekspresją, a nie tak, jak czytały to kobiety, z ich żałosną melodią.
To w chederze, czytając taytsh khumesh, rozwinęła się moja miłość do nauki. Kiedy byłem jeszcze młody, trafiła mi się książka Trejfniak [Niewierzący]. Czytałem ją głośno w domu mojej matce, która była z tego bardzo zadowolona. Ciągle pamiętam jej radość i pochwały: Keyn eyn hore [niech nie będzie złego uroku], ale słowa płyną z jego ust jak piosenka.
Matka opowiadała o mojej świetnej recytacji całej rodzinie. Pewnego wieczoru, gdy przygotowywałem się do spania, wpadł wuj Mojsze Jarząbek i zaproponował mi honorarium pięciu kopiejek za powrót z nim do domu i przeczytanie jego rodzinie historii Niewierzącego. Kiedy tylko usłyszałem, że mi zapłacą, złapałem książkę i poszliśmy razem do domu wuja Mojsze, gdzie zebrali się ciotka Bejle i reszta rodziny, a także ich goście.
Zacząłem czytać historię opisaną w książce. Kiedy podniosłem wzrok, zobaczyłem na twarzach zgromadzonych radość i entuzjazm, być może dlatego, że w tej historii Bóg poważnie ukarał Niewierzącego za sprowadzenie grzechu do miasta, a może dlatego że ośmioletni czytający również czerpał przyjemność z zasłużonej kary grzesznika. W każdym razie był to mój pierwszy występ przed publicznością.
Po szkole podstawowej w chederze Reb Zalmena Mohilewera poszedłem do szkoły średniej Arona Melameda (dziadka Mojsze Jankielewicza). Ten duchowy przywódca był okrutnym człowiekiem, który bezlitośnie bił swoich uczniów, karcąc ich takimi epitetami jak bękart. Ciągle pamiętam, jak podniósł za uszy małego chudego Itsze Zeliga Lojbgota i uderzył za to, że nie pamiętał znaczenia pewnego hebrajskiego cytatu.
Aron Melamed budził straszliwą nienawiść i pragnienie zemsty wśród swoich uczniów. Raz, kiedy ciężko pobił jednego z nich, czułem się tak źle, że życzyłem sobie, by wkrótce wziąć udział w pogrzebie naszego nauczyciela. Lata później, gdy już pracowałem, wyjrzałam przez okno Pinje Szymenowicza, aby zobaczyć martwe ciało Reb Arona Melameda, wiezione na pogrzebowym katafalku. Po tym nie miałem już mściwych uczuć wobec nauczyciela. Trudności życia i wszystkie przeczytane książki, przekonały mnie, że Reb Aron przyjął taka metodę nauczania nie dlatego, że był zły, ale dlatego, że pochodził z pokolenia, które chciało wtłoczyć Torę do głów uczniów. Cudem było, że większość z nas przeżyła wszystko to, pozostając normalnymi, bez umysłowego czy fizycznego kalectwa.
Skończyłem szkołę średnią Arona Melameda w wieku 11 lat. Ledwie zdołałem liznąć khumesh, trochę Księgi Samuelat, tylko dwie części Gemary [Talmud] - bove-kame [o tym, jak człowiek rani drugiego człowieka] i bove metsie [prawa dotyczące własności i pieniędza]. Jeśli chodzi o pisanie, ledwie potrafiłem pisać litery alfabetu. Wyszedłem z tej szkoły średniej jako chudy, niedożywiony chłopiec, który nie wiedział, co dalej robić.
Tak naprawdę moja matka chciała, abym kontynuował naukę w besmedresh, ale już byłem zbyt dobrze świadomy, jak bardzo ubogie jest nasze gospodarstwo domowe i , że trzeba dołożyć się do skromnego dochodu. Przeciwnie życzeniom matki chodziłem uczyć się krawiectwa u Akiwe Bakmana, gdzie pracował też mój ojciec.
