|
[Strona 366]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla
|
|
Należeliśmy w Rykach do licznej rodziny.Poza rodzicami Akiwą i Basią, było nas w domu pięciu synów:Ben-Zion,Rafael,Meir,Abraham i ja, najstarszy.Sytuacja u nas w domu była taka,że musiałem wcześnie rano chodzić do pracy.Uczyłem się u stolarza Bejnisza Natana s,Wolfa- Kujawskiego,człowieka,który zapadł mi w serce swoją szlachetnością i serdecznym stosunkiem do mnie, kiedy byłem czeladnikiem i potem gdy już znałem rzemiosło i u niego pracowałem.
Kiedy myślę o swojej licznej rodzinie,która tak tragicznie zginęła,moje myśli kierują się w dół,na dno przepaści i zatruwają moje noce i dnie.Czuję ogromny smutek i boleść po okrutnie zgładzonej rodzinie. Głęboko wryły się w moją pamięć postacie moich wujków i ciocie:Rafaela i Miriam,ich dzieci Fajgę,Alte;Cyme,Mojszego,Szlojmę,ciocię Chanę i wujka Abrahama Sztamfater,który zginął jak bohater, stawiając się Niemcom i gołymi rękami dusząc SS-mana.Są to piękne postacie, wyryte w mojej pamięci na zawsze.
Ciągle widzę przed sobą postać mojej babci,którą nazywali Czarna Ryfcia.Znana były ze swej dobroci i współczucia dla biednych i cierpiących.Ile siły duchowej było w tej kobiecie?!Często myślałem, że w jej sercu palił się wieczny ogień głębokiego człowieczeństwa,który nie gasł ani na chwilę.Wiedziała o wszystkich potrzebujących w mieście.Próbowała pomagać w dzień i w nocy:albo załatwiła pieniądze, albo jedzenie,ubranie,opał,albo chociaż miała słowo litości,nadziei,by ufać w Boga.Należała do cnotliwych kobiet w najlepszym znaczeniu tego słowa.Była współczująca,wrażliwa,zawsze w ruchu,zawsze zapracowana,zagoniona,zabiegana w organizowaniu pomocy.
Ze zmarszczek na jej twarzy widać było troskę i smutek z cierpienia innych.Nigdy nic dla siebie nie potrzebowała - tylko dla innych.Jej miłość do ludzi była szczera i bezinteresowna.Przez całe swoje życie była gotowa pomagać.Nigdy nie zrobiła nikomu krzywdy.Charakterystyczne dla niej było to,że jej dobroczynność była bezimienna.Kiedy o niej myślę przenika mnie dreszcz wzruszenia tą piękną postacią naszego miasta.Ta piękność jest naszym wielkim skarbem,który niesiemy ze sobą w tym krzykliwym świecie.
Moje najpiękniejsze lata są związane z Rykami.Tam się połączyłem z Leą Turbiner,która została moją żoną.Urodziła mi córkę Chanę a potem syna Mojsze-Gerszona,nazwanego tak po swoich dziadkach.Były to lata szczęśliwego i spokojnego współżycia.Miły uśmiech mojej żony zawsze dodawał mi otuchy .Z każdego kąta naszego mieszkania promieniowała jej wierność.Często razem braliśmy udział w towarzyskich spotkaniach.Byliśmy orientacji lewicowej i przeświadczeni wiarą w socjalizm.Prowadziliśmy dyskusje i marzyliśmy o wolności i równości aż przyszedł sztormowy wicher i zniszczył to miasto i zagubił wszystkie sny i z największą brutalnością zakończył wszystkie żywoty.
[Strona 368]
Ryfka Gitlman z córką i wnukami.
Była jedną z serdecznych i cnotliwych kobiet w miasteczku.
Opiekowała się ludźmi w potrzebie i jej pojawienie się w ich
domach dodawało im otuchy i radości.
|
|
[Strona 369]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla
Miałam dziesięć lat kiedy wyjechałam do cioci do Warszawy,a w 1937 roku do Argentyny.W Rykach pozostali moi rodzice,babcia Chana-Frajda,bracia i siostry mojego dziadka Josela Kalmana.
W pamięci pozostał mie obraz wielkiego rynku w środku miasta.Z nim łączy się moje dzieciństwo.Pamiętam,jak Żydzi z okolicznych miasteczek przyjeżdżali na jarmarki.Sprzedawali swoje towary.Chłopi z pobliskich wiosek przywozili różne artykuły spożywcze.
W mieście często mówiło się o pogromach Żydów.Strach przed nimi pozostał mi w duszy na długie lata.
