|
[Strona 490]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla
Moi rodzice, Rachela i Mojsze Puterman , byli pobożnymi ludźmi i w takim duchu wychowali swoje dzieci:mnie, mojego brata Szymona i siostrę Ryfkę. Nasza rodzina była zaprzyjażniona z innymi rodzinami w Rykach i bardzo lubiana przez Żydów z miasteczka. Często spełniała dobre uczynki i każdy mógł u nas otrzymać bezprocentową pożyczkę.
Mojsze Cyny - tak nazywali mojego ojca. Maja babcia Cyna była znaną osobą w miasteczku. Miała szynk , gdzie chodziło się oczyścić głowę, wypić szklankę piwa, bimbru, spróbować kawałeczek gęsiego mięsa, bo było u niej wesoło i po domowemu. Adres mojego ojca i jego sklep ze zbożem był dobrze znany w mieście wszystkim domokrążcom , którzy nas zaopatrywali w żyto, pszenicę i inne zboża, które kupowali na wsi. Mój tata kupował to wszystko od domokrążców i jeszcze im pożyczał kilka złotych, żeby mogli dalej handlować i nakupić zboża na jarmark. To powtarzało się co niedzielę. W czwartek oddawali długi. Dzięki nam utrzymanie mieli także wozacy i tragaże. Trwało to tak długie lata. Moja matka też odznaczała się dobrocią i była zawsze gotowa pomagać każdemu biednemu.
Dobrym i serdecznym człowiekiem był też mój stryj Herszel. W stosunku do każdego był koleżeński i szczodry dla biedaków. Tacy też byli moja ciocia Szejndel ze swoim mężem Ajzykiem, który był kamasznikiem i szył cholewy dla wszystkich szewców w Rykach. Byli to ludzie energiczni i przedsiębiorczy, pełni zrozumienia dla potrzebujących.
Wszyscy zginęli. Tylka ja i mój brat przeżyliśmy. Doświadczyliśmy siedmiu kręgów piekielnych w gettcie i w obozach. Wywieziono nas z Dęblina do Częstochowy , a stamtąd ze moim bratem Szymonem uciekliśmy i dlatego przeżyliśmy. Po wyzwoleniu nasze nieszczęścia się nie skończyły. Spotykaliśmy polskich antysemitów, którzy szukali nas po to, aby zamordować. Jeszcze długo się ciągnął łańcuch strachu i męki , nim odjechaliśmy z Polski do Izraela.
Tutaj w Izraelu żyję ze swoją drogą żoną w ciszy i spokoju , ale ani na chwilę nie zapominam swojego miasteczka Ryk, swoich bliskich i wszystkich męczenników, którzy tam zginęli w tak okrutny sposób. Nigdy, nigdy ich nie zapomnę.
[Strona 492]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla
Moi rodzice Herszl i Mirjam Levison byli ludźmi prostymi i pobożnymi. Urodzili się w wiosce Zawitała. Moja siostra Rochl wyszła za mąż za Zeliga Trachtera , którego nazywaliśmy Zelig szlachciców. Moi stryjowie byli spokojni i poczciwi . Brat mojego ojca Szmul Meir z ciocią Male handlowali skórą. Kochali swoje dzieci. Mój drugi stryj Szlojme Kopl i jego małżonka Male Borech-Bela, mieli Herszla i Goldę, Chanę i Fajgę. Stryj, który prowadził sklep spożywczy, był człowiekiem energicznym i zdolnym kupcem. Dzieci były źródłem radości w rodzinie ale też nastręczały wiele kłopotów mamie.
Soboty w naszym domu były bardzo przyjemne kiedy tatuś po cichu śpiewał serdeczne szabasowe pieśni. Czuliśmy zawsze wielką miłość do naszego domu, którego nigdy nie zapomnę. Doświadczyłem zniszczenia naszego miasteczka i wszystkich cierpień ponurych obozów. Całą moją rodzinę wymordowali Niemcy. Zginęli wszyscy moi stryjowie i stryjenki wujkowie i wujenki razem ze wszystkimi swoimi dziećmi. . Brat i siostra mojej mamusi mieszkali w Zawitale gdzie jeździłem do nich przed wojną. Oni wszyscy zostaną na zawsze w mojej pamięci.
