Ksiega Pamięci

[Str. 250]

Męczeńska śmierć cadyków z Żelechowa i Ryk

Mojsze Szyfman (Bogota)

Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla

 

zel250.jpg

 

Kiedy w czerwcu 1942 roku kiedy Niemcy przygotowywali zbrojny napad na Związek Radziecki, autor tych słów leżał schowany wraz z żelechowskim rebe reb Awrumem-Szolemem Goldbergiem, na strychu u Synaja Szojcheta. Mężczyźni nie mogli pokazywać się na ulicy. Pewnego razu młodsza córka rebego przyniosła jedzenie dla ojca i wiadomość od Izraela Welwela meszamesza[1] (Ledermana), że nasz naród jest zgubiony. Powiedziała, że w mieście jest pełno wojska i że łapie się dużo Żydów do załadowywania bagaży. Żydzi to przyjęli jako dobry znak świadczący o tym, że Niemcy już się wycofują z frontu. Na poparcie tego dodała jeszcze, że minionej nocy u Herszla Milwego spał oficer z dwunastoma żołnierzami i że w środku nocy zniknęli. Zrozumiano to w ten sposób, że Niemcy już uciekają.

Trzeba dodać, że wtedy było w mieście naprawdę dużo wojska i musiano rekwirować na nocleg nie tylko domy polskie ale także żydowskie. To wszystko dodawało nam pewności i wiary, że wyzwolenie jest blisko. Wtedy autorowi tych wspomnień rebe powiedział smutną rzecz, że do grobu nas będą odprowadzać słowa:„Już są tutaj Rosjanie!”.

22 czerwca Niemcy rozpoczęli agresję na Związek Radziecki. Rozeszła się między Żydami wiadomość, że Rosjanie już przekroczyli Bug, który wtedy był granicą między Niemcami i Związkiem Radzieckim. Ta wiadomość dotarła w końcu do żandarmerii, co spowodowało aresztowanie kilkunastu Żydów. Musiało się zapłacić za nich wykupne. Jak zawsze zadziałała solidarność żydowska i od razu powstała komitet z Nojechem Szalitem, Jechielem Ryfmanem, Nachumem Wajnsztokiem i innymi, którzy potajemnie zaczęli zbierać potrzebną sumę na wielką micwę[2] wykupienia aresztowanych. Nawet ci najwięksi biedacy, aby wziąć udział w tej wielkiej micwie dołożyli według własnych możliwości.

W lecie 1942 roku, w samo południe przyszła do mojego domu mała córeczka rebego Itele. Wtedy mężczyznom i dorosłym kobietom nie wolno było pokazywać się na ulicy. Córeczka rebego przekazała mi wiadomość, że rebe musi jak najszybciej ze mną rozmawiać. Przejść ode mnie tzn. od Welwela Wiśni[3] z ulicy Zadybskiej do rebego było śmiertelnym ryzykiem. Ale biorąc pod uwagę ważność sprawy przeszedłem przez płoty Pini Smolarza i przez gminne place, i dostałem się na podwórko rebego.

Zaraz mnie zaprowadzili do jego kryjówki, gdzie był także i brat rebego reb. Elimelech, rycki rebe. Zaczęliśmy analizować aktualną sytuację i naszą przyszłość. Rebe poprosił mnie do siebie aby pokazać mi listy, które wcześniej dostał potajemnie z Kosowa (wioski najbliżej położonej koło Treblinki), gdzie zamordowano wszystkich naszych najbliższych. W listach zaszyfrowanym językiem opisane piekielne cierpienie jakiego doznali warszawscy Żydzi, którzy wtedy byli w tym okropnym miejscu zbrodni. Rebe mnie prosił, abym zachował to w tajemnicy nawet przed rodziną. Powiedział, że jestem pierwszym, który ten list zobaczył. Zaczęliśmy rozmawiać o tym co mamy robić, czy jest sens dalej się ukrywać, żyjąc fałszywymi złudzeniami, czy spojrzeć prawdzie w oczy i iść razem ze wszystkimi Żydami do Treblinki. Wywiązała się między nami dyskusja. Rozmawialiśmy po cichu, ze łzami w oczach. Baliśmy się, że może ktoś nas podsłuchiwać.

