|
[Strona 342]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla
Już upłynęło czterdzieści dwa lata, jak opuściłam moje rodzinne miasteczko Ryki, gdzie postawiłam swoje pierwsze kroki na boskim świecie. I chociaż minęło już tyle lat, mam to miasteczko żywo przed oczyma. Myślami wracam zawsze do tamtych czasów, do drogich i miłych mojemu sercu ludzi, którzy tam mieszkali.
Ci ludzie zginęli okropną śmiercią i naszym obowiązkiem jest o nich pamiętać. Musimy pisać o ich życiu, ich marzeniach , o pięknych tradycjach, o dobrych i trudnych dniach, o cierpieniach i radościach, o wierze i nadziei, o lepszej przyszłości.
Mój ojciec miał na imię Izaak , a matkę nazywano Ryfka herbaciarka. Było nas w domu siedmioro:trzech braci i cztery siostry. Mój najstarszy brat Mosze-Jankiel zginął z całą swoją rodziną.
|
|
Ryfka i Avrum-Icchak Mikowscy |
Moja starsza siostra Ester odeszła z tego świata młodo i pozostawiła troje dzieci.
Mój ojciec nie mógł tego przeżyć i zmarł siedem miesięcy po niej. To wpłynęło z kolei na fakt, że pozostali zaczęli szukać swego szczęścia daleko i dlatego wyjechaliśmy do Brazylii, gdzie mieliśmy nadzieję zacząć nowe życie. Nie było to takie łatwe, bo dużo jeszcze przeżyliśmy , nim opuściliśmy miasteczko.
Przypominam sobie jak przed pierwszą wojną światową, mój brat Mosze-Jankiel miał iść do wojska, bo nie było pieniędzy , aby go od tego wykupić. Wtedy moja mama pojechała do rabina po błogosławieństwo, aby wyprosić zwolnienie brata. Otrzymał to błogosławieństwo , co jednak mu nie pomogło i został żołnierzem. Kiedy wybuchła wojna, mieliśmy nadzieję, że nie pójdzie na front lecz ta nadzieja nas zawiodła. Został ranny i zwolniono go z wojska.
Po jakimś czasie Żydzi byli wygnani z Ryk dlatego, że byli podejrzani o szpiegostwo. My wtedy odjechaliśmy do Żelechowa. Dojechaliśmy tam w nocy i nie mieliśmy gdzie spocząć. Nazajutrz musieliśmy znów furmanką mojego ojca odjechać do Stoczka. Podróż była długa a było to w piątek i moi rodzice nie chcąc splamić soboty zajechali do żydowskiego dzierżawcy majątku, który nam udostępnił śpichlerz i tam świętowaliśmy swój pierwszy tułaczy szabas. W niedzielę wyszedł rozkaz aby stawić się w Żelechowie i tam zostaliśmy na kilka tygodni aż otrzymaliśmy pozwolenie na powrót do Ryk.
Po jakimś czasie znów nas wygnano i wtedy pojechaliśmy do Kocka. Droga była bardzo uciążliwa. Bez końca ciągnęły się furmanki pełne żołnierzy i byliśmy zmuszeni zatrzymać się u naszej kuzynki w Łysobykach. Tam zostaliśmy aż do czasu kiedy mogliśmy się wrócić do Ryk.
Okres pobytu w Łysobykach był dla nas bardzo trudny. Do tego jeszcze, trzynastoletnia dziewczynka kuzynki zachorowała i zmarła. To była dla nas bardzo ciężkie przeżycie.
Na tym nasza wędrówka się nie skończyła. Po krótkim czasie znów wygnano Żydów z Ryk. Tym razem pojechaliśmy już do Garwolina a tam już było pełno ludzi z okolicznych miasteczek i miejsca dla nas nie było. Ojciec wjechał z nami na wielkie podwórze i furmanka była naszym mieszkaniem.
To trwało tak długo, aż Niemcy zajęli całą okolicę i potem pojechaliśmy do domu. Na szczęście znaleźliśmy nasz dom w porządku. A to dlatego, że mieszkaliśmy między chrześcijanami. Większość domów była wyrabowana i zniszczona.
Z tego co mi opowiadała matka to wiem, że kiedy ojciec poszedł do wojska, mamusia została z małym dzieckiem bez środków do życia. Była zmuszona pozostawić dziecko u teściów i sama odjechała do Warszawy, gdzie została mamką w rodzinie Priwesów. Mleko, które należało się mojemu braciszkowi sprzedawała, aby zarobić na życie i aby od czasu do czasu posłać tatusiowi paczkę do wojska, gdyż nie jadł on niekoszernego jedzenia z wojskowego kotła.
W czasie kiedy mój braciszek przebywał u babci, raz przyraczkował do rozpalonego pieca i oparzył sobie nóżkę tak, że długie lata z tego powodu miał dolegliwości.
Kiedy ojciec wrócił z wojska , wróciła z Warszawy i moja matka. Urodziło się im jeszcze jedno dziecko i po jakimś czasie przeprowadzili się do Warszawy, gdzie tymczasowo zamieszkali u mamusi siostry.
Brat chodził do chederu i raz upadł tak fatalnie, że zranił sobie tę popaloną nogę. Zaczęto biegać po doktorach, którzy kosztowali dużo pieniędzy. Sytuacja materialna z każdym dniem się pogarszała tak, że w końcu musieli wrócić do Ryk, gdzie moja matka otworzyła herbaciarnię. Sprzedawała herbatę, ciastka, pieczoną gęś. Stąd też pochodzi jej przezwisko herbaciarka.
