|
[Strona 319]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla
|
|
W miasteczku Ryki, gdzie się urodziłem i wychowyłem , mieszkało cztery tysiące Żydów. Większość z nich, . bo 60-70 procent pracowała. Byli oni szewcami, krawcami, stolarzami i wiejskimi domokrążcami, a także kupcami i rzeźnikami i wszyscy walczyli o codzienną egzystencję. Zarobić pieniądze było praktycznie trudno. Jednak wszyscy byli wysoce moralni. Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś szalał z rozpaczy. Ludzie żyli z wiarą i nadzieją. Ktoś tam czekał na socjalistyczną rewolucję, ktoś inny marzył o ziemi Izrael, a między chasydami panowała zawsze silna wiara , że Pan Bóg pomoże.
Młodzież bardzo chciała emigrować, bo dobrze wiedziała , że w Rykach nie było dla niej żadnej przyszłości. Ci, którzy należeli do organizacji syjonistycznej, wyjeżdżali na kursy przygotowywawcze i żyli myślą o repatriacji do Palestyny. Innej możliwości, aby się wydostać z miasteczka nie było. Nawet nie można było pomyśleć o niezbędnym zaświadczeniu[1] na wyjazd. Kosztowało tyle pieniędzy, że nie każdy mógł sobie na nie pozwolić.
Ci, którzy wyjeżdżali do kibucu, przechodzili trudny kurs przygotowawczy. Warunki w kibucu były bardzo ciężkie i trzeba było czekać czasami kilka lat na otrzymanie zaświadczenia. Kiedy z boską pomocą człowiek go już otrzymał i mógł wyemigrować do Palestyny, tak wtedy już mu nie starczało środków na podróż. Rodzice też nie mogli młodzieńcowi pomóc, dlatego że po prostu sami nie mieli pieniędzy.
Ryki były miasteczkiem, gdzie wzajemnie bardzo sobie pomagano. Pamiętam , jak biedni domokrążcy chodzili od domu do domu i prosili o jałmużnę. Byli to Żydzi z okolicznych miasteczek. Kto przyszedł po jałmużnę do Ryk, ten nigdy nie odszedł z żydowskiego domu z pustymi rękami. Domokrążcy często przychodzili na szabas do synagogi. Stali przy drzwiach i czekali, aż ich ktoś z miejscowych zaprosi do domu jako sobotniego gościa. Naprawdę, nikt z nich nigdy nie został bez świątecznej gościny. Na sobotnią gościnę przygotowywano się przez cały tydzień. W ciągu tygodnia nie przywiązywano do jedzenia wielkiej uwagi , ale w sobotę musiało być mięso, ryby, pieczywo i różnego rodzaju smakołyki.
Żydzi w Rykach , którzy zmagali się z codzienną egzystencją, nie myśleli tylko o sobie. Rozumieli, że człowiek nie może żyć tylko o suchym chlebie i posiadali moralną potrzebę pomagać innym. Była w Rykach organizacja Wizyta u chorych (Biker Chojlim), którą kierował Mojsze Lutwak z Eljaszem Basakiewiczem, zięciem Mojszego Felczera. Była też organizacja Pomoc biednym (Hachnoses orchim), która była założona, aby pomagać wędrującym biedakom i zabezpieczyć im nocleg, kiedy znaleźli się w Rykach. Był też Związek pomocy biednym kobietom (Hachnoses Kale), na którego czele stał Meir Fischtein i pomagał biednym dziewczętom w zamążpójściu.
Chciałbym teraz powiedzieć coś o chasydzkich domach modlitwy. Mój ojciec Szamaj syn Lewiego był członkiem minjanu który nazywał się Wieczny Ogień (Ner Tomid). Był to symbol wiecznego ognia ze Swiątyni Jerozolimskiej, który nigdy nie gasł. To zgromadzenie miało swoje prawa. Na przykład , kiedy któryś z członków zgromadzenia miał jakąś uroczystość w domu, zapraszał pozostałych i wszyscy mieli obowiązek wziąć w niej udział . Kiedy zdarzyło się , że któryś z członków
|
|
Bracia Tajtelbaum i Sara Tajchman |
umarł, pozostali musieli wziąć udział w pogrzebie , a także jeden z nich miał obowiązek przez cały tydzień chodzić i modlić się wraz z rodziną zmarłego.
|
|
Wielka rodzina Rabina Izraela Gerszona Rospora |
Fotografia przedstawia Israela Gerszona z jego liczną rodziną, która należała do poczciwych rodzin , mających drzwi zawsze otwarte dla wszystkich potrzebujących. Wędrowni kaznodzieje i prości biedacy byli zapraszani w tym domu na większą gościnę. Reb Israel Gerszon często mówił:Nie powinno się oszczędzać na pomocy biednym-to jest sposób na bogactwo i wielkie szczęście. Cała jego rodzina była zamordowana przez nazistów.
