|
[Str. 315]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla
Kiedy przyjechałem do Żelechowa,zobaczyłem,jak źle wyglądam i jak źle przyjmują nas antysemiccy sąsiedzi.Byliśmy zrozpaczeni.Codziennie powracało do miasta po kilku Żydów,
bo większość została wymordowana.Stosunek Polaków do nas pogarszał sie,gdy zauważano,że pro rosyjska władza się umacnia a Żydzi dostają lepsze stanowiska.
Płk.Brodecki,który mieszkał na ulicy gdzie mieszkał rabin,był w mieście dopiero od tygodnia.Razem z Fastmanem poszliśmy do niego i poprosiliśmy,aby przyjął delegację Żydów.Zgodził się i powiedział,że chociaż rozumie jidysz,ale woli rozmawiać po rosyjsku.Oznajmiliśmy,że chcemy otrzymać mieszkanie.Odpowiedział,że jest komendantem wojskowym,ale nam to załatwi.
Rzeczywiście zaraz znalazł komendanta miejskiego i polecił mu załatwić naszą prośbę.Komendant zwrócił się do ówczesnego burmistrza Domańskiego,aby znalazł dla mnie mieszkanie.No i wkrótce otrzymałem mieszkanie Szolema Finkelsztajna.Wziąłem do siebie Szmuela Hochgelerntera,Israela Najsztetera i Fastmana.
Wkrótce ze Związku Radzieckiego przybyła Armia Wojska Polskiego im.Tadeusza Kościuszki.Wśród żołnierzy rozpoznałem jednego znajomego,oficera z Garwolina,Paltiela Obfajera,który przed wojną był księgowym w Związku Pomocy Chorym,gdzie ja byłem przewodniczącym.Przywitał się ze mną bardzo serdecznie i rozpłakał się. Cały czas mnie prosił,abym z nim pojechał do Kszwicy[1] ,gdzie stał jego pułk w którym był prowiantowych.Przekonywał mnie,bym pojechał do niego chociaż na miesiąc,abym tam trochę ochłonął po przeżyciach i odżywił się,bo wyglądałem okropnie.
Zgodziłem sie pojechać ale powiedziałem,że najpierw chciałbym,abyśmy pojechali do wsi Gęsia Wólka i ekshumowali moich troje dzieci na cmentarz w Żelechowie.Załatwił samochód i przeprowadziliśmy ekshumację.Na pogrzebie byli prawie wszyscy Żydzi przebywający wtedy w Żelechowie.Biorący udział w pogrzebie również zapragnęli pochować swoje rodziny.Mojsze Boruchowicz i jego siostra prosili mnie,abym im pomógł pochować ich siostry,które zakopane były na polu koło wsi Wilczyska.Przeprowadziłem ich ekshumację oraz jednej córki,która zginęłą z rąk polskich faszystowskich morderców koło Krakowa.Razem z nią zginęła wtedy również panna Sora Braw,córka żelechowskiego gospodarza Awruma Pliwki Po wypełnieniu tego ludzkiego obowiązku,udałem się na poszukiwanie morderców moich dzieci.
Byli nimi strażacy,którzy na święto Simchat Tora(Radość Tory) tj.5.10.1942 roku wydali żandarmom 18-tu ludzi,których od razu rozstrzelano.Szukanie winnych było bardzo trudne,ponieważ,nie znałem ich imion,a twarzy już nie pamietałem.Długo chodziłem i wypytywałem o strażaków,którzy służyli wtedy w gettcie.Pamiętałem tylko to,że jeden z nich był wysoki a drugi niski.Wreszcie wskazano mi niejakiego Bolka Cegłowskiego. Zdecydowałem pomścić tamtych zastrzelonych 18-tu Żydów.Wkrótce jednak zrezygnowałem z tego zamiaru,aby nie prowokować polskich antysemitów,którzy w dalszym ciągu rozlewali żydowską krew.
Dowiedziałem sie,że w Garwolinie przebywa kilkunastu Żydów, więc tam pojechałem.Powiedzieli mi, że są w trudnej sytuacji.