Cały zarobek nie wystarczał na wyżywienie siedmiu osób. Przyszła i na mnie kolej pomagać w zarabianiu na życie. W dzień targowy pilnowałam małe dzieci rodzicom, którzy handlowali na jarmarku.
Za jakiś czas dostałam inną pracę, która polegała na tym, że odnosiłam koszyki z kurczakami do ubojni rytualnej. Tą pracę dał mi Herszel Ruzyner a nie była to praca lekka dla jedenastoletniej dziewczynki. Trzeba było dwa kosze odnieść aż na Kapitułę. W dzień targowy trzeba było się przepychać się z ciężkim ładunkiem między furmankami. Pragnęłam uzbierać sobie trochę więcej pieniędzy i dlatego musiałam to wszystko wytrzymać. . Moi rodzice nie brali ode mnie zarobionych przeze mnie pieniędzy. Kiedy miałam trzynaście lat uzbierała mi się suma, która pozwoliła mi na posiadanie własnego straganu na rynku a potem za te zaoszczędzone pieniądze mogłam wynająć sklepik od Symchy Lejzera. Sklepik miałam otwarty cały tydzień. Miałam dobrą klientelę i niemało zarabiałam.
Raz w piątek, przed szabasem, przyszedł do mnie do sklepu chrześcijanin po kilka spinek. Robiło się późno a ja stałam w drzwiach z Szewą Rzeźnik. Naraz przybiegło kilku pobożnych Żydów z rabinem na czele i doszło między nami do sprzeczki. Zbiegli się ludzie i Żydzi odeszli. Za to na drugi dzień rano przy modlitwie wsiedli na tatusia i wrócił do domu rozgoryczony i rozbity.
Moja matka, osoba skromna i pobożna całe swoje życie ciężko pracowała. W każdą sobotę i święta czytała na głos Cenerene[1*], kobietom, które nie umiały czytać. Opowiadała nam, że czytać i modlić nauczyła się sama.
Do Brazylii dojechaliśmy w 1929 roku. Nasza starsza siostra Fajga była tam już od ponad roku. Przed odjazdem z Ryk postawiliśmy nowe macewy na grobach naszego ojca i naszej młodo zmarłej siostry Estery. Bez względu na trudną sytuację w jakiej byliśmy w Rykach było nam ciężko opuszczać miasteczko w którym przeżyliśmy nasze dzieciństwo i młodość.
Nie było łatwo uzbierać pieniądze potrzebne na podróż. Jechała z nami mamusia, troje małych dzieci mojej siostry ze swoim ojcem i Sora Macze. Dlatego sprzedałam sklep z towarem i z wielkimi trudnościami uzbieraliśmy potrzebną kwotę.
|
|
Mojsze Mikowski (pierwszy z prawej)z Natanelem Tajchmanem i Nachumem Goldsztajnem. Nikomu z nich nie udało się ujść przed zbrodniczymi rękami w czasie Zagłady. Zwykłe zdjęcie a mówi tyle, że czuje się jakby coś stanęło w gardle. Coś co szuka ujścia przez łzy. |
Przyjechaliśmy do miasta Santos w Brazylii a stamtąd wyjechaliśmy do Sao Paolo gdzie mieszkamy do dzisiaj. Nim udało się nam trochę zorganizować życie musieliśmy przeżyć wiele trudnych dni i nocy. Jak tylko trochę stanęliśmy na nogi odrazu posłaliśmy dokumenty dla swoich braci Pinkasa i Szmula. Obaj przyjechali bez rodzin. Pinkas dopiero później posłał żonie dokumenty ale na nieszczęście już nie zdążyli przyjechać bo wybuchła wojna. Wszyscy zginęli od hitlerowskiej brutalności.
Moja matka umarła w 1958 roku w wieku 90-ciu lat. Podczas całego swojego pobytu w Brazylii czuła się związana ze swoim minionym życiem w Rykach. Czytała cały czas literaturę jidysz. W twórczości Pereca i Szolem-Alejchema odnajdywała duchową pociechę i podporę moralną.
Zostawiliśmy w Polsce dużą rodzinę. Między ofiarami znależli się:mój brat Mojsze-Jankiel z żoną i dziećmi, Gedalia Anfanger rodziną, Sorałazienna z rodziną , małżonka mojego brata Pinkasa z trojgiem dzieci. A także brat mojego ojca Mojsze z żoną i dziećmi. Mój wujek Dawid Szmul z żoną i dziećmi. Zginęło też siostry mojego ojca i szwagrowie z żonami i dziećmi. Wszyscy się stali ofiarami okropnego hitleryzmu. Z tego co do nas dotarło to wiemy, że niektórzy polscy opryszkowie nie byli lepsi od Niemców.
W Sao Paolo nasza rodzina się rozrosła. Dzieci mojej zmarłej siostry Ester, pożeniły się i mają już swoje dzieci. Moja starsza siostra Fajga ma również dużą rodzinę. Ja pożeniłam troje swoich dzieci i mam już wnuki. Nasze więzy rodzinne w Sao Paolo są bardzo mocne. Żyjemy ze sobą w głębokiej przyjaźni, spojeni wspólną przeszłością w naszym miasteczku Ryki.
|
|
Każdy z nich na swój sposób odegrał
rolę w życiu towarzyskim miasta. Miasteczko było
małe ale tętniło w nim bogate duchowe i uczuciowe
życie.Jak bolesne by nie były nasze wspomnienia,są
dla nas drogie i zapisane w naszej pamięci.