Koniec przepisywania zwojów był bardzo uroczysty. Właściwie wszyscy byli na nogach. Świętowali dorośli i dzieci. Wyjątkowo na ten dzień zabijano krowę i uroczystość obchodziło całe miasteczko. W dniu kiedy kończyło się przepisywanie zwojów Tory, uliczni muzykanci chodzili grać w domach członków zgromadzenia. Wszędzie rozdawano pierniki , gorzałkę, owoce i inne smakołyki. . Panowała wesoła atmosfera. Ludzie chodzili w maskach, jeździli na koniach, tańczyli i spiewali na ulicach. W synagodze sprzedawano literki. Kto kupił literkę podchodził do pulpitu kantora , a ten częstował go piernikiem i gorzałką. Kiedy skończyła się sprzedaż literek, zaczynały się właściwe uroczystości ciągnące się przez całą noc.
Naprawdę, wyglądało to tak , jak gdyby Ryki były same sobie królestwem i państwem w państwie.
Około północy przygotowywano welon dla panny młodej i zaczynano przygotowywać pochód do chupy [3]. Z iście królewską ceremonią przyprowadzano pana młodego pod chupę. Jest przecież takie powiedzenie: pan młody jak król (Chosn dojme lemejlech ). Pan młody miał narzutkę. Stawiano go pod chupą, gdzie czekał na pannę młodą. Chupa stała przed synagogą i kiedy pannę młodą przyprowadzano z muzyką i w blasku świec-co znaczyło błogosławieństwo na szczęście-ze wszystkich stron brzmiało:Mazal Tow! Mazal Tow! Dużo Rabin Reb Jtel Fajfer, niech będzie błogosławiona pamięć o nim, rozpoczął obrząd zawarcia małżeństwa. Ta ceremonia była za darmo. A na nią schodziło się prawie całe miasteczko. Kiedy panna młoda z panem młodym szli do domu, gdzie była uroczyste przyjęcie, tańczono przed nimi z wielkim bochenkiem sobotniego chleba. Wszyscy obecni tańczyli i śpiewali. Kapela grała aż do chwili, kiedy goście weszli do domu weselnego. Tam zaczynała się właściwa uroczystość. Jadło się i piło aż do rana. Badchen Dawidek zwoływał wszystkich, aby zaczęli dawać prezenty. Te zaczęły się sypać ze wszystkich stron. Ktoś dał dwa srebrne świeczniki, ktoś inny srebrne kieliszki, naczynia a jeszcze ktoś większą sumę pieniędzy. Tak kończyło się wesele w Rykach.
Ryccy Żydzi nie byli obojętni na okoliczną przyrodę. Dorośli i dzieci z chederu zauważali przyrodę wokoło miasteczka. Jednakże przyroda w ich sercach miała żydowskie znaczenie. W dniach elulu było czuć w powietrzu Dzień Sądu dla wszystkiego, co było na tym świecie. Dlatego wtedy poczucie braterstwa między Żydami się wzmacniało W miesiącu elul w domu modlitwy , przy zachodzie słońca starzy Żydzi opowiadali baje i opowieści z dawnych czasów. O wschodzie słońca miasteczkiem rozbrzmiewał głos szofaru. Wyglądało na to, że i drzewa czuły elul. Zaczęły im opadać żółte liście. Ktoś powiedział, że i drzewa w lesie są wzywane na Dzień Sądu
Studiujący Misznę zbierali się na rozmowy o elulu o Dniach Grozy, o brzmieniu szofaru, o Bożym miłosierdziu, o tym świecie, o Żydach. Odchodziło się z domu modlitwy w zamyśleniu o Dniach Grozy, które nastąpią, o dniu Najwyższego Sądu i o własnych grzechach. Byli i tacy, którzy pościli do południa. Żydówki wzychały na Rynku:Elul. . ten rok przemija szybko. Spieszymy się i spieszymy aż przyjdzie elul. Dokąd tak się spieszymy na tym głupim świecie?Tak, aż nadejdzie eleul tak się opamiętamy.
Raz przyjechał stary kaznodzieja o mizernej posturze i z wysokim czołem. Przyjechał na rozgruchotanym wozie akurat na południowe modlitwy. Zaraz po modlitwach w synagodze zaczął mówić o Torze. Opowiedział taką przypowieść:przyrównał ten świat do morza, ludzkie życie do okrętu na morzu a samego człowieka do kapitana na okręcie. Jeśli kapitan jest dobry, to prowadzi swój okręt dobrze i nie boi się wzburzowych morskich fal. Jego głos czym dalej mówił, wzrastał na sile:. . Przyszedł elul. Nowy Rok i Sądny Dzień. Żydzi się cali trzęsą. Ten kaznodzieja twierdził, że świat odstąpił od Boga, że ludzie topią się w błocie i kiedy przychodzi elul człowiek powinien się opamiętać.