Mniej więcej w tym czasie Mojsze Szejke, przyjaciel z młodości, przedstawił mnie przedstawicielom pierwszego żydowskiego ruchu robotniczego dopiero co założonego w Nowym Dworze: Jitszakowi Malekowi, Kawe i Simke Wagom, Szlojme Lojbgotowi, Broke Mundlakowi, Kanele Lipsztejnowi, Mendl Lipskiemu i innym. My, dzieci ubogich z Nowego Dworu, winni jesteśmy tym ludziom ogromny dług wdzięczności. Życie społeczne miasta w tym czasie było mizerne. Oprócz tradycyjnych grup społecznych, takich jak Hakhnoses Orkhim [zapewniające pomoc ubogim i przesiedleńcom], Khevre Kedushe [bractwo pogrzebowe], Khevre Bokhorim [stowarzyszenie młodych mężczyzn] i grup modlitewnych - oraz bardzo małej grupy syjonistów, nie było nikogo, kto by troszczył się o warunki ekonomiczne i kulturalne młodzieży miasta. Miała ona jakieś marzenia, ale była zagubiona - śpiewała romantyczne piosenki i szukała drogi w życiu.
Jak młodzi żyli w tamtych czasach? W szabat po południowym posiłku chodzili tańczyć na łąki na obrzeżach miasta, bawiąc się i śpiewając takie piosenki miłosne jak ta:
Mamo, wydaj mnie za mąż,
Nawet jeśli jest to tkacz
Pan młody przyjedzie na wesele
W karecie na gumowych kołach
W mieście nie było nawet jednej biblioteki, gdzie młody człowiek mógłby pożyczyć książkę. Krótko mówiąc, był pozostawiony sam sobie, by rósł jak chwast na ugorze. I to, że my - dzieci z ubogich rodzin - nauczyliśmy się czytać, pisać i staliśmy się świadomi społecznie, to właśnie dzięki wspomnianym wyżej ludziom. Byli synami i córkami klasy średniej miasta, którzy poświęcili się aktywizacji społecznej młodych, stając się naszymi przewodnikami w życiu i nauce.
Większość z wymienionych powyżej już nie żyje, niektórzy odeszli z przyczyn naturalnych, inni zostali zamordowani przez nazistów. Mamy obowiązek upamiętnienia tych jasnych dusz. Prowadzili nas po szerokich drogach myśli i wiedzy. Stopniowo czytelniejsze stawały się dla nas kwestie walki klas i oporu wobec wszystkich form niesprawiedliwości, a my sami uczyliśmy się, jak tworzyć lepszy i piękniejszy świat.
Miło jest przypomnieć sobie te wspaniałe letnie wieczory, kiedy młodzi ludzie grupami spacerowali ulicą Warszawską, każda ze swoim liderem, rozmawiając o bieżących wydarzeniach. Rodziły one pytania, ale dzięki odpowiedziom rzeczy stawały się przejrzystsze i jaśniejsze dla rozmarzonego straconego pokolenia, a nadzieje rosły.
Ta edukacyjna praca miała efekty - prowadziła do działania, wzmacniającego ruch robotniczy. My, młodzi, rzuciliśmy się w wir pracy społecznej i organizacyjnej. Ideałem był wtedy 12 godzinny dzień pracy. Zaczęły się spory i strajki.
Po roku 1905
Konstytucja [wydana przez cara Mikołaja II], którą Rosjanie szczęśliwie otrzymali w 1905 roku, miała swój oddźwięk w Nowym Dworze. Ciągle pamiętam, jak robotnicy zebrani na ulicach z radością w oczach dyskutowali o tym wielkim wydarzeniu. Wszyscy byli entuzjastyczni, świętowali i cieszyli się razem ze swoimi współbraćmi, których właśnie zwolniono z więzienia. Wierzyli, że konstytucja oznacza realizację długo trwających marzeń wszystkich narodów wielkiej Rosji. Ale ich radość nie trwała długo; zaledwie w kilka dni wszystko się zmieniło, robotnicze demonstracje w miastach i miasteczkach całego Imperium Rosyjskiego spłynęły krwią.
Reakcja caratu, ze jego słynnymi Czarnymi Setkami (ultra-nacjonalistycznymi, pro-carskimi ugrupowaniami, które atakowały Żydów i rewolucjonistów) utopiła we krwi tę odrobinę wolności, którą osiągnięto. Dziesiątki tysięcy robotników zostały uwięzione ponownie. Gorzka rozpacz rozlała się na umęczone masy, a ruch robotniczy zapadł w milczenie, w ciszę przed burzą.