Grupa młodzieży: stoi z prawej: Mojsze Sztern, Mirel |
(1)* tzw Biblia Kobieca. Napisana w języku jidysz jest przystępną parafrazą Pięcioksiągu, oraz fragmentów Ksiąg Prorockich. Przeznaczona do sobotnich czytań dla kobiet nie znających języka hebrajskiego. Return
[Strona 348]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla
Urodziłem się w Woli Gułowskiej koło Adamowa,gdzie mój ojciec miał sklepy aż do pierwszej wojny światowej.Wojna odbiła się bardzo na naszej rodzinie.Handel podupadł,ale mimo to zostaliśmy na dawnym miejscu.
Mój ojciec urodził się w Żelechowie i utrzymywał dobre stosunki nie tylko z żelechowskimi kupcami,ale także i z ryckimi.Jeździł często do tych miasteczek i zawsze wracał pełen wrażeń.W Rykach spotykał się często ze starymi znajomymi,z którymi wymieniał różne wiadomości,a najwięcej cieszył się,że mogł tam pomodlić się w minjanu[1] z dobrymi i poczciwymi Żydami.W naszej rodzinie było ośmioro dzieci:czterech synów i cztery córki.Wszyscy otrzymaliśmy tak żydowskie jak i świeckie wykształcenie.Tata opłacał nam nauczycieli i melamedów.Pragnął abyśmy pamiętali o swoich korzeniach,mieli świadomość tego,że jesteśmy Żydami i byśmy pozostali nimi na całe życie.Tak jak każdy ojciec,pragnął abyśmy umieli studiować Torę i zostali dobrymi i pobożnymi ludźmi.
Moja starsza siostra Cyrele wyszła za mąż za Fajwela Tajtelbauma z Ryk,znanego wszystkim jako Fajwel Lei.Z czasem moja siostra bardzo przywiązała się do tego miasteczka.My również zakochaliśmy się w nim i polubiliśmy mieszkających tam Żydów.
Zaraz po ukończeniu szkoły przyjechałem do Ryk uczyć się rzemiosła.Jak to bywa w młodym wieku,miałem różne marzenia,ale w końcu i tak zostałem u krawca.Już od pierwszych dni poczułem się w w Rykach jak w domu.Pulsowało tam piękne,żydowskie życie.Bardzo aktywna młodzież ciałem i duszą angażowana się w pracę kulturalno-społeczną.Ja również włączyłem się do tych działań,co wyraźnie wzbogaciło moją wiedzę i kulturę.
W roku 1934 moja druga siostra również wydała się za mąż do Ryk.Jej mężem został Izrael Tajchman,nazywany Izrael Szebeles
W tym czasie w naszej rodzinie stało się wielkie nieszczęście.Moja siostra Perla zmarła na trzy tygodnie przed swoim weselem.W okolicy panował tyfus,który nie ominął naszego domu,a Perla była jedną z ofiar.
Taki sam los spotkał również córkę piekarza Eliezera,która również zmarła przed swoim weselem.
W 1935 roku przeniosłem się z Ryk do Warszawy,gdzie mieszkała moja najstarsza siostra z mężem i dziećmi.Chociaż w Warszawie przebywałem do wybuchu drugiej wojny światowej, utrzymywałem z Rykami bardzo bliski kontakt i jeździłem tam często do rodziny.Moja mama była już wtedy wdową i każda moja wizyta sprawiała jej wielką radość. W Rykach mieszkała także moja siostra Cyrel z mężem i dwiemia dziećmi oraz mój najmłodszy brat Jojze,który obecnie mieszka z żoną i trogiem dziatek w Montrealu.
W 1936 roku w Rykach,podobnie jak i w wielu innych miastach dała się odczuć działalność faszystowskiej endecji,która swoją wrogą propagandę skierowała głównie przeciwko Żydom,tak, jakby Polska nie miała innych problemów niż kwestia żydowska.Endeccy działacze nie zawahali się przed żadną prowokacją.Oprócz swojej taniej propagandy, napadali,strzelali i podjudzali przeciwko Żydom.Wtedy mój tata zginął od kuli endeckiej,którą ktoś strzelił w okno.
Po wybuchu drugiej wojny światowej w 1939 przebywałem jeszcze jakiś czas w Polsce.Pragnąłem wszystkimi swoimi siłami pomóc rodzinie i zaopatrzyć ją w środki do życia.
W środku lata 1940 roku Niemcy schwytali mnie do pracy i zostałem bardzo pobity.Zrozumiałem,że przyjdą złe czasy i że nie będę mógł więcej pomagać rodzinie.Dlatego zdecydowałem się uciec przez zieloną granicę do Związku Radzieckiego.Wziąłem ze sobą swojego najmłodszego brata Jojzefa.Obu nas wywieziono do lasów na daleką północ.Tam przeżyliśmy wszystko to,co i tysiące innych ludzi na sowieckim zesłaniu.