Przez cały tydzień poprzedzający Nowy Rok wstawało się o trzeciej rano na pokutne modlitwy w synagodze. Sługa z synagogi już się postarał o to , aby nikt nie zaspał. Chodził między domami, klepał młotkiem w okiennice i wołał zawodząc: Żydzi wstawajcie na sliches, sli-ch-es W domach budziły się wraz z dorosłymi i dzieci i szeptały:Przyszedł Nowy Rok, wielkie święto, i wszędzie słyszymy : na sliches i na sliches. Krzykiem i płaczem unosiły się z synagogi modlitwy:Dusza nasza jest Twoja, ciało nasze jest Twoje , zlituj się nad swoim stworzeniem W głowach starców kłębiły się smutne myśli:Na tamtym świecie jest raj. Czy mamy prosić, żebyśmy się tam dostali
Przy pulpicie paliły się wielkie świece. Z dygocącymi sercami i zbolałymi duszami zaczynaliśmy modlitwy. Kantor przy pulpicie ubrany był w białe szaty. Szal modlitewny miał przerzucony przez głowę. Jego piękny głos był pełen płaczu wychodzącego z serca każdego człowieka. :. Moje wargi drżą, kiedy zaczynam odmawiać tę modlitwę. .
Serce każdego z nas dygotało a nasze ciała trzęsły się ze strachu i grozy:dzisiaj jest Nowy Rok, wielki Sądny Dzień. Prosiliśmy, gorzko płacząc jak samotne, stracone i odrzucone dzieci:Przypomnij sobie nas, żebyśmy jeszcze żyli. . . zapisz nas doKsięgi Życia. . . . Tak to prosiliśmy i płakaliśmy, aby Stwórca miał nad ludźmi litość i żeby w ten dzień Sądu zapisał nam lżejsze i szczęśliwsze życie. Zmęczeni i zapłakani wracaliśmy z modlitw do domów. Zasiadaliśmy do świątecznie nakrytych stołów i ogarniały nas świąteczne myśli i świąteczne uczucia. Po zjedzeniu posiłku znów biegliśmy szybko do synagogi. W tym dniu zabroniony jest odpoczynek. Nie można zmarnować ani chwili. Musimy być blisko Stworzyciela, musimy być przygotowani i prosić go, odmawiać psalmy, uczyć się. Po popołudniowej modlitwie chodziliśmy na taszlich nad rzeczkę koło miasta. Staliśmy u cichej rzeczki i wylewaliśmy przed Bogiem swe gorzkie serca i wyrzucaliśmy grzechy do rzeki.
W sercu nadzieja:przychodzi Nowy Rok-czysty i jasny.
Przypisy:
* od tłumacza z czeskiego** od tłumacza z jidisz
1. Zaświadczenie o ukończeniu kursu przygotowawczego, często o wyuczeniu rzemiosła * Return
2. Humorysta zabawiający weselników * Return
3. Baldachim weselny * Return
4. Sierpień-wrzesień * Return
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla
Ryki,nasze małe miasteczko z lotu ptaka nie różniło się od innych miasteczek w Polsce.Ale dla mnie to był cały świat.Tutaj przyszłam na świat.Ryki były dla mnie najładniejszym miasteczkiem na świecie.Jest wiele do opowiadania o latach dziecięcych i wczesnej młodości,o naszych domach,o naszych najbliższych, najdroższych i najukochańszych.
-To wszystko zniknęło,zostało starte z powierzchni ziemi.Różnie zginęli nasi kochani bliscy.I nagle przez chwilę rozlewa się w sercu taka mocna serdeczność.
Widzę przed sobą miasteczko jak żywe,widzę każdą uliczkę i poznaję każdy kamień.Zaglądam do domów i słyszę dawno zapomniany język , widzę spoglądające na mnie za wcześnie zgasłe oczy moich bliskich i wracają obrazy zapamiętane z dzieciństwa. Oto rynek i uliczki, gdzie się bawiłam,dokazywałam z innymi także kochającymi życie, drogimi żydowskimi dziećmi,które tak pragnęły zabawy ,powietrza,swobody i przyjażni. Już od najmłodszych łączyły nas więzy przyjaźni. My, żydowskie dzieci z Ryk,byliśmy z sobą bardzo zżyci i w zabawie ,i naprawdę ,w zwykłe dni ,na szabas i święta.
To było barwne i pełne życie szlachetnych i zdolnych Żydów.Był to świat izolowany .jeżeli nie gospodarczo,to duchowo i obyczajowo ,ponieważ nie należał do środowiska chrześcijańskiego.To był świat,który pamiętamy i wspominamy z wielką tęsknotą.
Pamiętam i wspominam wspaniałe postacie naszych najbliższych.Stają jak żywe przed moimi oczyma twarze naszych kolegów i koleżanek z dzieciństwa i młodości, nasze zabawy, pragnienia i tęsknoty,Wszystkie te zdarzenia zapadły w serce na całe życie.