[Strona 493]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla
Fale uciekinierów nie przestawały szumieć.Tysiącami przychodzili z Polski i innych państw okupowanych przez wojska hitlerowskie.Bezdomni,posiadywali na ziemi na stacjach kolejowych dniami i tygodniami aż udało się im zdobyć dach nad głową.Między uciekinierami była para małżeńska,która wyróżniała się wyglądem od innych.Byli cisi.Mąż miał delikatną twarz obramowaną puszystą brodą.Miał plecak.Jego żona nosiła za nim mały stołeczek.Dostali pokój w lepiance.Była to chata z gliny,bez podłogi.Tam otworzył swój warsztat szewski.
Kiedy przechodziłem obok tego warsztatu widać było dobrze,że właściciel nie jest wcale szewcem. Kiedy wbijał gwożdzie do podeszwy nie trzymał młotka w ręku po szewsku.
Był milczący,z nikim nie rozmawiał.Nie raz próbowałem nawiązać z nim rozmowę ale szło to opornie.Pokoiczek w jego glinianej chatce był biedny.Nie było tam żadnych pobożnych ksiąg.Byłem pewny,że w plecaku ma tałes i tifilim,które z wielką czcią wiózł ze swojego starego domu.
Przyszedłem do niego kiedyś w jakiś piątek wieczorem.Było ciemno.W kącie paliły się dwie świece.Warsztat nie był przykryty.Stołeczek stał obok a młotek leżał tak jak by jego właściciel odskoczył na chwilę coś zjeść.Usiadłem i wyjąłem z plecaka buty,które przyniosłem do naprawy.Szewc wziął buty i odłożył je nawet ich oglądając.Powiedział tylko,że będą gotowe za kilka dni.Nie chciał więcej ze mną rozmawiać.
Kiedy przyszedłem po buty zastałem go siedzącego w warsztacie.Na głowie miał czapkę i coś szeptał. Nie chciał ze mną w ogóle rozmawiać.
Życie uchodżców pogarszało się z każdym dniem.Ludzie padali z głodu na ulicy.Puchli i umierali. Żydzi zapomínali jaki jest aktualnie miesiąc.Kiedy przyszedł elul i zaczęły dąć zimne wiatry,przypominali sobie,że zbliżają się Smutne Dni.Kiedy nadszedło święto Rosz ha-Szana polscy Żydzi zbierali się w małym pomieszczeniu.Było wiele minjanów.Mieliśmy dobrego kantora Cwi-Hermana.Modlący płakali.Wspominało się stary dom.Naraz otworzyły się drzwi i wszedł oficer NKWD z asystą.
Obecni Żydzi śmiertelnie pobledli.Nie było dokąd uciec.Dom był obstawiony.
Większość modlących miała za sobą lata łagru w syberyjskiej tajdze.Ktoś w wielkim strachu zaczął mamrotać żle po rosyjsku,że dzisiaj jest Rosz Chaszana i że się modlą i proszą Boga.Na pytanie oficera co to znaczy prosić Boga,ten sam młodzieniec Joszua odpowiedział:
O szybkie zwycięstwo nad nazistami i o zwycięstwo Armii Czerwonej.
Oficer zapytał czy mają pozwolenie od władz na zgromadzenie i złym tonem rozkazał abyśmy się rozeszli.Dał nam pięć minut abyśmy opuścili pomieszczenie.
Modlący się zdjęli szale modlitewne i pomału,ciężkimi krokami opuścili dom.
Wkrótce potem zebrali się w drugim miejscu aby ukończyć noworoczne modlitwy.
Cały czas chodziła mi po głowie myśl,gdzie modli się ten szewc?
Po pewnym czasie,znów w piątek wieczorem,wziąłem buty i odniosłem do niego aby je zreperował.I znów zastałem taką samą sytuację.Nie świeciła się lampa ale zapalone były dwie świece po kątach.Każda w innym kącie.Warsztat wyglądał tak jak w dzień roboczy.