Po wojnie powróciliśmy do Polski,gdzie zastaliśmy straszliwą tragedię. Z całej naszej licznej rodziny ocalało tylko czworo.Mój najstarszy brat Avrom przeżył,ponieważ wyskoczył z wagonu w drodze do Treblinki.Jego żona i dziesięcioletnia córka zginęły w komorze gazowej.
Przeżyła również moja najmłodsza siostra Fajgele,którą przechowywała chłopska rodzina w Woli Gułowskiej.
Moja mama,siostra Cyrele z mężem i dziećmi:Herszelem i Rachelą,moja najstarsza siostra Ester jej mąż Note i ich czworo dzieci-wszyscy oni podzielili los ryckich Żydów.Trzymali się razem aż do ich ostatniego dnia.W czasie likwidacji wraz z pozostałymi byli wywiezieni do Treblinki.
Mój brat Jochanan mieszkał z żoną i trojgiem dzieci w Łysobykach koło Kocka.Oni również zginęli w Treblince.Te setki tysiące Żydów spopielono w obozie.Po całej okolicy roznosił się odór spalonych ludzkich ciał.Rozchodził się wszędzie po okolicznych wioskach.Tam zginęli wszyscy nasi najbliżsi i nam najdrożsi.Tam legła w popiołach cała moralność chrześcijańskiego świata.
Swiat milczał i to milczenie jest wstydem dla tego świata,który otrząsnął się z tamtych potwornych zbrodni.
(1) (hebr.,liczba)-liczba 10 mężczyzn,nieodzowna do odprawiania nabożeństwa lub czytania tory Return
[Strona 351]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla
|
|
Urodzona w Rykach przesiąknęłam pięknem tego miasteczka i ludźmi,którzy tam mieszkali.Również mój mąż,za którego wyszłam w 1929 roku,pochodził z Ryk.Podobnie jak i wielu innych młodych ludzi to wtedy robiło,wyjechał z Polski do Buenos Aires.Ja wyjechałam do Argentyny na początku 1931 roku.
Bardzo trudno było mi się rozstać z naszym miasteczkiem.Cicho łkałam,nie mogąc powstrzymać łez kiedy żegnałam się z moimi drogimi rodzicami,siostrami,braćmi,szwagrami,szwagierkami i ich dziećmi.
Byliśmy wielką rodziną.Tata miał dwóch braci i siostrę,którzy również mieszkali w Rykach.Nasza rodzina w miasteczku była dobrze sytuowana.Oprócz siedmiorga dzieci byli jeszcze synowie i zięciowie.Pamiętam jeszcze swojego dziadka,ojca taty,który zawsze wstawał wcześnie rano i z tałesem i tefilin szedł studiować do bejt-midraszu.Wszyscy uważali go za uczonego.
Dziadek swoim zachowanie wzbudzał szacunek i sympatię.Był wstrzemięźliwy i uczciwy tak w sprawach wiary jak i w sprawach międzyludzkich.Lubił ludzi i oni go też lubili.Pamiętam jak wieczorem przed Jom Kippur wcześnie rano jadł śniadanie i szedł do synagogi.Siedział tam do wieczora.Potem wracał do domu,wypił dwie szklanki herbaty i znów szedł do synagogi.Ale przed odejściem nas pobłogosławił i kiedy odszedł na Kol Nidrej[1] to już zostawał tam aż do rana, do modlitwy Neila.[2]
|
|
Stoją od prawej: Kajla Goldmann (mieszka w Argentynie), Icchak Becalel Borensztein i Sara Borensztein zginęli w obozie koncentracyjnym. Siedzą: Sorke Tajchman, Chana Rajzla Borensztein-obie zginęły i Sara Tajchman, mieszka w Los Angeles |
Pamiętam wiele rzeczy z dzieciństwa i lat młodzieńczych w małym miasteczku.Piękne były szabasy i święta,które Żydzi w Rykach tak pobożnie obchodzili.Widzę ich ciagle przed sobą.Pobożnych i drogich Żydów,w pośpiechu zamykających sklepiki,idących do łaźni i przygotowywujących się na przywitanie szabasu.
Świątobliwość dnia szabasowego odcisnęła się bardzo na żydowskim dziecku na wiele lat.Kształciła jego duchowy charakter.Rozwijała w nim wrażliwość na piękno i wyniosłość a także na wrażliwość na poezję i śpiew.
Zawsze się wzruszę ,kiedy pojawiają się przed moimi oczami błogosławione chwile w naszym,tak bezlitośnie zniszczonym miasteczku.Ciągle widzę naszych ojców i nasze matki z ich czułą miłość do zwyczajów i Bożych przykazań, świętowania siódmego dnia tygodnia i wszystkich innych świąt.
|
|
Sorke Tajchman |
Każdy według swojej sytuacji finansowej,przygotowywał najlepsze jedzenie na szabas i najlepsze ubranie dla siebie i dla dzieci.Cały tydzień tam sobie jakoś wystarczali.Były rodziny gdzie się nie jadło nic oprócz suchego chleba z wodą aby tylko przeżyć.Ale na szabas było micwą przygotowanie świeżej chały,wina i ryby.
Dla tych w Rykach,którzy nie mogli sobie pozwolić na wiele rzeczy, zawsze znaleźli się ludzie o ogromnych sercach,uczciwe kobiety,które starały się o to aby jedzenie szabasowe,skrytymi darami dostało się do głodujących domów i aby błogosławieństwo szabasowe spoczęło na ich stole.