Przywiązanie moich rodziców do Ryk,do rodziny i do wszystkich Żydów w miasteczku było wyjątkowo mocne i głębokie.To przywiązanie widziałam także u mojej starszej siostry,która przeprowadziła się do Warszawy, ale jednak zawsze tęskniła za Rykami.I chociaż poszła już własną drogą ,to wszędzie szukała rodaków,interesowała się ich życiem.Zawsze zachowywała się tak, jak nauczyła się tego w Rykach, a o ludziach z Ryk zawsze mówiła z wielką serdecznością i sentymentem.
|
|
Moja mama Zosia Tajchman, siostry Rajzla i Fajgele oraz mój brat Abraham.Zdjęcie zrobione w ryckim gettcie |
Czas spędzony w Rykach,doświadczenia z dzieciństwa i młodości towarzyszą nam wszystkim przez całe życie.Najbardziej czuje się to ,kiedy spotykamy się z rodakami i wspominamy czasy szkolne,nasze spacery i nasze marzenia.Żadne wielkie i huczne zabawy nie odbywały się w miasteczku.Nie chcieliśmy dużo od złotej rybki.Nasze miasteczko i nadal żyje w naszych sercach.p> Od lewej: Chawa, Sara i Choncze-wszystkie zginęły. z prawej: Jakob Hersz Tajchman.Uciekł z obozu koncentracyjnego, mieszka w Ameryce
|
|
O jakie piękne były sny z tamtych lat,zdarzenia o których sobie opowiadaliśmy.czerpane z własnej studni.Chce się to wszystko zachować w pamięci jako świętą rzecz |
Przede oczyma pojawiają się obrazy bliskich i drogich ludzi. Mogłoby się o nich wiele opowiadać,tak wiele,że byłoby to ponad nasze siły.Te moje wspomnienia piszę na pamiątkę tych ofiar.Chcę ,aby o tym dowiedzieli się ci ,co przyjdą po nas.Żeby usłyszeli i dowiedzieli się o rodzinnym mieście rodziców i dziadów, o życiu codziennym i świątecznym na szabas.
Niech poznają nasze rodzinne strony,drogich Żydów,którzy przesiąknęli sokami żyznej żydowskiej gleby i przyjęli jidyszkajt[1], ludzkość w ich całości i strzegli to tak ,jak rodzice strzegą swoje drogie im dzieci.
Wtedy może zrozumieją ,jakie znaczenie miało miasteczko w naszym życiu ,w którym doznaliśmy nieszczęść i niezwykłości..Mogłoby się wydawać,że nas, którzy doświadczyliśmy tyle przykrości , tyle niezwykłości, już nic więcej nie zadziwi.A jednak cały czas jesteśmy pełni podziwu dla zasad moralnych naszych rodziców w miasteczku,dla doskonałości duchowej i dla złotych nici,które łączyły dom z synagogą i bejt-midraszem,co tydzień na szabas z drugą dodatkową duszą[2].
To zrozumiałe,że najpiękniejszym dniem tygodnia był szabas,kiedy królewna Sara wkraczała do domu a z nią odpoczynek i spokój duchowy.Mama zapalała świece i świąteczny nastrój rozlewał się po całym domu,a światło zabłysło we wszystkich kątach.Mama podnosiła ręce i trzy razy przysłaniała oczy ,jakby wołała dzieci.Miała zakrytą twarz i błogosławiła:Któryś nas błogosławił swoimi przykazaniami i nakazał nam zapalić szabasowe świece. Jej szyja była wyciągnięta....
Jeszcze dzisiaj słyszę jej głos i widzę stojacą przysłaniającą oczy rękoma,jej lekko poruszajace się wargi szepczące żarliwą modlitwę.
Dwa motywy dominowały w naszym miasteczku na szabas:motyw świętości i radość z szabasu,odpoczynku i duchowej wzniosłości.
|
|
Od prawej: Rajzla Tajchman i Mania Schlimer. Obie zginęły. Na lewo Perla Tajchman,mieszka w Izraelu |
Mamo droga, do ostatniego tchu będę słyszeć Twoje modlitwy,błogosławieństwo świec! Do mojego ostatniego tchu będę widzieć Twoje przezroczyste łzy w kącikach oczu! Przecież Ty byłaś taka czysta w swojej modlitwie.Błagałaś nie dla siebie ale dla dzieci,dla całej rodziny,dla całego narodu Izraela.
Nadejście szabasu dało się odczuć również na ulicy.Brodaci Żydzi z umytymi włosami szli się modlić. Prowadzili za ręce dzieci.Całe rodziny szły powitać szabas.Szli spokojnie a spotykając się życzyli sobie Dobrego szabasu.Dźwięk tych dwóch słów niósł się uliczkami dalekim echem.Ktoś życzył głośniej pobożnym głosem,ktoś ciszej ale wszyscy z jednakową gorącą sympatią.