Mieszkając w Argentynie,tak daleko od naszego miasteczka,zawsze miałam przed oczyma twarze moich najbliższych:rodziców,braci,sióstr i kuzynów.Moje serce przepełnione było miłością i tęsknotą za nimi.Po wojnie zaczęły do nas docierać okropne wiadomości o ich zagładzie,o okropnych męczarniach przez które przeszli.Zawsze będę o nich pamiętać i zawsze będą stać mi przed oczyma.
[Strona 370]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla
|
Nazywał się Mojsze Puterman ale nazywali go „Cynis i należał do znanych gospodarzy w miasteczku.Handlował zbożem.Chojną ręką robił dobre uczynki.Pożyczał bezprocentowo.Ubożsi kupcy,którym kończyły się pieniądze na ostatnie dwa dni tygodnia,chodzili do niego w niedzielę po bezprocentową pożyczkę na zakup materiału,żeby mieli z czym iść na jarmark.Oddawali dług w czwartek a w niedzielę znów przychodzili po pożyczkę.
Tak robiono u nas w domu przez wiele lat a robiono to z ludzką dostojnością,po przyjacielsku,z życzeniem powodzenia.Ojciec rozumiał,że człowiek który przychodzi po pożyczkę przychodzi z ciężkim sercem i dlatego robił wszystko aby dotycznego pocieszyć.
Prawdziwą pomocą była moja mama,szlachetna Rachela,która nie tylko pomagała tatusiowi robić dobre uczynki ale także czyniła je sama.Oboje byli bardzo oddani swoim dzieciom.Z dzieci przeżył mój brat Szmul (dzisiaj w Izraelu).Razem z nim z wielką miłością uwieczniamy ich imiona.
Nasz ojciec Mojsze Puterman zmarł rok po wybuchu drugiej wojny światowej, w grudniu 1941 roku.Nasza mama wraz z córka Ryfką doświadczyły mąk i ucierpienia ryckiego getta .Były w Żelechowie a stamtąd wywieźli je na śmierć.Były razem z wujkiem Chaimem Kesselbrenerem i jego żoną Hancze z trojgiem dzieci,wujkiem Ajzykiem i ciocią Szejndlą i ich dziećmi.Wszyscy zginęli z rąk nazistowskich morderców.
Tak żyła rozgałęziona,żydowska rodzina w Rykach.Otwarty dom gdzie każdy mógł wejść i czuć się utulnie.Siąść poprosić o herbatę i dostać także zakąskę - coś do zjedzenia.Ludzie odnosili się do nich z wielkim szacunkiem i miłością.Rodziny miały uczucie, że są połączone duchową nicią.
|
|
|
|
[Strona 372]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla
Dzień i noc doprowadzają mnie obrazy mojego rodzinnego miasteczka Ryki a kiedy serce płacze i boli to łzy są zbyteczne.Wszystko we mnie łka po tragicznej śmierci bliskich i drogich mi ludziach.Na zawsze poniosę je w swoim sercu i chociaż życie odniosło mnie do dalekich krajów do wrzasku i szumu olbrzymiego Nowego Jorku to jednak małe miasteczko Ryki pozostało zapięczętowane w mojej duszy.
Życie było ciężkie w miasteczku gdzie mój ojciec miał swój zakład krawiecki ale teraz w porównaniu z tym dzisiejszym wirujacym życiem tamto wydaje mi spokojne i pogodne.W wolnych chwilach łączę się w z moimi kochanymi rodzicami,siostrami: Ryfkele,Fejgele, i moimi młodymi braćmi Herszele i Mordką, który po śmierci ojca w roku 1930 przejął prowadzenie zakładu krawieckiego.
Później przeprowadzili się do Warszawy i tam doswiadczyli spotkali nazistowskiej grozy.Zginęli w warszawskim gettu.Mordke odwieżli do Mauthausen,do obozu koncentracyjnego skąd wyszedł fizycznie złamany.
Ryki dla nas pozostały drogie i święte.To miasteczko było dla nas kolebką dzieciństwa.Miasto gdzie nasi rodzice żyli tak jak i ich dziadowie i pradziadowie,gdzie pielęgnowali dziedzictwo tradycji i zwyczajów z pokolenia na pokolenie.Młodzi ludzie czuli niepokój i potrzebę protestu wobec życia kruszyli łańcuchy,bronili się przed jidyszkajt i przychodzili z nowym,świeckim sposobem na życie a potem tęsknili znów do tego starego i wzniosłego sposobu życia.