W Rykach były rodziny w których białe obrusy pojawiały się na cześć szabasu i świąt.Przez cały tydzień ich twarze były szare i zachmurzone ale na szabas się rozpromieniały i kombinowało się róznymi sposobami aby można było kupić ryby i mięso.Można sobie wyobrazić radość dzieci w tych rodzinach.
Dziwne,że nikt w Rykach się nie zastanowił,że to całe życie w biedzie i nędzy, pełne barier fizycznych-od niewystarczającego wyżywienia aż po choroby,może mieć szkodliwy wpływ na intelekt człowieka.Bieda w Rykach była widziana jako pasywna sytuacja,rzecz szczęścia,które można czasami wyprosić od Pana bez zbaczania z tej słusznej drogi.
Utrzymanie było tak trudne jak rozstąpienie Morza Trzcinowego.[3] Największym kłopotem nie był cały tydzień ale szabas.W powszednie dni wystarczyło się z byle czym aby tylko przeżyć,aby utrzymać się na nogach.Głównie starano się o to aby nie zrobić wstydu na szabas i dlatego przesiadywali długo na jarmarku i chodzili całymi dniami po wioskach.
W piątek miasteczko dostawało inne oblicze .Od rana ulice wypełniały się zapachem świeżego pieczywa.Na cześć szabasu w niektórych rodzinach piekło się na cały tydzień.Potem matki brały się za mycie dzieci,mycie głów dziewczynkom, i glansowanie szabasowych świeczników.
I tak stoi przed moimi oczami nasz dom jak napełnia się szabasem.Jak po wszystkich kątach rozpościera się świąteczny czar.Na stole leżą chały przykryte białą serwetą.W srebrnych świecznikach świeczki a nad nimi lekko pochylona z rozłożonymi rękoma mama zakrywa twarz i błogosławi szabasowe światło .W naszej rodzinie wszystkie dzieci,siostry i bracia bardzo poważali swoich rodziców.Mój tata utrzymywał kontakty z bogatymi i wpływowymi ludźmi a także pomagał i zwykłym ludziom.Często przychodzili z zakłopotanym sercem a on miał dla każdego dobre słowo.Czasem ktoś ciężko zachorował i potrzebował szybko doktora.Tak się już wiedziało,że to może załatwić jedynie moja mama,która zawsze była zajęta pomaganiem innym ludziom.Kiedy trzeba było nocować u chorego albo wspomóc chorego bezprocentową pożyczką to zawsze się szło za naszą mamą.
|
|
Becalel Borensztein |
Wspominam ostatni szabas przed swoim odjazdem.Był wtedy silny mróz i szłam się pożegnać.Moja starsza siostra Chana-Rajzla mnie odprowadzała i nie puściła na krok.Wieczorem u nas w domu zeszły się wszystkie moje siostry i bracia,szwagrowie i szwagierki z dziećmi.Przyszli także ciocie i wujkowie i kuzyni.Dom był pełny ludzi.Rozmawiało się,żartowało,tylko mój tata stał smutny w kącie a mama miała zapłakane oczy.
Potem tata zawołał mnie na bok i szeptał mi słowa z głębi serca.Powiedział,że jego jedynym życzeniem jest abym nie zapomniała,że jestem dzieckiem żydowskim i abym pamiętała Boga i zawsze miała przed oczyma naszą rodzinę.Powiedział,że miasto Buonos Aires ma w świecie złą opinię ale jest przekonany,że nie jest aż tak złe i,że każdy postępuje według własnego serca.I jeżeli ktoś pragnie być dobrym i pobożnym to może być takim gdziekolwiek.
Stacja była dwa kilometry za miastem i wszyscy mnie odprowadzili.Mój najstarszy brat mnie odprowadził aż do Dęblina.
Gdzie jesteście ,drodzy rodzice,drogie siostry i bracia? Gdzie jesteście wszyscy Żydzi z mojego zgładzonego miasteczka z waszymi modlitwami i śpiewem szabasowych pieśni? Gdzie są tamte wesołe czasy piątkowych wieczorów?
Gdzie ta obfitość i bogactwo żydowskiego życia w naszym rodzinnym miasteczku Ryki?
|
|
Benjamin Goldman.Przeżył warszawskie getto.Zginął w wypadku drogowym w Belgii.Udało się mu po wojnie dorobić i jako syn z żydowskich Ryk utrzymywał bliską łączność z narodem żydowskim i odznaczył się swoimi darami dla państwa Izrael.Często przyjeżdżał do Izraela i zawsze interesował się tym co państwo potrzebuje najbardziej i jak może mu pomóc. |
(1) Kol Nidrej aramejski: Wszystkie ślubowania .Modlitwa poprzedzajaca modlitwę wieczorną maariv przed świętem Jom Kippur. Return
(2) Neila hebr.Zamknięcie .Ostatnia modlitwa w Dniu Pojednania na Jom Kippur. Return
(3) Morze określane w tradycji chrześcijańskiej jako „Czerwone” w orginale hebrajskim „jam sur” - Morze Trzcinowe Return
[Strona 356]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla
Ryki znałem do 1918 roku.Żyło się tam spokojnie i pobożnie,a miasteczko miało wiele ciepła. Wtedy budził się nowy ruch społeczny .Mieszkało tam nawet wiele ciekawych postaci i barwnych osobowości.Kiedy tak sobie ich przypominam, to myślę, że o każdym z nich mogłaby powstać ciekawa książka.Chciałoby się mieć boskie pióro,które chociażby w skromny sposób by przekazało piękno tych wszystkich postaci,namalowało w pogodnych kolorach typy z dawnych Ryk.Oni wszyscy,ludzie piękni i kochani, zginęli w tak okropny sposób. Chciałoby się opisać życie w naszym miasteczku w dni powszednie i w szabas.Napisać także o zwykłych i świątecznych dniach,o pogoni za zarobkiem,o kłopotach,o smutkach i o nadziei na lepsze czasy. Kiedy przyszła straszna śmierć, położyła koniec temu wszystkiemu, co jednak na zawsze wryło się nam w pamięć.