Kiedy tata powracał z bejt-midraszu ,otwierał szeroko drzwi i w szabasowym nastroju brzmiało:Dobrego szabasu,dzieci!.Dom pachniał świeżą chałą,leżącą na białym obrusie,winem i drgającym świątecznym płomieniem świec na świecznikach.Mówili:Szolem alejchem,malachej ha-szolem-Pokój wam, anioły pokoju.Niech będą powzniesieni aniołowie pokoju!
Zapewne aniołowie pokoju wznosiły się w naszym i każdym innym żydowskim domu w Rykach .Natchniony tata zaczynał śpiewać:Ejszesch hail mi imce[3] Kto znajdzie dobrą żonę).A my dzieci wiedzieliśmy,że tą dobrą żoną ,nie jest nikt inny tylko nasza mama.Była cenniejsza od pereł.Taka ona była, nasza mama...
Spod przykrycia pachniały chały. Wino w karafce również mówiło: Szolem Alejchem.W kuchni pachniało rybą, rosołem,słodkim ciastem,a kto był tą
dobrą żoną ? No, oczywiście! nasza mama! Ona przecież wnosiła taka pobożność do domu.
Szolem Alejchem..Ejszes hail mi imce...Błogosławieństwo wina- ze wszystkiego brzmiał taki niewymowny hymn pochwalny na cześć mamy, która wnosiła serdeczność do każdego kąta domu i do duszy.Śpiewa płomyczek w lampie,śpiewają świece na szabasowych świecznikach,szumi pękaty czajnik z szabasową herbatą ,a tatusiowe szabasowe pieśni rozlewają się po całym domu.I do dzisiejszego dnia,już na ziemi państwa Izrael,słyszę te melodie taty w świąteczne piątkowe wieczory.
Przypisy:
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla
To było ostatniego dnia,kiedy mama przed pożegnaniem podeszła do mnie i wskazała na stos martwych ciał,które leżały obok nas:
Mojsze,widzisz tę katastrofę?Szukałem słów wsparcia ,ale nie mogłem znaleźć.Odpowiedziałem:
Mamo wygląda ,że przyszedł czas Mesjasza..*Mama mówiła dalej,jakby do siebie:
Przecież to takie okropne.Ojcze na niebiosach,popatrz jak strasznie cierpią twoje dzieci!Jak ich mordują!.Jeszcze próbowałem znaleźć jakieś słowa otuchy,ale w tej chwili nas rozdzielili.Więcej już mojej drogiej matki nie widziałem.
Moja mama była pobożna,przestrzegająca Boże przykazania.Nie było ani jednego szabasu, aby nie poszła się pomodlić do synagogi.Nic nie mogło ją przed tym powstrzymać:ani deszcz,ani śnieżna zawierucha, ani nawet zły stan zdrowia.Była jedną ze sprawiedliwych kobiet,którym nie wystarczała własna pobożność,ale jeszcze poczuwały się do obowiązku uczyć innych i pomagać innym kobietom w dotrzymywaniu Bożych przykazań.Interesowała się innymi kobietami,których musiało się uczyć zasad czystości rodziny.
Często bywało,że musieliśmy czekać na nią z kolacją do późnych godzin wieczornych.Przychodziła wtedy do domu i zadowolona mówiła: Kobiety w miasteczku są pobożne i dotrzymujące zasad. I zadowolona jadła z nami kolację.
Mój ojciec
Mój ojciec miał szczęście umrzeć w domu.Nazywali go reb.Awrum Blecher.Był zawsze zajęty kwestiami wiary.Był także dobrym ojcem dla dzieci.Często w nocy wstawał i zaglądał ,czy są przykryte, a od rana pilnował ,aby przed pójściem do chederu odmówiły modlitwę.Marzył ,by jego dzieci wyrosły na pobożnych i dobrych Żydów.
W szabas wstawał dość wcześnie i szedł się modlić.Po śniadaniu kładł się na chwilkę, aby odpocząć ,a potem znów szedł do bejt-midraszu studiować z kozienickimi chasydami, z którymi razem zbierał pieniądze dla biednych w miasteczku.Umiał się tak dobrze przebrać,że kiedy wracał do domu, to go nie poznawaliśmy.Musiał potem twarz zmywać spirytusem.Z przebierańców wracał do domu zmęczony i wyczerpany . Nic nie jadł i padał na łóżko od razu zasypiając.
Widziałem go często zmęczonego i wyczerpanego,kiedy chodził po miasteczku i pomagał ludziom.Wydaje mi się,że całe jego życie to była bieganina i robienie dobrych uczynków.Mocno przeżywał cierpienie innych i to chyba było przyczyną,że zmarł tak młodo.
Dużo wycierpiał w swoim życiu.Jego największą troską było ,by dzieci nie głodowały ,aby potrafiły współczuć innym i czuły potrzebę czynienia dobra drugiemu.