Ja i żelechowski rebe - Niech pamięć jego będzie błogosławiona -byliśmy zdania, że mimo cierpień musimy wykorzystać wszystkie możliwości aby przeżyć. Może Pan Bóg się nad nami zmiłuje. Szukaliśmy nadziei w różnych starych żydowskich przypowieściach. Przecież w najgorszych sytuacjach nie powinno się tracić nadziei i szukać różnych sposobów aby żyć, chociażby krótko. Rycki rebe reb. Elimelech -Niech pamięć jego będzie błogosławiona - był tego zdania, że powinno się podzielić los wszystkich Żydów i zginąć razem z nimi. Rebe nie wierzył, że Żyd ma jakieś możliwości przeżycia, bo cały świat jest przeciwko nam. Polacy z wielką ochotą pomagają nas mordować - co niestety było prawdą. Jak już teraz wiadomo to 40 procent Żydów, którym udało się ukryć przed Niemcami, między innymi i cała moja rodzina, zginęło w okolicznych wioskach z rąk polskich morderców.

Rycki rebe reb. Elimelech powiedział również, że nie będzie próbował siebie ratować ani nikogo ze swojej rodziny ponieważ nie ma absolutnie żadnych szans na przeżycie.

Żelechowski rebe i ja zaczęliśmy wymyślać różne sposoby na uratowanie się. Jedynym wyjściem było spróbować dostać się do obozu w Wildze nad Wisłą koło Osiecka, gdzie męczeni żelechowscy Żydzi sypali wały na rzece Wildze, która wpada do Wisły. Obozem kierowali Polacy pod nadzorem władz niemieckich. Polacy próbowali dorównać Niemcom w dręczeniu Żydów.

Wszyscy robotnicy byli posyłani do tego obozu przez żelechowski Judenrat.

Rebe mi powiedział, że musi posłać tam swoich dwóch synów :Szlojme i Joszuę – Niech pamięć ich będzie błogosławiona - licząc na to, że ludzie pomogą się im uratować. Szczególnie liczył na swojego naśladowcą Iczego Godla Kacewa. , który w tym czasie był członkiem Judenratu i we wszystkim pomagał żelechowskiemu rebemu. Rebe ze swoja rodziną będzie się w dalszym ciągu ukrywać. Może Pan Bóg mu pomoże i uda się mu przeżyć te ciężkie dla żydostwa czasy.

Obaj żegnalismy się z gorącymi łzami w oczach, życząc sobie, abyśmy się jeszcze kiedyś spotkali.

Kiedy już odchodziłem znów mi przypomniał, aby ten list i nasza rozmowa pozostały w tajemnicy. Wkrótce ataki Niemców i ich pomocników Polaków na Żydów wzmogły się i już więcej nie miałem możliwości spotkać się z rebem nawet do ostatniego Strasznego Dnia[4] w tamtym roku, kiedy już wiedzieliśmy z doświadczeń innych żydowskich miasteczek, co to znaczy „wysiedlenie”- to jest wysłanie do obozu śmierci. Wtedy dojrzała we mnie myśl, aby pojechać do obozu w Wildze. Wysłanie do tego obozu było traktowane przez Judenrat jako przywilej, za który musiało się zapłacić nie tylko Juderatu ale i komendantowi policji -sławnemu Melechowi Szarfharcowi. Kiedyś płaciło się za to, żeby tam nie wysłali.

Podszedłem do samochodu ciężarowego, który przyjeżdżał rano w każdy poniedziałek. Ciężarówka stała koło Judenratu i była pilnowana przez policje żydowską oraz żandarmerię. Pilnowali, aby Nie daj Boże robotnicy nie uciekli. Tam spotkałem dwóch chłopców rebego, których wzięli bez pieniędzy dzięki interwencji wspomnianego wyżej Icze Godla. Niestety i im nie było sądzone, aby się dostali do obozu. Kiedy dojechaliśmy do budynku polskiej gminy, naprzeciw wyszli niemieccy żandarmii na czele ze znanym mordercą Żydów Trunkierem. Zatrzymali ciężarówkę, odebrali nam wszystkie tobołki i musieliśmy biec spowrotem do Żelechowa. Odprowadzani biciem kolbami pobiegliśmy do miasta a wraz z nami także obaj chłopcy rebego. Zaczęliśmy prosić Melecha Szarfharca, aby nas znowu wysłał do obozu. Załadował nas do drugiego transportu, zrozumiałe, że nie za darmo. Tym razem szczęśliwie dojechaliśmy do obozu w Wildze.