Zamiast butów wyjąłem z worka dwa bochenki białego chleba,położyłem je na stół.I powiedziałem w jidysz:
Weżcie te chleby i pobłogosławcie je.Przecież dzisiaj jest szabas.Wybaczcie,że przed kilkoma tygodniami was zasmuciłem i na szabas przyniosłem buty do reperacji...Chciałem się dowiedzieć czy pracujecie w szabas.Wydaje się mi,że nie jesteście żadnym szewcem.
Mężczyzna i kobieta popatrzyli się na siebie.Wydawało mi się,że jeden od drugiego zbiera siły aby przemówić.Byli przerażeni.
Na koniec kobieta wyjęła z placaka na stół serwetę na której były wyszyte słowa:Lekowet Szabes Kojdesz[1]. Przykryła serwetą te dwa białe bochenki chleba i powiedziała do męża:Pobłogosław.
Wydawało mi się,że cały drżał kiedy pomału przybliżał się do przykrytego chleba.Zamknął oczy i głowę wznósł do nieba i po cichutku popłynęły słowa:Jom Ha-Sziszi[2].
Tamtego wieczoru zjadłem z nimi szabasową wieczerzę.
Świeczki się już dopalały a my ciagle z pamięci śpiewaliśmy szabasowe pieśni.Z naszych oczu płynęły łzy.Świeczki się już dopaliły a my jeszcze ciagle siedzieliśmy po ciemku.Jak się dowiedziałem był wielce uczonym w Piśmie.Umiał na pamięć cały Szaz .I tak przesiedzieliśmy całą noc sławiąc i studiując..
Zaczęło świtać a ja zebrałem odwagę i zapytałem:
Powiedzcie,jesteście naprawdę szewcem?.
Szewc kiwnął głową:
Wierzę ci jak swojemu dziecku.Wierzę,że nikomu nie powiesz,że jestem rabinem z Kurska.Teraz moje rabinowanie zmieniło się w szewstwo.
Dotrzymałem przyrzeczenia.To pozostało naszą wspólną tajemnicą.Dopiero teraz opowiadam o tym jak o moim największym przeżyciu na obczyźnie.
Przyszedł Jom Kippur.W naszym dawnym miasteczku to był najświętszy dzień roku.Ale tutaj się tego nie czuło w powietrzu.Tylko w niektórych domach kręciło się kurczętami[3]. Z kołchozu przyjechało dużo Żydów do miasteczka aby być razem z innymi ,aby pościć i modlić się.Przyjeżdżali Żydzi z innych miast i miasteczek bo będąc na wysokich stanowiskach bali się gromadzić u siebie.Przyjeżdżali w przeddzień Jom Kippur bo tuatj ich nie znali i nikt ich nie pytał skąd są.
Szeptało się z ust do ust gdzie się będzie modlić.Minjan zbierał się potajemnie.Minjanów było wiele,każdy miał swój.Ja modliłem się u rabina-szewca.Przyszedł ubrany w tałes i stanął przy drzwiach ,w rogu po cichu i skromnie jak prawdziwy szewc.
Kiedy kantor wysokim głosem powiedział Or zarua le cadik [4]
Spojrzałem w kąt gdzie stał szewc z twarzą zakrytą tałesem.Słyszałem ciche spazmy z którymi powtarzał słowa modlitwy.Jego tałes był mokry od łez.
Zniszczenie bejt-midraszu
Chce się rozdzierać szaty ze smutku i odmawiać kadysz jak sieroty,które straciły to co najświętsze.Czy było coś bardziej świętego od bejt-midraszu,skąd modlitwy całych pokoleń szły aż do tronu Pana!?
W wielkim pożarze w 1925 roku spalił się także i bejt-midrasz.Byłem wtedy jeszcze dzieckiem ale w mojej pamięci pozostał obraz wielkiej drewnianej budowy,wysokiego aron kodesz [5] z pięknie wyszytą zasłoną z której Żydzi w Rykach byli dumni.Razem ze wszystkimi domami zginął w płomieniach i bejt-midrasz.Żydzi pozostali w Rykach i wybudowali nowy.