W młodości ojciec uczył się w jeszywie ,a po weselu był na utrzymaniu rodziców swojej żony.Dopiero później zdecydował się usamodzielnić i został blacharzem.To mu poradził mu rebe,aby wybrał sobie fach ,z którego miałby utrzymanie przez całe życie.
Dawid Klepacz
Tak nazywało się stolarza Dawida Frydmana,ponieważ z jego stolarskiego warsztatu słychać było ciągłe klepanie.Był także kozienickim chasydem i w jego mieszkaniu był sztybł kozienickich chasydów.
U Dawida Klepacza zbierali się kozieniccy chasydzi,modlili się,studiowali i opowiadali historyjki rebego,którego bardzo lubili i szanowali.
Pamiętam dużo opowieści kozienickich chasydów i ich rebego, którego podziwiali i darzyli wielkim zaufaniem.Wszystko co powiedział,było dla nich święte.Myślę,że rady i wskazówki których udzielał, naprawdę pomagały im przetrwać trudne czasy.
Straszne Dni
Do najprzyjemniejszych wspomnień mojego wczesnego dzieciństwa należą Straszne Dni.Kiedy nadszedł miesiąc elul w miasteczku nagle się zmieniał nastrój.Słońce przestawało grzać i robiło się smutno na duszy.Dni zaczynały być krótsze i chłodniejsze.W godzinach popołudniowych wiały zimne wiatry.Pola za miastem stały puste, jakby zamyślone.Nie wiadomo dlaczego,ale wtedy zaczynało być i na sercu smutno.
Wielki rynek zastawiony był furmankami pełnymi worków z owocami dopiero co zerwanymi z drzew:jabłkami,gruszkami,śliwkami.Między furmankami kręciły się przekupki wybierając i sypiąc owoce do wielkich koszy.
Na twarzach miejscowych Żydów i Żydówek malowała się głęboka powaga.Skłóceni,którzy ze sobą cały rok nie rozmawali i nawet nie mówili sobie Dzień dobry ,w tych dniach chcieli się pogodzić i wybaczyć wzajemne przykrości.Na modlitwę szło się wcześniej niż zwykle.Poranne trąbienie szofaru z bejt-midraszu powodowało u wszystkich chęć żałowania za grzechy.
Kiedy przyszedł sliches[1], po mieście rozlegało się klepanie drewnianego młotka.Żydzi szybko wyskakiwali z łóżek i biegli ulicami, i uliczkami na szlichet.Bejt-midrasz pełny był modlących się młodych i starszych, kobiet i mężczyzn.
I tak przyszły dni Rosz ha-Szana, a potem dziesięć dni skruchy.Żydzi cały czas przebywali w bejt-midraszu przypominając sobie popełnione grzechy i ze skruszonym sercem odmawiali modlitwy.Również na jarmarku panował inny nastrój.Czuło się chęć poprawy i na dalsze miejsce odsuwało się troskę o byt.
W wieczór poprzedzający Jom Kipur na podwórku Iczego Szojcheta i Izraela Welwela Szojcheta było gwarno od samego rana.W powietrzu fruwało pierze.
Kobiety,dziewczęta i chłopcy wchodzili i wychodzili z koszami pełnymi drobiu.Icze Szojchet,Żyd o szlachetnym wyglądzie, z pejsami i kędzierzawą siwą brodą,w wielkim tałesie,zabijał z pobożną miną koguty i kury,darowane przez miasteczko.
W wieczór poprzedzający święto Jom Kipur nikt nie myślał ani o handlu, ani o pracy.Rynek szybko opustoszał.Spieszono się na modlitwę.A po modlitwie zaczęły się ślubowania.Wielu dało się wychłostać,inni odmawiali Psalmy.Szło się do łaźni lub na cmentarz prosić zmarłych, aby wstawili się za przyjęciem modlitw.
Po gościnie szło się do synagogi.Przy drzwiach na długim stole stały puszki i miski różnych bractw na datki na cele dobroczynne .Wszyscy wrzucali tam pieniądze w zamian za odpuszczenie kary.
Jom Kipur
Jom Kipur zawsze przychodzi po cichu i dostojnie.Kiedy zachodzi mrugające słońce,miasteczko,ziemia,niebiosa poddają się ze strachem nadchodzącemu wieczorowi i nocy przed najbardziej wyczekiwanym,najświętszym dniem.
Bejt-midrasz już jest pełen światła.Na parapetach,na stołach stoją skrzynki i pudełka z piaskiem.W piasku wsadzone są świeczki.Co świeczka-to dusza!Każdy zapala świeczkę za swoją wybraną duszę.Wydawało się mi,że bejt-midrasz jest pełen świecących dusz!
Wszyscy ojcowie ubrani byli w białe kitle,a na kitlach mieli tałesy.Białym ubraniem odróżniali się od codziennego grzesznego życia.Buty również zdjęli z nóg. Nie będzie się ani jeść, ani myśleć o rzeczach powszednich.Temu Boskiemu Świętu poświęcony jest ten cały boski dzień.