Po pewnym czasie przyjechały tam również dzieci rebego a także wyżej wspomniany Icze Godel z rodziną, gdyż do Judenratu dotarła informacja, że wkrótce wszyscy Żydzi będą wywiezieni z Żelechowa. Icze Godel bardzo pomógł dzieciom rebego finansowo , zapewnił im jedzenie i załatwił lżejszą pracę. Wkrótce do obozu dotarła wiadomość o likwidacji żelechowskich Żydów. Ci co przyjechali do obozu jako ostatni byli członkami żelechowskiej żydowskiej policji. Opowiadali, że rycki rebe, reb Elimelech- Niech pamięć jego będzie błogosławiona- kiedy Niemcy nakazali wszystkim Żydom zgromadzić się na dziedzińcu synagogi, odmówił wykonania tego rozkazu i został zastrzelony na podwórku rebego, ubrany w tałes i tifilim. Za jego przykładem poszli Synaj Szojchet, Jekiel Unger i Nachum Wajnsztok.

Żelechowski rebe –Niech Pamięć jego Będzie Błogosławiona- ukrywał się jeszcze pięć dni. Znalazła go polska policja i wyciągnęłą z kryjówki. Niemcy spełnili jego ostatnią prośbę. Odprowadzili go na cmentarz żydowski i tam zastrzelili.

Jak mi opowiadali z nim ukrywał się także mój długoletni kolega Jekiel Chaim z żoną, syn Josefa (Zilbersztajna).

W obozie w Wildze, jeszcze po Sukot[5] chodziliśmy boso i nago chociaż był wielki mróz i śnieg. Strasznie się znęcali nad nami polscy kolaboranci. Na przekór wszystkim cierpieniom, potajemnie organizowaliśmy minjan[6], aby każdy mógł odmówić kadysz za swoich bliskich. Minjan zbierał się w pomieszczeniu, gdzie mieszkał Jechiel Popowski z rodziną. Również tam odmawiali kadysz za swoich rodziców obaj chłopcy rebego.

Należy podkreślić, że pomimo wszystkich cierpień, większość Żydów próbowała nie jeść niekoszernego jedzenia. Wystarczał im kawałek chleba. Próbowano także załatwić koszerne jedzenie dla robotników u polskiego inżyniera, który był komendantem obozu.

Na czele grupy interwencyjnej stali:Icze Godel, Jechiel Popowski, Jechiel Ryfman i Mojsze Boruchowicz. Potem dotarła do nas wiadomość, że obóz ma być zlikwidowany. Wiedzieliśmy co to znaczy i zaczęliśmy przemyślać jak się uratować. Jedynym wyjściem było uciec z obozu, co nie było łatwo, wiedząc, że polscy obywatele są przeciwko nam. Icze Godel mi się zwierzył, że on również myśli o ucieczce. Martwił się, że nie może wziąć ze sobą dzieci rebego, chociaż obiecał, że jeśli znajdzie jakieś bezpieczne miejsce, to po nich przyśle. Niestety, jego plan się nie udał, ponieważ kiedy znalazł kryjówkę było już za późno aby posłać po dzieci rebego. Obóz już był zlikwidowany i wszyscy robotnicy żydowscy byli wywiezieni do Sobolewa, gdzie utworzono nowe żydowskie getto. Niemcy zapewniali, że tam Żydzi będą mieć możliwość przeżycia. W taki sposób ogłupiali Żydów i zwabiali ich z innych miast do tego getta. Później wszystkich Żydów wraz z żelechowskimi wywieziono do obozu śmierci w Treblince.