Wydarzenia te miały także wpływ na Nowy Dwór; w życiu społecznym miasta dało się wyczuć brak nadziei. Kilku aktywistów robotniczych zostało wsadzonych do więzienia, a inni wyemigrowali za granicę. Bez ruchów społecznych i przywódców miejska młodzież znów była zagubiona. Wszędzie wszystkim nasuwało się pytanie: co dalej? Wrócić do starego stylu życia, być zadowolonym z szabatowych spacerów i spotkań na łąkach na obrzeżach miasta, po tym, jak poznaliśmy nowy styl życia w ruchu robotniczym i literackich kółkach czytelniczych jidysz? Nie, było to niemożliwe. Po politycznym rozczarowaniu i rezygnacji zaczęliśmy szukać innych sposobów cieszenia się życiem.
Robimy Teatr
W tym czasie Szaul Mogelnicki, syn nowo zamieszkałego w Nowym Dworze Litwaka Reb Jisroela Melameda, zaczął przyjaźnić się z nami. Był inteligentnym facetem z żyłką do teatru, w działanie którego nas zaangażował. Pod jego kierunkiem zaczęliśmy ćwiczyć sztukę Dziki człowiek Jacoba Gordina. W obsadzie znaleźli się m.in. Szaul Melamed, jego siostra Baszke, Jakow Rozensztajn, Jenkl Szpilberg (Woske) oraz Gapenko (nie z Nowego Dworu). Ja byłem suflerem.
Prezentowaliśmy też inne przedstawienia w Nowym Dworze jak Bracia Łuria [Jacoba Gordina], wszystkie odgrywane przez lokalne grupy amatorskie. Według programu, który przetrwał, spektakl Bracia Łuria odbył się 6 kwietnia 1908 r., z udziałem obu sióstr Jerozalmińskich, Nakmana, Krajne Kisina, Szaula Mogelickiego, Fajwla Ajzenberga, Szmuela Stanisławskiego, Sztajna, Simjonteka, Gapenki i M. Openhajma, reżysera.
|
|
Program przedstawienia teatralnego Bracia Łuria |
Inne sztuki, które graliśmy to: Bóg, Człowiek i Diabeł Jacoba Gordina oraz Hinke Pinke Avrahama Samira w reżyserii Kaima Kastnera z udziałem: Kaima Kastnera, Fejge Rojze Staszewicza (dziś żona Kaima Zaltsmana ), Szpilberga, Tszize Finkelsztejn i Hermana Radzinera. W komedii muzycznej Hinke Pinke Dovid, syn Mojszele Szepsla, grał króla, a szczerze oddany Sam Bernstein grał adiutanta. Scenariusz Samira wymagał, żebym wygłosił przed królem antysemicką przemowę przeciwko łagodnemu żydowskiemu lekarzowi Awromowi słowa te wciąż mnie dławią. Jednocześnie śmieszy mnie, gdy pomyślę, kto został wybrany do roli antysemity. Musiałem wyjaśnić królowi, że jego lekarz był nie tylko jego lekarzem, ale przejął rolę jego nauczyciela; taka arogancja od Żyda!
W tym czasie grana była również sztuka Sierota Khasie Jacoba Gordina. Reżyserował ją wielce oddany żydowskiemu teatrowi i literaturze, a dobrze znany dentysta Szmula Grabman, który do sztuki wziął Helę Jerazalimską do roli głównej, Nakmana i Krajne Kisin, Szaula Mogelnickiego i innych. Była także wystawiana, sztuka Ahasueres. Jedynym jej uczestnikiem, którego pamiętam, był Itsze Bernstein.
Prawie wszystkie spektakle wystawiano w Remizie Strażackiej. Szczególnie wryła mi się w pamięć sztuka Sierota Khasie. Zarówno reżyseria, jak i treść przedstawienia zrobiły na mnie głębokie wrażenie, podobnie jak aktorstwo dwóch tragicznych postaci: Heli Jerazalimskiej jako sieroty i Szaula Mogelnickiego jako ojca. Wiele lat później widziałem tę samą sztukę wystawianą w Nowym Jorku i graną przez profesjonalnych aktorów, w której wystąpiła słynna wtedy - Madame Kegi Liptsin jako Khasie. Jednak nowojorscy zawodowi aktorzy
|
|
Reżyseria: Kaim Knaster, wystawiony w Remizie Strażackiej w 1908 roku Drugi rząd: Sam Bernstein, Dovid Galawicki, Szmuel Jojne Bukhner, Tszize Finklshtejn-Jarząbek Trzeci rząd: Avraham Bernstein, Jehudit Siemiatycki-Liberman, Kaim Knaster, Fejge Rojze Staszewicz-Zaltsman, Jenkl Szpilberg |
nie oddali tak dobrze różnic między bogatymi a biednymi, jak zrobili to kiedyś nasi amatorzy w Nowym Dworze.