Na świeżo postawionej drewnianej bimie stoi żelechowski rebe reb.Icze Szojchet i inni Żydzi otuleni w tałesy przyciskają Tory do serca.Aron ha- kodesz[2] jest otwarty i w bejt-midraszu pełnym Żydów i świec zapanowuje pobożny strach.
Rebe zaczyna cichą, rzewną melodią Kol nidrej[3], melodią, przekazywaną z pokolenia na pokolenie.
Do dzisiejszego dnia ta melodia pozostała w moim sercu wraz z tęsknotą,bólem ,miłością i modlitwą.Niosę w sobie ten śpiew połączony z płaczem ojców i matek,którzy stoją przed moimi oczyma i słyszę ich płaczliwy śpiew,melodię duszy.Wszyscy przyśpiewują z pobożnym kiwaniem ,a od śpiewu przechodzą do płaczu i krzyku.Krzyczy się w oczekiwaną noc Jom Kipur.Z gorzkim płaczem prosi się Wielkiego , aby odpuścił ludziom ich grzechy.
Między innymi widzę i siebie stojącego w bejt-midraszu w świetle palących się zadusznych świec,poświęconych w modlitwach łzami złamanych serc.
Nazajutrz rano jak tylko wstało słońce ,szło się znów do bejt-midraszu na cały dzień. Wszyscy bez butów, w tałesach i kitlach,bez jedzenia i picia,zatopieni w modlitwach aż do momentu ,kiedy Straszny Dzień się skończył i zaraz miały się zamknąć bramy niebios przed ludzką modlitwą - godzina neily[4].
Wtedy rozlegał się przejmujący śpiew ekstazy i tachanunim[5], który rwał się do niebios, a prowadzący modlitwę stał przy pulpicie i prosił za wszystkich z gorzkim złamanym sercem:
Otwórz bramy niebieskie.....Głęboko w serce zapadły mi żydowskie melodie i strapione myśli ściskające serce i mózg,że już nie ma tamtych Ryk! Zgładzeni zostali wszyscy modlący się,a ich modlitwy nie zostały wysłuchane .My nawet nie wiemy,gdzie leżą ich kości.
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla
W latach dwudziestych mieszkał w Rykach syn kozienickiego magida Elimelech,którego również nazywali magidem.Tak jak i rebe, on również urządzał stół i miał swoich chasydów,których nazywano chasydami magida.Raz nawet kandydował na funkcję rabina.Jego naśladowcy twierdzili,że z racji pochodzenia ta funkcja mu się należy.Do Ryk często też przyjeżdżał do Elimelecha jego brat Arele,którego nazywali kozienickim rebem.Wraz z jego przyjazdem całe miasteczko się ożywiało.Miał swoje własne zwyczaje.Często przez cały dzień chodził po mieście w tałesie i minchę [1*] odmawiał ,kiedy wszyscy już odmawiali maariv[2*].W piątek wieczorem urządzał stół w domu modlitwy i uczta przeciągała się często do rana.Sobotnia gościna również trwała do nocy.Po krótkim odpoczynku zaczynał obrzęd pożegnania szabatu ,co trwało aż do niedzieli rana.Wszyscy w miasteczku, a nie tylko jego chasydzi, przy spotkaniu pozdrawiali się zapytaniem:Nu, jak się czuje Rebe? Takie to miał w miasteczku poważanie kozienicki rebe.Było wielkim wyróżnieniem otrzymać od niego błogosławieństwo (brohe).W Rykach uważany był również za cudotwórcę.Zdarzyło się raz ,że jeden z jego chasydów dostał się do aresztu.Kiedy powiedziano o tym rebemu,rzekł: Ten Żyd jest niewinny.Na ten wyrok powołano się później w sądzie i Żyd był uniewinniony.W Rykach był grób starego, ryckiego magida. Co roku w rocznicę jego śmierci zjeżdżały się z całej Polski jego wnuki i prawnuki,aby modlić się i śpiewać niguny[3*].
Przypisy:
1* modlitwa popołudniowa Return
2* modlitwa wieczorna Return
3* chasydzka pieśń bez słów powtarzająca kilka sylab Return
Z hebrajskiego na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla
Kiedy w roku 1934 wyjeżdżałem z mojego miasteczka do Izraela, życie w Rykach biegło normalnie.Żydowskie społeczeństwo dzieliło się na kupców,drobnych handlarzy,rzemieślników i wiejskich domokrążców.Ale ogólnie biorąc, większość Żydów z trudem zarabiała na na życie.Myślę,że tylko małej grupie ludzi powodziło się dobrze.Raz w tygodniu był jarmark i tak ludzie żyli od jarmarku do jarmarku.