Ryki,drogie miasteczko.Tam stała kolebka mojego drogiego ojca Eliezara Ben Abrahama i Estery Anfanger.W Rykach urodziły się jego siostry i bracia i cała wielka rodzina.W Rykach mieszkało także wielu z rodziny mojej matki.Trzy moje siostry wyszły za mąż w Rykach i jedna z nim pozostała tam do Zagłady,dzieląc los wszystkich żydowskich mieszkańców.Zginęła wraz z mężem,czworgiem dzieci i dwoma wnukami.
Chana i Lejbele Tajchman byli znanymi i poważanymi ludźmi w naszym miasteczku.Według tamtych wyobrażeń byli bogatą rodziną.Mieszkali na rynku,na wschód od synagogi.Reb.Lejbele był modrzyckim chasydem i choć nie uważał siebie za wielkiego znawcę Tory, był pobożnym Żydem.Chana,żona reb.Lejbele handlowała.Żyli skromnie, nie wystawnie, ale kiedy szło o małeżeństwo synów czy córek,pieniądze nie grały roli. Kiedy reb.Lejbele szukał dla córki męża,który musiał być wielkim znawcą Tory i cudownym dzieckiem z dobrego domu, wtedy nic nie było za drogie.Córkom dał piękne wiana,panu młodemu złoty zegarek,tałes wyszywany srebrem i sztrajmel.Po weselu zięć był na jego utrzymaniu przez wiele lat,aby mógł dalej studiować.Dla synów szukał ładnych i zgrabnych panien.Taką panną była moja siostra Bejla,która została jego synową. Było to w zwykłe dni Pesachu, kiedy przyszedł do nas reb.Lejbele z żoną Chaną i synem Mojszem, aby wyswatać pannę młodą.Kiedy reb.Lejbele zobaczył moją piękną siostrę,zawołał ochoczo:Ta.To jest to . Odwracając się do mojego ojca powiedział:Nu,rebe Eliezar,chodźmy już rozbić talerze!. W czasie rozmowy wypito po kieliszku okowity i życzono sobie Mazel Tow! Zaraz potem reb.Lejbele zdjął z szyi woreczek pełen kosztowności,wysypał zawartość na stół i powiedział:Nu,panno młoda.Wybierz sobie ,co ci się podoba!.
Siostra nie tknęła błyszczących kosztowności.Dusiło ją w gardle.Nie mogła wstrzymać się od łez i wybiegła na dwór. Było to w roku 1907 lub 1908.W tamtych latach nie pytano kobiet ,czy im się pan młody podoba,czy nie. To rodzice decydowali za kogo wyjdzie córka, czy z kim się ożeni syn.Nie interesował ich płacz panny młodej i reb Lejbele również nic sobie z tego płaczu nie robił. Powiedział: Nu,nie szkodzi.Pogodzi się z tym.Będąc pewnym,że swatanie już gotowe,obie strony znów wypiły po szklaneczce z zakąską i serdecznie się pożegnały.Umówili się na następne spotkanie, aby uzgodnić termina wesela. Kawaler cały czas siedział jak drętwy i nie odważył odezwać się ani jednym słowem.Kiedy jego rodzice podnieśli się do wyjścia,milczkiem ,ze spuszczoną głową poszedł za nimi. Minął jakiś czas, a moi rodzice jakoś nie wspominali o terminie wesela.Moja siostra złościła się ,kiedy słyszała słowo wesele. Nawet pozwoliła sobie powiedzieć,że kawaler się jej nie podoba i w żadnym wypadku za niego nie wyjdzie.
W domu panowała napięta atmosfera.Tata jako bardzo pobożny,dotrzymujący zasad wiary nie chciał zmuszać córki,ale także nie chciał ponieść odpowiedzialności niedotrzymanie słowa. Oczywiście postanowił poradzić się kozienickiego rebe,do którego często jeździł.Rebe też uważał,że nie powinno się zmuszać panny młodej, aby wychodziła za mąż za mężczyznę,który się jej nie podoba.Dlatego poradził, aby powiedział swatowi,że nie jest w stanie zgromadzić obiecanego wiana.Tata był pewny,że reb Lejbele nie zgodzi się ożenić syna z panną bez wiana i w taki oto sposób swaty się unieważni.