Teatralne produkcje w tamtych czasach wnosiły świąteczny nastrój do całotygodniowego kieratu. Przygotowania trwały trzy miesiące, z próbami odbywanymi w lesie w odległości trzech wiorst [dystans około kilometra] w każde sobotę popołudnie, a w sobotnie wieczory w domu rodziny Mogelnickich. Produkcje przyciągnęły dużą grupę młodych ludzi, którzy tęsknili za jakąś aktywnością kulturalną. I chociaż nie wszystkie wymienione wyżej sztuki były na tym samym poziomie, wzmocniły zainteresowanie językiem jidisz i zachęciły twórczych uczestników do przyszłej pracy kulturalnej w mieście.
Muszę przyznać, że od tamtej pory rozwinąłem silną miłość do teatru żydwoskiego, a przy pierwszej sposobności tutaj w Ameryce dołączyłem do Kunst Ring (kółka artystycznego), szkoły dramatycznej prowadzonej przez Żydowski Teatr Sztuki w Nowym Jorku. Zagrałem tutaj w zbiorowych scenach w Dybuku, a także niewielką, ale ważną rolę w Shmates Leivicka [Szmaciany Biznes]. To jedyne przyjemne wspomnienia z okresu mojego życia w Ameryce.
W Nowym Dworze - 1911
W 1911 roku, po dwóch latach pobytu w Ameryce, przyjechałem do Nowego Dworu z wizytą na dzień przed Tisha b'Av [dziewiąty dzień miesiąca aw) święto upamiętniające rocznicę zburzenia Pierwszej i Drugiej Świątyni Jerozolimskiej]. Z powodu niezapłacenia trzech rubli podatku zostałem aresztowany na tydzień w więzieniu w Aleksandrowsku, który znajdował się wówczas na granicy Rosji i Niemiec. Odesłano mnie wtedy stamtąd etapem (grupa więźniów transportowanych, często na piechotę, pod ochroną) do więzienia Peresilner na Pradze, a po kilku dniach do Modlina.
Po wszystkich tych więzieniach byłem wyczerpany i gdy pociąg zatrzymał się na stacji Nowy Dwór a ja ukradkiem wyjrzałem z więziennego wagonu, dopadło mnie dziwne uczucie. W tej samej chwili dostrzegł mnie Żyd z Nowego Dworu, Józef Walenkowski, stojący za ogrodzeniem przed stacją. - Czy to ty jesteś Szmuel Bornsztejn, syn Simkego? - spytał nagle i odszedł, krzycząc: Idę przyprowadzić twojego ojca.
Pociąg podjechał do dworca Modlin, gdzie czekała na nas straż wojskowa. Nałożyli wszystkim z etapu łańcuchy i powiedli do miasta. Poza mną było tam jeszcze trzech innych aresztantów: Eziella Kornstejn; Fajwl, syn Joela Zelnera; i kobieta z domu publicznego.
Po drodze z Modlina do Nowego Dworu dostrzegliśmy młodego człowieka z rodziny Zajdenbergów, który jechał swoją furmanką z Twierdzy. Gdy zobaczył kogo żołnierze zabierają do miasta, zatrzymał furmankę i zaprosił ich wraz z nami aresztantami, aby wszystkich podwieźć do magistratu w Nowym Dworze. W odpowiedzi otrzymał cios kolbą karabinu w plecy.
W końcu przybyliśmy do miasta w formacji wojskowej. Czekał tam już mój ojciec wraz z Elje Mejerem Grabmanem, fryzjerem, który udzielił mi gwarancji przed żołnierzami i potwierdził, iż urodziłem się w Nowym Dworze. W końcu uwolnili mnie, po czym poszedłem z ojcem do domu, gdzie czekała wycieńczoną moją tak zwaną przyjemną podróżą matka.