Inaczej było teraz.Żydzie odeszli z dymem a bejtmidrasz pozostał jak sierota z którego mordercy zrobili śpichlerz.Nikt nie wie co stało się z Aron Kodesz i piękną zasłoną.Chciałoby się wierzyć,że święte złote litery dalej błądzą w powietrzu około miasta i czekają na powrót.Może wrócą dzieci Źydów? Nie już nigdy tam nie wrócą.Już nigdy nie siądą między ściany tego świętego domu z modlitewnikami w rękach i już nigdy nie będą tam odmawiać Psalmów.
Bejt-midrasz był święty dla wszystkich Żydów w miasteczku.Dla rabina i duchownych oraz dla zwykłych Żydów:szewców,krawców,tragarzy i wozaków.Wszyscy przychodzili tutaj się modlić,studiować stronę Gemary [6], rozdział Miszny [7], coś z Księgi Jakuba.Przychodzili i tacy,którzy łamanym hebrajskim i płynącym z głębi serca trzęsącym się głosem odmawiali Psalmy.
Przy wschodniej ścianie siedzieli rabini i cadycy,zawinięci do swoich modlitewnych szali.Modlili się za cały naród Izrael.Modlitwy ze łzami na Smutne Dni kiedy reb Elimelech ubrany w biały kitel stanął na bimie i dmuchał w szofar.
To wszystko odeszło z dymem.Gdzie wtedy były Archanioły Michał i Gabriel,którzy doprowadzali Żydów na ich wszystkich drogach?Przyglądali się okropnym czynom morderców i nie polecieli do tronu bożego wyprosić zmiłowania?
To było przed Rosz ha-Szana[8] w 1939 roku.W ten dzień zamordowano około 500 Żydów,zastrzelono z broni pokładowej samolotów.Ich ciała waliły się po ziemi w kałużach krwi.Tego dnia przyszedłem z Żelechowa i od razu przyłączyłem się do grzebania martwych według obrządku żydowskiego.Wykrzyknąłem kiedy zobaczyłem okropny widok w bejt-midraszu.Spojrzałem na zasłonę ze złotymi literami:To jest brama przez którą wejdą sprawiedliwi.To tak miała wyglądać brama która miała się otworzyć przed sprawiedliwymi!?
Zbeszczeszczona została swiętość bejt-midraszu.Pozostały tylko ściany jako pamiątka po katastrofie.
Ryccy Żydzi,którzy przeżyli nigdy nie zapomną bejt-midraszu i niech chronią pamięć o nim jako pamiątkę naszych wszystkich męczenników.
Dreszcze przechodzą,kiedy czyta się wspomnienia tych co to przeżyli i uratowali się ze strasznego piekła,którego żadna ludzka wyobraźnia nie mogła sobie nigdy wyobrazić.Gdyby żył Dante i opisał to piekło,to jego komedia wyglądała by jak rajski ogród.Czy może być coś bardziej okrutnego jak odciąganie małych dzieci od matek i rozdeptywanie ich nogami?Czy może być jeszcze coś bardziej bestialskiego niż fabryki śmierci w których codziennie zagazowywano dziesiątki i setki tysięcy ludzi? Czy może być coś gorszego niż komory gazowe?
W taki straszny sposób zginęło 6 milionów Żydów,których najpierw okradziono z całego majątku i podstawowych ludzkich praw.Byli niczym dla tych morderców,którzy mogli z nimi robić co tylko chcieli.Taka jest rzeczywistość naszych czasów,którą uważa się za dobę kultury i cywilizacji.To wszystko stało się w naszych czasach i na naszych oczach z rąk narodu.który uważał się za naród o wysokiej kulturze.Jak się to mogło stać?
Nienawiść wobec Żydów ma długą historię.Formowała się przez stulecia istnienia kościoła.W siódmym stuleciu Żydów wygonili z Paryża.Palili Talmud.Potem powtórzyło się to w Anglii i Hiszpanii gdzie przymuszano Żydów do odstąpienia od ich wiary.W czasie Wypraw Krzyżowych zgładzono całe ogromne dzielnice żydowskie.We wszystkich domach chrześcijańskich duchowni podpuszczali prosty lud do pogromów.Miały miejsce morderstwa i pożary.Czy jest w ogóle możliwe policzyć ile gmin żydowskich było zgładzonych przez kościół chrześcijański?Ta nienawiść przechodziła z pokolenia na pokolenie.Naakumulowała się w narodzie niemieckim.Zatruła mu mózgi a oni tępo wierzyli we wszystkie kłamstwa i pomouva o które posądzani byli Żydzi.Na długo przed Hitlerem nawoływał Luter do likwidacji Żydów i spalenie żydowskich synagog.Szczuł Niemców aby nie pozostawiali na żywo ani jednego Żyda.A tych którzy by się uratowali z pożaru powinno się pogrzebać za żywa,lub rzucić wściekłym psom.Hitler z największą perfidią wykonał żądania tamtych nieprzyjaciół narodu Izraela.