Wydawało się,że trafnie ocenili charakter reb Lejbele,jako chytrego na pieniądze.Kiedy ojciec powiedział mu,że nie może dać wiana,co prawda reb Lejbele zrobił kwaśną minę i rzekł:
Tak? To znaczy, żeby wesele odbędzie się bez wiana?Ojciec odetchnął z ulgą.Pomyślał,że swaty są już nieważne.Ale reb Lejbele nie pozwolił mu odejść i mówił dalej:
Nu,dobrze.Ale córkę mi dasz!Ojciec stał jak słup soli i nie wiedział, co odpowiedzieć.Pomyślał,że to ożenek z niebios! Jasno mu dano do zrozumienia,że swat rezygnuje z wiana.I tak się stało,że moja siostra wbrew swojej woli została synową reb Lejbele.Z czasem została jedną ze znaczących pań w mieście. Takim był reb Lejbele,jedna z pięknych postaci w naszym miasteczku Niechaj te kilka słów będzie pamiątką po wielu innych takich samych postaciach i po wszystkich męczennikach z naszej gminy w Rykach,która w taki straszny sposób została zgładzona.
Niechaj z Bożą pomocą ta Księga Pamięci do której piszę te skromne słowa,będzie prawdziwą macewą na pamiątkę tysięcy zgładzonych żywotów.U ich głów nikt nie zapalił świeczki i nikt nie odmówił kadysz, i nie postawił żadnej macewy.
Przy tej okazji proszę pozwolić mi przypomnieć siostry i braci,szwagrów,ciocie,wujków i kuzynów z ich wielkimi rodzinami.Pozostają dla nas kochanymi i drogimi.Niech pamięć o nich będzie święta na zawsze!
To prawda,że te postacie należą do przeszłości,której już nie ma.Nie przestaniemy ich nigdy opłakiwać. Uwieczniając ich,uczymy się z ich dobrych uczynków.Wzrasta w nas poczucie własnej wartości i godności.Czujemy swoje korzenie i chęć pójścia w ślady godności ,którą oni zachowali wraz z wiarą w sprawiedliwość i ludzkie uczucia.Tę wiarę mieli aż ostatnich dni.Aż do chwili straszliwej Zagłady.
[Strona 360]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla
|
|
Gitla Kuperman |
Nasze miasteczko Ryki było małe i wszyscy Żydzi żyli jak jedna wielka rodzina. Przyjaźni , serdeczni, biedni ale uczciwi żyli spokojnie. Wierzyli ,że przyjdą lepsze czasy,że się będą mogli cieszyć dziećmi i spełni się im marzenie o bogactwie duszy i kieszeni.To były życzenia ryckich Żydów,którzy życzyli tego nie tylko sobie ale i całemu narodowi Izrael.
Pracowali ciężko cały tydzień odżywiając się skromnie.Wierzyli,że kiedyś przyjdzie Mesjasz syn Dawida i ocali naród z golusu [1].Miasteczko przybierało inny wyraz, kiedy przychodziło święto szabasu .Wtedy nawet i ci, co ledwie przeżyli tydzień, aby nie ubliżyć szabasowi przygotowywali najlepsze jedzenie:rosół z
kury,pierniki,kawałek mięsa.
|
|
Mosze Silberspurn, mąż Gitli Kuperman |
Byli także jeszcze bardziej biedni ludzie,którzy nie mieli pieniędzy, aby urządzić szabas . Nimi właśnie opiekowały się kobiety.Przede wszystkim ukrytymi biedakami,którzy wstydzili się swojej biedy. Zbierano dla nich jałmużnę ,tzw. dyskretne dary[2], w taki sposób,aby nikt się nie dowiedział dla kogo ona jest .Robiło się to jak najdyskretniej,aby biednym nie przynieść wstydu przed sąsiadami.
W ogóle było u Żydów w Rykach bardzo rozwinięte uczucie wzajemnej pomocy.Nie pozwolono nikomu umrzeć z głodu ,a biednemu pomagano wydać córkę za mąż. Kiedy tak teraz o tym myślę,to widzę jak mocno była u Żydów w miasteczku rozwinięta potrzeba pomagania i gotowość robienia dobrych uczynków.Pamiętam dziesiątki straganiarzy,którzy nie mieli pieniędzy na zakup towarów,które potrzebowali na jarmark.Ale zawsze znaleźli się tacy ,którzy im udzielili pożyczki. Istniała cicha umowa,że w czwartek wieczorem po jarmarku, handlarze oddawali pieniądze,aby w następnym tygodniu mogli znów wziąć pożyczkę,którą dostawało ię w Kasie Bezprocentowej ale także i od bogatszych.
|
|
Rodzina Joela Kupermana |
Wykupienie duszy
Powracając pamięcią do tamtych czasów,przypominam sobie jak to w Rykach miała miejsce historia z Żydem,handlarzem starego żelaza z innego miasteczka.Kiedy przejeżdżał przez Ryki aresztowano go i na posterunku znaleziono u niego nielegalny towar.Odbywało się to po cichu, aby nikt o tym nie wiedział.Ale dzięki temu,że ten Żyd znał ryckiego szojcheta,dano mu możliwość wytłumaczenia się z sytuacji.Szojchet poszedł prosto do żydowskiego dozorcy.