Trudno jest opisać spotkanie z moimi rodzicami. Nasz dom był już przepełniony nastrojem żałoby i lamentacji dniem Tisha b'Av [upamiętniającej zniszczenie Pierwszej i Drugiej Świątyni]. Mimo to czuło się radosny dreszcz emocji wśród rodziny, gdy całowali mnie - gościa z Ameryki. Zjawili się też przyjaciele, aby mnie przywitać, a rozmowy trwały do późna w nocy, aż do świtu. Po kilku godzinach snu wstałam, wciąż zmęczony podróżą jako aresztant. Jak się dziwiłem, gdy matka podała mi śniadanie rankiem tego dnia [dzień postny] Tisha b'Av, mówiąc: Wiekuisty przebaczy nam, moje dziecko, dziś jesteś za słaby, aby móc pościć.
Pozostałem w Nowym Dworze około czterech miesięcy, a po powrocie do Nowego Jorku marzyłem każdej nocy o moim mieście, wszystkich mi najbliższych i najdroższych. Nawet zanim osiedliłem się w Nowym Jorku, już myślałem o kolejnej wizycie w Nowym Dworze, pod postawionym samemu sobie warunkiem, że dla udanej i szczęśliwej podróży - będę unikać wszelkich wydarzeń mogących skończyć się aresztem. Dopiero 21 lat później mogłem spełnić moje marzenia i powrócić do Nowego Dworu.
W Nowym Dworze -1932
Było to 16 lipca w piątek wieczorem, gdy jechałem z Warszawy do Nowego Dworu wraz z moją bratanicą Maszhele Sapier i moim bratem Fajwlem. Samochód przywiózł nas tam szybko, w ciągu 40 minut, w przeciwieństwie do czasów, kiedy podróżowało się przez całą noc omnibusem lub w półtorej godziny pociągiem. Brat zapytał mnie: Szmuel, czy pamiętasz rogatki na obrzeżach miasta?, a ja zobaczyłem przede sobą moje małe miasteczko.
Tym razem znalazłem zupełnie inną społeczność w Nowym Dworze, z instytucjami kultury żydowskiej, dobrymi bibliotekami i nowoczesnymi żydowskimi szkołami. Słyszałem tam wspaniały jidysz i miałem przyjemność obserwować rozwój młodych ludzi; nie to, co w 1905 r. Jedna rzecz pozostała taka sama - miłość, oddanie każdego człowieka drugiemu. Byłem przekonany, że po 20 latach te wartości wcale nie zmalały.
|
|
Ester Riwke, matka Sama Bernsteina, ze swoimi wnukami po zapaleniu świec |
Spojrzenie wstecz
Wspaniałe jest wrócić po wielu latach do miejsca, w którym po raz pierwszy nauczyło się liter alfabetu, którymi teraz piszę te smutne, tęskne zdania. Gdzie teraz jest dom, który opuściłem w 1909 roku, aby wyruszyć w szeroki świat? Już go nie ma, przepadł w płomieniach. Pozostały tylko groby. Wszystko, co było tak drogie, zakorzenione w moim sercu, zostało zniszczone w tak straszny sposób. Tylko garstka drogich mi i bliskich przeżyła cudem, po całej reszcie pozostały znikome ślady.
Widzę za sobą to miasto, w rzeczywistości, a także w marzeniach. Widzę mały domek, gdzie chodziłem do chederu i gdzie Reb Zalman Mohilewer po raz pierwszy pokazał mi literę alef. Widzę dumnych członków giełdy pracy, jaśniejące oblicza młodych ludzi spragnionych kultury, miłośników i aktorów teatru, poważnych podczas prób i entuzjastycznych podczas występów; coraz więcej takich drogich i bolesnych wspomnień. Widzę je tak, jakby w mirażu i myślę: Co z tego wszystkiego pozostało?
Wszyscy mamy w sercu złotą nić, która wiąże nas z naszym starym domem. Czujemy dręczącą tęsknotę za naszym rodzinnym miastem. Tęsknimy za rynkiem, miejskim ogrodem, dwoma wspaniałymi rzekami - Narwią i Wisłą, wszystkimi polami i ogrodami, besmedreszem i synagogą. To tęsknota za młodością, która przeminęła, za światłem, które zniknęło w cieniu przerażającego czasu. Dzika bestia przybyła w 1939 roku i pochłonęła to wszystko.
|
|
Sam Bernstein z Mendlem Lipskim, Kulawym Mendlem, jednym z weteranów Żydowskiego ruchu robotniczego w Nowym Dworze |
|
JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of
the translation. The reader may wish to refer to the original material
for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.
Nowy Dwór Mazowiecki, Poland Yizkor Book Project JewishGen Home Page
Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 17 Dec 2017 by MGH