Piszącemu te słowa i jego rodzinie:Mojszemu Boruchowiczowi z dziećmi, Chaimowi-Meierowi Wajnbergowi z rodziną, Jechielowi Popowskiemu z rodziną i Nojechowi- Herszelowi Winogradowi, udało się ukryć w dwóch kryjówkach, które przygotował dla nas jeden z niewielu porządnych Polaków. Pan Edward Turek, który naprawdę ryzykował własnym życiem ratując Żydów, namówił swojego szwagra pana Sokoła, aby zrobił w swoim mieszkaniu kryjówkę dla Żydów za co on później zapłacił własnym życiem. Żandarmeria znalazła tam całą rodzinę Popowskich. Razem ze swoim wybawcą zostali zastrzeleni.

Cześć ich pamięci!

Siedząc w ukryciu dowiedzieliśmy się, że Icze Godel z rodziną, który ukrywał się w tej samej okolicy, został wydany przez Polaków ciechomińskiej policji. Najpierw żądali od nich pieniędzy za darowanie życia. I kiedy już mieli przekazać pieniądze, zostali wydani żandarmerii i po okropnych męczarniach zamordowani. Między nimi był także Dawid Lichtensztajn z rodziną (zięć Eliezera Bekera).


Przypisy:

  1. nie udało się ustalić czy chodzi o nazwisko Return
  2. micwa – hebr. Tutaj:„dobry uczynek” Return
  3. w orginale - Wisnies Return
  4. Straszne Dni hebr. Jamim Noraim . Pierwsze 10 dni nowego roku, poswięcone modlitwie i wyrażaniu żalu za popełnione grzechy Return
  5. Sukot Święto Namiotów Return
  6. minjanhebr. ”liczba” zgromadzenie złożone z dziesięciu Żydów płci męskiej niezbędne do odprawiania modłów w synagodze oraz niektórych ceremonii religijnych Return

 

[Str. 259]

Strażacy z getta i ich koniec

Cwija Rozental-Worcelman (Barranquilla)

Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla

 

zel259.jpg

 

Na rozkaz władz niemieckich powstała w gettcie organizacja strażacka.Żydowscy strażacy wraz z polskimi tworzyli jedną drużynę pod komendą polskiego strażaka Włodarczyka.Co piątek rano odbywały się ćwiczenia.Od czasu do czasy przyjeżdżał z Garwolina komnedant i przeprowadzał generalne ćwiczenia.W remizie pelniły służbę dwie osoby:Żyd i Polak.Żydowscy strażacy w gettcie byli uprzywilejowani – nie brali ich do pracy.

W czasie likwidacji getta,kiedy pędzono Żydów do Sobolewa a stamtąd wywieziono do Treblinki,żydowscy strażacy dostali specjalne zadanie wyprowadzenia z domów w gettcie starszych i chorych oraz dzieci do specjalnie przygotowanych wozów.Po likwidacji getta pozostało w Żelechowie tych 50-ciu strażaków,którzy wykonywali swój zawód dla Niemców.Wkrótce 25-ciu strażaków odesłano do obozu Wildze a reszta pracowała jeszcze w Żelechowie do 21 marca 1943 roku.Tego dnia przyjechał niemiecki komendant,zwołał wszystkich strażaków,rozkazał im się umyć,spakować rzeczy i przygotować się do wyjazdu do Warszawy.Tam mieli pracowac w warsztatach.Strażacy wykonali rozkaz komendanta.Przyjechała ciężarówka przed magistrat.Wszyscy na nią wsiedli i wyjechali na warszawską szosę.Za mostem samochód skręcił na drogę do Kębłowa a stamtąd na żydowski cmentarz.

Byli żydowscy strażacy zorientowali się,że wiodą ich na śmierć zaczęli uciekać.Niemcy strzelali.Kilku upadło na miejscu.Pozostałych odprowadzono na cmentarz i tam rozstrzelano.Ocalało tylko kilku.

 


This material is made available by JewishGen, Inc. and the Yizkor Book Project for the purpose of
fulfilling our mission of disseminating information about the Holocaust and destroyed Jewish communities.
This material may not be copied, sold or bartered without JewishGen, Inc.'s permission. Rights may be reserved by the copyright holder.


JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of the translation. The reader may wish to refer to the original material for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.

  Zelechow, Poland     Yizkor Book Project     JewishGen Home Page


Yizkor Book Director, Lance Ackerfeld
This web page created by Max G. Heffler

Copyright © 1999-2025 by JewishGen, Inc.
Updated 5 Apr 2025 by LA