Przed oczyma widzę wizerunki dobrych i drogich Żydów,ktorzywpływają na nasze myśli i uczucia.Czujemy do nich szacunek i głęboką miłość jako do ludzi których poczciwe życia może służyć przykładem dla nas i dla dalszych pokoleń.
|
|
Moja mama Grinkorn |
Zawsze stoi mi przed oczyma moja droga mamusia.Jej jasny obraz żarzy swoją wieczną wiarą w to,że przyjdą lepsze czasy.Bo były chwile samotności i bólu ale ona zawsze znalazła pocieszające słowo.Możliwe że to te dobre,mądre i pełne miłości słowa przyciągały ryckich ziomków do naszego domu kiedy już mieszkaliśmy w Warszawie.Moja mamusia często mówiła,że dobre słowo czyni serca lżejszymi.Kochała ludzi i była szczęśliwa kiedy widziała między swoimi dziećmi,prawdziwe ludzkie uczucia do bliskich i do obcych.
W Warszawie tęskniła po Rykach.Po ludziach w miasteczku i cieszyła się każdym z Ryk który przyszedł nas odwiedzić.Mówiła:W Rykach ludzie są zupełnie inni niż w Warszawie.Są cieplejsi,serdeczniejsi,
Tacy byli ryccy ludzie:szczerzy,serdeczni i wierzący.Nikt nie mógł sobie wyobrazić,że przyjdzie takie nieszczęście,że się znajdą ludzie którzy będą zdolni do takich morderstw i wymordują cały naród.
Swiat pociemniał i pochował miliony Żydów.Ryki żydowskie zginęły.
Chodźcie,zapalimy zaduszne świeczki na pamiątke,odmówimy kadisz i będziemy opowiadać następnym pokoleniom jak wielcy i piękni byli nasi męczennicy.
Nigdy o nich nie zapomnimy.
[Strona 374]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla
Nasz dom pozostał mi w pamięci nie z powodu bogactwa i luksusu, którego tam nigdy nie było,bo dom był biedny,ale z powodu jego przyzwoitości i dobroduszności.
Z dziesięciorga dzieci pozostało przy życiu tylko troje. Każda epidemia,każda śmiertelna choroba dotykała także nasz dom i za każdym razem zabierała jedno dziecko.
Moja pobożna mamusia szła do żelechowskiego rebego reb Szijele i wylewała przed nim swój gorzki żal,pytając,dlaczego Anioł Śmierci upodobał sobie jej dzieci?Rebe wtedy poradził aby mnie ubierali ubranie z samodziałowego materiału, które miało być lekiem przeciwko mocy Anioła Śmierci.
|
|
Jankew-Mojsze Chaja Sora Tajchman |
To ubranie rebe kazał mi nosić tak długo aż zauważę różnicę między tym ubraniem a ubraniem innych.
Kiedy miałem cztery lata otworzyły mi się oczy i zauważyłem tę różnicę.Wróciłem do domu do mamy z wyrzutem dlaczego chodzę ubrany inaczej niż moi wszyscy rówieśnicy.
Rebe tak kazał odpowiedziała mama.Jednak nie chciałem tego zrozumieć.Autorytetu rebego nie dało się porównać z autorytetem moich czteroletnich kolegów.Ja kategorycznie zarządałem, aby ubierano mnie tak samo jak ubierani są inni.Zadowolili mnie dlatego, że jak tylko zacząłem się wstydzić skończył się zakaz i również strach przez Aniołem Śmierci,który
już więcej nie miał nade mną żadnej mocy, a ja zostałem najstarszym synem w rodzinie i obroną nad młodszymi dziećmi.Mój brat Herszel, który mieszka w Danii wyrósł na wysokiego i silnego mężczyznę.Moja siostra Itka,dziewczyna o wielu zaletach, zginęła w czasie drugiej wojnie swiatowej, kiedy Aniol Śmierci pomagał diabelskiemu systemowi nazistów.
|
|
Rodzina Milgrojm ( z rodziny Tajchman) |
Spokojnie toczyło się życie w Rykach- od jednego pożaru do drugiego.W czasie wielkiego pożaru w roku 1925 spalił się i nasz dom,a my przeprowadziliśmy się do baraku,który postawili na dworskim placu Tam mieszkaliśmy przez dłuższy czas.Spokojne miasteczko nurtowały jednak problemy.Między młodzieżą toczyła się walka idee i ideały.Wtedy to dałem się wciągnąć w ruch rewolucyjny w którym miałem możliwość zajmować przywódcze stanowisko.Lewicowa młodzież była wtedy przesiąknięta duchem walki o nowy świat,o którym myśleliśmy,że rozwiąże także żydowski problem narodowy.