Opowiadano,że dozorca miał wtedy dużo pracy i nie miał czasu, aby zająć się sprawą obcego Żyda.Szojchet poszedł do takiego, co miał koneksje na policji ,a tamten od razu poszedł do komendanta z prośbą,aby puścił aresztowanego Żyda.Przy tym podsunął mu pewną sumę pieniędzy,którą wcześniej komendant zażądała od Żyda handlarza.Był pewien,że komendant da się przekupić, weźmie pieniądze i puści Żyda.Ale wtedy stała się straszna rzecz.Komendant zawołał świadka i pokazał,że próbowali dać mu łapówkę.Żyda aresztowali. Był to też znany handlarz żelazem i miał znajomości na policji.Ale właśnie w tym czasie komendant był oskarżany o łapówkarstwo i pokazując próbę dania łapówki ,chciał się w ten sposób oczyścić z oskarżenia.Tego ryckiego pana(handlarza) odwieźli do Garwolina i puścili za dużą kaucją.Sprawy sądowe ciągnęły się bardzo długo.Była apelacja i była kasacja. Choć był skazany na trzy miesiące aresztu,to po wyborach,kiedy to nowym prezydentem został Ignacy Mościcki,wyrok aresztu zamieniono na karę pieniężną.
W Rykach mieszkał bogaty Żyd,który miał kilka domów i był handlarzem drewnem.Od niego kupowali drewno wszyscy piekarze.Jego biedni lokatorzy nie płacili mu czynszu.Pewnego dnia przyszedł do lokatora i już chciał go wykrzyczeć,ale kiedy zobaczył biedę odwrócił się, poszedł do domu i przykazał żonie ,aby wszystkie biedne domy pobielono, a on za to zapłaci z własnej kieszeni.
Najemcy ,oczywiście, w dalszym ciągu zalegali z czynszem i aby ich przestraszyć,jednego podał nawet do sądu.Adwokatowi powiedział, aby stawiano zarzuty, ale oskarżonego nie karać a tylko przestraszyć.To zadziałało ale tylko na miesiąc.
Ten handlarz drewnem miał również kłopoty z piekarzami.Zawsze byli dłużni za ostatni miesiąc. Nie miał serca ich za to karać, bo by im zlikwidował żródło utrzymania.
Rodzice i dzieci
Wrócę pamiecią do młodzieży w tamtych czasach.Zdaje się mi,że była inna niż w sąsiednich miasteczkach.Biła od nich taka szczerość, grzeczność i pałali tak wielką chęcią do nauki!Mówię o tych ,których znałem bliżej.Widziałem tę ich miłość i szacunek do rodziców.Moi koledzy i koleżanki chociaż należeli już do nowego,innego pokolenia bardzo szanowali swoich rodziców.
|
|
Stoją od lewej: Gitla Kuperman, Mordechaj Fuchsmann, Sara Stern.Siedzą od lewej: Sorke Lerner, NN, Frandel Rottsztein, Ite Wolf |
Rodzice również okazywali zrozumienie i nie przeszkadzali im w różnych inicjatywach i przejawach nowoczesności.Młodzi już wtedy organizowali się w sjonistyczną organizację i związek zawodowy.Na pewno to się naszym rodzicom nie podobało, bo były przypadki,że powodowani strachem próbowali przeszkodzić,aby ich dzieci nie poszły na złą drogę.Mamy często czekały na swoje córki i siłą zabierały je do domu.
|
|
Reuven Rospor i Riwka Kuperman |
Uratowana przed przechrzczeniem
Zdarzyło się raz,że jakiś nieżydowski chłopiec zakochał się w biednej ale bardzo ładnej żydowskiej dziewczynie,która była sierotą.Pewnego pięknego dnia rozniosło się,że ona przygotowywuje się na przechrzczenie.Żydzi w miasteczku podnieśli wrzawę.Próbowano rozmawiać z dziewczyną grzecznie i delikatnie,dając jej do zrozumienia ,że to co chce zrobić, jest wielkim grzechem i może sprowadzić nieszczęście na Żydów.
Dziewczyna płakała i tłumaczyła,że kocha nieżydowskiego chłopaka .Powiedziała, że dotąd nie spotkała Żyda, który by się z nią chciał ożenić.
Znależli młodzieńca, którego namówili, aby poszedł obejrzeć tą ładną dziewczynę. Naprawdę się mu spodobała i się w niej zakochał.Na koniec dziewczyna zrezygnowała z nieżydowskiego młodzieńca i tak została uratowana przed przechrzczeniem,
Wesele dziewczyny było bardzo radosne.To prawda,że byli i tacy, co się trochę bali reakcji nieżydowskiego młodzieńca,ale żydowscy chłopcy obiecali,że są gotowi odeprzeć jakikolwiek atak.
Jest jeszcze dużo interesujących rzeczy i ciekawych historyjek,które zdarzyły się w Rykach, a które warto by opowiedzieć.Chciałoby się opowiedzieć o dzieciństwie,ubogim,ale wesołym i szczęśliwym;o jarmarkach,o trudnym tygodniu,o nabożnych szabasach i świętach.Wydaje mi się,że czeka nas jeszcze dużo pracy, abyśmy to uwiecznili dla pokoleń.
|
|
Dzieci z Ryk |
Dzieci w Rykach to oddzielna historia.Wcześnie dojrzewały i nigdy nie przestały śnić o lepszym życiu a czasami nawet o dalekich krajach.Każdy z nas ma tyle do opowiadania o swoim dzieciństwie,nawet jeżeli nie działo się nic specjalnego,to w tym co było, kryje się świat dziecinnych radości i cierpienia własnego i wspólnego z dorosłymi.
(1) golus (jid.) galut (hebr) wygnanie Return
(2) matan be-seter Return
|
JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of
the translation. The reader may wish to refer to the original material
for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.
Ryki, Poland Yizkor Book Project JewishGen Home Page
Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 4 Aug 2016 by MGH