Garwolin był wtedy miejscem postoju armii rosyjskiej,ponieważ Warszawa była jeszcze zajęta przez Niemców.W Garwolinie było dwóch wojskowych komendantów:jeden na cały powiat i drugi na miasto.Bardzo trudno było się do nich dostać.Pewnego razu,kiedy przypadkiem przebywałem w mieszkaniu braci Zumana i Avroma Gulibidzów,przyszedł żydowski oficer armii rosyjskiej i powiedział,że jutro tzn.7 listopada jest święto Rewolucji Październikowej.Zapytałem go czy mi je przetłumaczy na rosyjski życzenia dla komendanta które napiszę w jidysz z tej okazji.
Gdy napisałem te życzenia w imieniu wszystkich Żydów powiatu, od razu mi je przetłumaczył i udałem sie do komendanta.Oficer dyżurny poinformował komendanta,że przyszedł Żyd z życzeniami.Pozwolono mi wejść.Po przeczytaniu życzeń komendant bardzo gorąco podziękował.Rozmawialiśmy prawie godzinę.
Przekazałem mu informacje o tym,że Żydzi nie mają gdzie mieszkać,że zostały już tylko dwa żydowskie domy:po Dawidzie Kowerowi i Lejbiszu Rafusowi w których mieszkają Polacy.
Komendant natychmiast polecił Magistratowi w ciągu dwóch dni wyprowadzić lokatorów z domu i przekazać go Żydom.Poprosił mnie,abym przychodził do niego codziennie,a oficerowi dyżurnemu rozkazał wpuszczać mnie bez przepustki.Od tej pory poczuliśmy się trochę bezpieczniej.
Zauważyłem,w Garwolinie,że chodniki i place były wyłożone żydowskimi macewami,a także chlewki były postawione z macew,które hitlerowska władza zwiozła do Garwolina z całego powiatu.
Nie mogłem znieść tej hańby i udałem się do miejscowych władz z prośbą o pozwolenie zebrania wszystkich macew.Wkrótce otrzymałem także pozwolenia od starosty Suchojedzkiego,że mogę zbierać macewy z całego powiatu.
Z pomocą warszawskiej Rady Żydowskiej zebrałem wkrótce na jednym miejscu tysiące macew.Przyjechał je obejrzeć komendant wojskowy a także starosta i garwolińska Rada Żydowska.Robiono zdjęcia.Wyfotografowano także kilka historycznych macew.Podczas fotografowania starosta wręczył mi list z podziękowaniem.
|
|
Na zdjęciu:komendant wojskowy, burmistrz, Mojsze Briw, Pinkas Messing, Mendel Cymbrowicz, Zosze, Beryl Lewi i piszący te słowa.[2] |
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla
Nie znalazłabym nigdy dość siły, aby opisać wszystko, co przeżyłam w czasie wojny. Mimo wszystko spróbuję opisać jedno tragiczne zdarzenie, które najbardziej wryło mi się w pamięć ponieważ nie stało się podczas wojny, ale już po wyzwoleniu, kiedy świat zaczął oddychać swieżym powietrzem i minął okropny strach przed niemieckimi mordercami. Kiedy wszystko powracało już do normalnego życia, przeżyłam noc grozy, gorszą niż noce na Majdanku i w Oświęcimiu, gdzie przebywałam prawie dwa lata.
Byłam wyzwolona 17 maja 1945 roku przez Armię Czerwoną w małym miasteczku Boliwoda w Czechosłowacji.
Razem ze mną była nieodłączna przyjaciółka, z którą razem przeżyłyśmy wszystkie obozy i teraz też razem chciałyśmy użyć upragnionej wolności. Po miesięcznym pobycie na wsi w Czechosłowacji, przyjechałyśmy do Polski, aby sprawdzić, czy kto z naszych rodzin ocalał. Najpierw pojechałyśmy do Łodzi, a potem do Warszawy. Ku naszej wielkiej rozpaczy nie zastałyśmy przy życiu nikogo z naszych bliskich. Postanowiłyśmy pojechać do Żelechowa, gdzie przed wojną mieszkała nasza rodzina. Moja matka była żelechowianką.
Słyszałam wiele o tym słynnym miasteczku i pomyślałam, że może ktoś z moich kuzynów przeżył wojnę. Moja przyjaciółka, chociaż w Żelechowie nie miała żadnej rodziny, pojechała ze mną.
Pewnego dnia, nie pamiętam już daty, dojechałyśmy o zmierzchu do Żelechowa. Udałyśmy się do znajomego Polaka Włodarczyka, który przed wojną był skarbnikiem gminy żelechowskiej a także komendantem straży. Początkowo mnie nie poznał, ale gdy powiedziałam kim jestem, przypomniał sobie moją rodzinę. Zaczęłam wypytywać się o moich najbliższych.