Nasza działalność niosła ryzyko więzienia.Różne były kłopoty mojej mamy,kiedy patrzyła jak jej syn schodzi z normalnej drogi i jak wystawia się na różne życiowe niebezpieczeństwa.Potajemnie cierpiała ale w czasie policyjnych rewizji swoimi mądrymi pomysłami pomagała mi ukrywać nielegalną literaturę.Towarzyszy,którzy do mnie przyjeżdżali zawsze witała herbatą i kanapkami.Siadała w rogu i po cichu przysłuchiwała się naszym zebraniom i sporom.
|
|
Rodzina Tajchman |
Czym dalej,tym bardziej paliła się mi w Rykach ziemia pod nogami.Policja uważała mnie za niebezpiecznego buntownika i musiałem wyjechać do Warszawy.Ale cały czas byłem w kontakcie z Rykami- z zaangażowaną młodzieżą.Za jakiś czas się ożeniłem z Serel Bronkesz i porodziła mi syna, którego nazwaliśmy Izrael po ojcu Serel.
W świecie pełnym konfliktów,trwała walka społeczna.Ludzie byli przygotowani do rewolty, ale nie do jakiejś wielkiej wojny.Kiedy wyjechałem do Rosji, nasze dziecko miało półtora roku a ja byłem pewny,że wojna zaraz się skończy i wrócę do domu.Los jednak chciał inaczej.Nogi,serce,oraz całe moje ciało i dusza krwawiło w długim marszu po miastach i krajach.Doświadczyłem ciężkiej zsyłki na daleką północ. Cały czas żyłem nadzieją,że wrócę do domu,do żony i do dziecka.
Wszystkie nadzieje utonęły w rzece krwi.W miasteczku nikt nie pozostał przy życiu, a tych to parę słów piszę na pamiatkę moich najbliższych i najdroższych, którzy w tak straszny sposób zginęli.Pobożne i drogie dusze. Pamięć ich niech będzie błogosławiona!
[Strona 380]
Batszewa Rzeźnik
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla
Gitla Borensztajn owdowiała w roku 1926,kiedy zmarł jej 47 letni mąż.Tylko dzięki swojej energii i obrotności udało się jej prowadzić dalej piekarnię, wyżywić rodzinę i jeszcze pomagać biednym Żydom w miasteczku.Pomagała im pożyczając pieniądze,aby mogli nabyć towar na handel.
Miała ogromną duszę,prawdziwa żydowska córka z żydowskim sercem.Takie same były i jej córki,które jak ich matka,zostały zamordowane przez Niemców.Najstarsza Perel z mężem Aaronem i dwojgiem dzieci,Matel z mężem Lejblem Feldmanem i jedynym dzieckiem oraz Ryfka Apozdower z mężem.
Przeżyli Niemiecką zagładę:Rajzla,Brajndla i syn Jojsef.
Rajzla, dzisiaj Szoszana Krawicki jeszcze w roku 1925 wyemigrowała do Erec Israel.Była jedną z pionierek z Ryk,przeżyła ciężki okres.Jej odjazd nie odbył się bez problemów.Musiała postąpić wbrew woli rodziców,którzy bali się jej wyjazdu w szeroki świat.
Miała trudności z aklimatyzacją w Palestynie,aż w końcu się jakoś zorganizowała i do dzisiaj żyje pięknym życiem.Wychowała wielu ludzi,swoje dzieci i wnuki na dobrych,wykształconych Żydów, którzy służą ojczyźnie i zajmują ważne stanowiska w izraelskim społeczeństwie.
Brajndla-Broche wraz z mężem Dawidem Ben-Jojsefem wyemigrowała do Erec Israel w 1933 roku.
Dawid Ben-Jojsef był w Polsce znanym przedstawicielem Ha-Haluc i przyjechał do Ryk jako przedstawiciel tej organizacji.Poznał w Rykach Brajndlę i wziął ją ze sobą do Erec Israel.Tam urodziła dwoje dzieci.Doczekała się jeszcze wnuków ale ku naszemu wielkiemu żalowi zmarła w grudniu w 1971 roku.
Ziomkostwo ryckie w Izraelu opłakiwało tak wczesne odejście tej dostojnej osoby.Ryccy krajanie mieli w niej bliskiego i serdecznego człowieka,który zawsze był gotowy pomagać innym radą i czynem.Jej dom był zawsze otwarty dla każdego ryckiego Żyda.
Inną drogę przeszedł Jojsef.Był wywieziony w głąb Rosji.Kiedy po wojnie wrócił do Ryk i zobaczył straszne zniszczenie,od razu wyjechał z Polski do Izraela.Przebywał tam osiem lat,ale nie mogąc się zaadoptować wyjechał do Brazylii.Samotny i daleko od rodziny zachorował i zmarł w grudniu 1970 roku.