Czym bardziej zamyślimy się nad strasznym losem naszych męczenników z Ryk,tym wyrażniejszym staje się dla nas rozmiar katastrofy i tym silniej dociera do nas nie ściszony krzyk naszych tatusiów,dziadków,matek,babć wobec których zgrzeszyliśmy naszym niezrozumieniem świętości ich świata.Ich głębokiej wiary.moralnej piękności ich życia,grzeczności,które dyktowało ich myślenie i czyny
i rządziło ich postępowaniem.
Zgrzeszyliśmy wobec tamtych Żydów naszym pogardliwym na nich spojrzeniem jak na fanatyków i nie rozumieliśmy ich wielkości,ich pięknych zalet i czynów.
[Strona 500]
|
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla
Umieram z tęsknoty,kiedy zaczynam
Wspominać miasteczko,gdzie stała moja kolebka,
Dom w którym oczy mamy zachodziły łzami,
Kiedy nad moją głową szeptała psalmy.
Pamiętam pieśń i radość małych dzieci
Płacz i smutek wszystkich.
Czwartki,kiedy na jarmark przyjeżdżali handlarze,
Kupcy,krawcy i szewcy zajmowali swoje miejsca.
Stolarze,blacharze,czapnicy i inni rzemieślnicy,
Którzy ciężko pracowali ostatkiem sił,
Wystawiali na targu swoje towary.
Twarz zasypał mi popiół mojego zniszczonego miasteczka,
I wszędzie prześladuje mnie cień Ryk.
Widzę studnię na środku rynku
I dziewczęta nabierające z niej wodę.Hersz-Lejb,niania ,jego żona,
Dźwigali wiadra z wodą gospodarzom,
W spiekotę,w deszcz,w mroźne zawieruchy
Pracowali ciężko przygnębieni i młodzi i starzy.
I tak cały czas w nieodzowny biegu za zarobkiem
Biegły tygodnie i miesiące,noce i dnie
Z krótką chwilą odpoczynku
I powracali do codziennych kłopotów.Aż nagle wszystko zginęło i przepadło.
Spadła na nas i ziemia, i niebo,
Ludzie biegali w zabójczej panice
Matki z niemowlętami na rękach
W śmiertelnym strachu krzyczały:Pali się!.
Ryki pozostały puste,mroczne.Żydów z miasteczka pognano do komór gazowych.
Nie pozostał nikt,żaden brat,żaden kuzyn.
Ryki,nasze drogie miasteczko zniszczone,zniszczone,zniszczone.
Świat milczał i obojętnie się przyglądał,
I nie chciał słyszeć wezwań z gett.
Noszę w sercu swą zamordowaną mamę
Ryfkę-Hicel,córkę Abramka,omotaną strachem;
Icyka,Izraela-Bera,Herszla,Isaschara moich braci,
Moja małą kochaną siostrzyczkę Frajde,
Wujków i ciocie z rodziny Anglister i Tajchman.
Moje usta szepczą modlitwy strachu,
Który oni przeżywali w ostatnich minutach,
Zanim ziemia nasiąkła ich krwią.
Widziałam już pół świata,
Ale Ryki,mój dom i jego męczenników mam ciagle przed oczyma.
Rodzice,siostry,bracia,kuzyn i sąsiad...
Wszystkich ich opłakuję i lamentuję załamując ręce.
|
JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of
the translation. The reader may wish to refer to the original material
for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.
Ryki, Poland Yizkor Book Project JewishGen Home Page
Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 27 Feb 2013 by MGH