W odpowiedzi usłyszałam, że nikt z nich nie przeżył.
Po krótkiej rozmowie uprzejemy Polak zaprowadził nas do polskiej rodziny Gugałów, gdzie mieszkało dwóch Żydów.
Ponieważ nie miałyśmy czego w Żelechowie szukać, zdecydowałyśmy się przenocować i rano powrócić do Warszawy. Niestety los chciał inaczej. Gdy przygotowywałyśmy posłanie , przyszły jeszcze dwie Żydówki. Było nas więc sześcioro Żydów:cztery kobiety i dwóch mężczyzn.
Gdy zmęczeni usnęliśmy, obudził nas hałas. Przestraszeni wyskoczyliśmy z łóżek. Zdążyłam tylko założyć pantofle i zarzucić palto na nocną koszulę. Na pół nadzy zostaliśmy wypędzeni na ulicę. Nie pamiętam, ilu było napastników, ale widziałam z każdej strony wymierzone w nas lufy karabinów i pistoletów.
Nam, czterem kobietom, rozkazano usiąść na ławce przed domem. Wyprowadzono dwóch nagich mężczyzn i strzelano do nich. Jakieś trzy metry od nas, upadł dwudziestoletni Szlojme Hefner, żelechowiak, który przeżył wojnę w Związku Radzieckim, a po wojnie wrócił do swojego rodzinnego maisteczka i zginął z rąk bandytów. Drugiemu Żydowi udało się uciec. Chociaż bandyci za nim strzelali, na szczęście go nie trafili.
Widząc co się dzieje, zaczęłyśmy prosić morderców o litość. Nie prosić, ale błagać o życie. Jedna z nas, kobieta w ciąży, upadła na kolana i zaczęła całować buty bandytów. Odpowiedzią było parę strzałów i kobieta upadła martwa obok nas. Strzelili również do drugiej kobiety, Peoli Fajngezucht. Trzecią byłam ja, a czwartą moja przyjaciółka. Nagle przyjaciółka zerwała się, uciekła do mieszkania i schowała się pod łóżko. Instynktownie pobiegłam za nią. Gdy uciekałam zostałam postrzelona w łydkę lewej nogi, ale kulka mnie tylko drasnęła. Kiedy wbiegłam do mieszkania przyjaciółka już leżała pod łóżkiem. Krzyknęłam:Saba, gdzie jesteś? Posuń się, schowam się obok ciebie. Jestem rannaOna odpowiedziała:Nie ma tutaj miejsca, bo stoi walizka. Schowaj się gdzie indziej
Wbiegłam do drugiego pokoju, schowałam się pod stojącą w rogu maszynę do szycia i przykryłam się gałganami.
Mordercy weszli do pokoju i krzyknęli do Polaków:Gdzie się schowały te dwie Żydówki?. Nikt się nie odezwał. Wtedy zaświecili latarką pod łóżko i znaleźli moją biedną przyjaciółkę. Próbowali ją wyciągnąć. Błagała o życie słowami, których nigdy nie zapomnę:Panowie nie zabijajcie mnie. Przeżyłam tą okropną wojnę. Wszystkich i wszystko straciłam. Darujcie mi życie!Ja chcę żyć!
Rozległ się jeden strzał i moja przyjaciółka ucichła na zawsze. Nazywała się Saba Edelman i pochodziła z Warszawy.
Następnie bandyci zaczęli szukać mnie. Weszli do pokoju, w którym się schowałam. Przejrzeli wszystkie kąty, zaglądali pod łóżko, do szafy, ale nie zajrzeli pod kupę gałganów, pod którą leżałam.
Tak skończyła noc, którą spędziłam w wyzwolonym Żelechowie. Z sześciu Żydów zostało przy życiu troje:lekko ranna kobieta, która udawała zabitą , mężczyzna który uciekł pierwszy i ja.
Moja droga przyjaciółka, z którą przeszłam całe hitlerowskie piekło, została zamordowana na progu nowego życia. Wszystkich zamordowanych tamtej nocy pochowano w Żelechowie, w mieście w którym moja przyjaciółka nigdy nie była i o którym nigdy przedtem nie słyszała.
|
JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of
the translation. The reader may wish to refer to the original material
for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.
Zelechow, Poland Yizkor Book Project JewishGen Home Page
Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 23 Jun 2010 by LA