Jojsef doskonale znał kulturę tak żydowską jak i powszechną.Nie wiodło się mu w życiu bo brakowało mu szczęścia
Wspaniała,serdeczna żydowska rodzina,głęboko przeżywała wszystkie turbulencje tamtych czasów i pozostała wierna najlepszym tradycjom naszego miasteczka.
[Strona 382]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla
|
Ze wszystkich moich mełamedów najbardziej utkwił mi w pamięci reb Mojsze Mejlech Blajchman,który nas uczył pisać i czytać również w chederze.Uczyliśmy się od rana do wieczora.W czasie zimowych miesięcy także w nocy.Dzieci były z tego dumne,bo oznaczało to,że jesteśmy już dorosłymi.
Wracając w nocy z chederu do domu, zapalaliśmy własnoręcznie zrobione papierowe pochodnie.I to czyniło nas odważnymi i wesołymi.Często aż chciało się śpiewać idąc po skrzypiącym zamarzniętym śniegu.Pędziliśmy do domu lub do bejtmidraszu, gdzie starsi chłopcy i młodzież siedzieli studiując.
Wchodziliśmy do bejtmidraszu z dziecięcym hałasem.Obecni tam uśmiechali się przyjaźnie,ale stawało się i tak,że jakiś Żyd,który akurat rozmyślał nad jakimś zagadnieniem podskoczył ze złością,że mu przeszkadzamy i
wykrzyknął:„Dranie,cicho!Uciekajcie z bejtmidraszu!.Wybiegaliśmy na dwór na mroźną ulicę i z pogasłymi pochodniami rozchodziliśmy się do domów,które nie wszyscy z nas mieli dobrze ogrzane.
Reb.Mojsze Mejlech Blajchman wywarł na mnie silne wrażenie swoją prostotą i ogromną wiedzą.Był pozbawiony pozerstwa.Do uczniów miał srogi ale serdeczny stosunek.
Do najpiękniejszych dni w chederze należał 15 dzień szwatu, kiedy dostawaliśmy 15 owoców:daktyle,figi,orzechy,orzeszki,chleb świętojański.Wielu chłopców przynosiło te owoce do chederu i jedli je z rebem.Rebe wtedy miał dobry humor.Opowiadał nam przepiękną opowieść „Orhachamir (Światło życia) Jak przyjechał do ziemi Izraela przez podziemne jaskinie.Wesoło było także w tygodniu poprzedzającym szawuot,kiedy pięknym śpiewem uczyliśmy się Akdamut[1].Wtedy zaczęło nam już trochę przeszkadzać słoneczko i ciepła pogoda,bo z trudnością mogliśmy się skoncentrować na nauce.
Smutnie wspominam naukę w polskiej szkole, w której jako Żydzi zawsze czuliśmy nienawiść ze strony chrześcijańskich uczniów i nauczycieli.Żydowskie dzieci krzywdzono przy ocenianiu, chociaż prawie zawsze były najlepszymi uczniami w szkole.
Pewnego razu na przerwie,kiedy wyszliśmy z klasy zobaczyłem jak dwóch uczniów chrześcijańskich się bije.Instynktownie podbiegłem,aby ich rozdzielić.Zamiast wdzięczności za dobry uczynek,to obaj skoczyli na mnie.Zagotowało się we mnie ze złości i broniłem się ze wszystkich sił.Uderzałem na prawo i lewo, w końcu uciekłem.Ale nadszedł brat jednego z tych dwóch,ten wyrosły drab dogonił mnie i zbił.
Na tym to całe zajście się jeszcze nie skończyło.Wyrządzona krzywda i zadane silne ciosy nie dawały mi spokoju.Czułem chęć zemsty.Zaczatowałem się na tego młodego drania,który mnie zbił.Postanowiłem odpłacić tak,żeby mnie popamiętali.
To mi się udało. Byłem wielce zaskoczony,kiedy pobity leżał już na ziemi. Tak zaspokoiłem pragnienie zemsty.
Nie rozumiałem wtedy,co zrobiłem.Dopiero kiedy rodzina pobitego zaczęła mnie szukać,zrozumiałem,że popełniłem coś okropnego nie tylko narażając siebie, ale także naszą rodzinę i Żydów w miasteczku.Musiałem się chować i już więcej nie mogłem chodzić na lekcje.
Rok później wybuchła druga wojna światowa
|
|
|
JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of
the translation. The reader may wish to refer to the original material
for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.
Ryki, Poland Yizkor Book Project JewishGen Home Page
Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 27 Apr 2017 by MGH