Pomimo trudnej walki o utrzymanie żyło się w mieście dostojnym życiem.Wychowywało się dzieci,żeniło się,dawało się dary ,a także dary na Ziemię Izraela.
Większość obywateli była pobożna.Dzielili się oni na uczonych,chasydów,misnagedów[1] i na zwykłych ludzi,którzy próbowali dotrzymywać micwę.Byli też wolni Żydzi, respektujący tradycję ,ale nie praktykujący.
Miejscem spotkań był bejt-midrasz,który stał ma środku rynku. Po całodziennej pracy,bejt-midrasz łączył wszystkich Żydów.Między minchą[2] i maariw[3] siedzieli Żydzi w różnym wieku.Studiowano dzienną porcję Gemary.Ktoś przeglądał księgi ,albo opowiadał o cudach swojego rebego lub o codziennych sprawach.
Na szabas każdy miał swój minjan[4]. Chasydzi szli do swoich minjanów,a Żydzi z Mizrachi do swoich.Również rzemieślnicy mieli swój minjan.Ich kantorem był reb Dawid ,syn Szmula, zawodu szewc . Jak pamiętam, był zawsze pogodny.Nie czekał na miesiąc adar[5]. Lubił sobie wypić kieliszek.Gromadził dzieci na Symches Tojre[6] tak,że chodził ze słodyczami od domu do domu i wołał:
Stado męczenników!Wyjdźcie na dwór!.
Torę czytał im reb Pejsachel Szuster.Ten niski Żyd czytał słodkim głosem i przebiegał od jednego minjanu do drugiego.Był także deklamatorem psalmów w bejt-midraszu.Kantorem w bejt-midraszu był Szlojme Awrum,syn Berela,Żyd o ładnej twarzy.Był miastowym mojelem[7]. Wszystko to robił za darmo.
W Smutne Dni chasydzi rozjeżdżali się po swoich rebach.Mój tata,reb Josef-niech pamięć jego będzie błogosławiona-chociaż był skromny,nie wyobrażał sobie by nie pojechać do Otwocka za parysowskim rebem .Ja musiałem go odwozić i wracałem poobijany przez tłum.
Chociaż dużo chasydów wyjeżdżało na Smutne Dni do swoich rebów to i tak rycki bejt-midrasz był pełen modlących.Atmosfera była i niesamowita i świąteczna.Szojcheci[8] reb Izrael Welwel i reb Icze Szojchet,którzy byli również kantorami, rozdzielali między sobą modlitwy szachris[9] i musef[10],ale najczęściej musef odmawiał przed pupitem żelechowski rebe,który mieszkał w Rykach.Modlił się z wielkim natchnieniem, a jego zawodzenie wzruszało serca modlących. Wszyscy wiedzieli,że prosi za cały naród Izraela i że jego serce przepełnione jest litością za każdego Żyda.Jego modlitwy pochodziły z głębi serca i wszyscy mieli uczucie ,że idą do Tronu Pańskiego.Przy tej okazji chcę wspomnieć ładne modrzyckie niguny,które śpiewałem ze swoim szwagrem reb Izraelem Icchokiem i jego wspólnikiem Rouvenem Aszem.Rouwen Asz był Żydem z czarna brodą i ciemną,owalną twarzą.Miał on szczególne wyczucie do śpiewania nigunów.Prawie na każdy nowy rok Rosz-cha-Szana[11] jechali śpiewacy do rebego.Na Jom Kipur po Koł nidrej[12] odmawiali modlitwy z nowymi nigunami,które przywozili z bejt-midraszu rebego.
Nadszedł czas kiedy w miasteczku pojawiły się nowe prądy i duża część młodzieży zaczęła się interesować działalnością kulturalną.Powstała organizacja syjonistyczna,która skupiała wokół siebie kulturalną młodzież i prowadziła szeroką działalność nacjonalistyczną.Zbierała pieniądze dla Erec Israel i wydała ze swoich szeregów pionierów pełnych ideałów o realizacji snu o powrocie syjonu.
Istniała również organizacja Mizrachi,która koncentrowała wokół siebie młodzież ortodoksyjną.A znów bardziej wierzący należeli do Agudas Isroel.Na czele stali reb Mojsze Wajsfisz,sokołowski chasyd i reb Lejbusz Borensztajn,kozienicki chasyd.Udało się mu przeżyć rzeź i aż do śmierci był rabinem w Ameryce.
Bardzo religijna młodzież należała do Cire Agudat Isroel a także do Paolej Agudas Isroel,która to organizacja była prowadzona przez cadyka Perlmutera,zdolnego człowieka i mądrego znawcę Tory.Do kierownictwa należał również błyskotliwy zięć szojcheta reb Henech ,fantastyczny znawca Tory.Na pierwszy rzut oka stwarzał wrażenie żebraka, ale kiedy się go poznało bliżej,okazywało się,że zna Szas i Poskim.Posiadał wiele życiowych mądrości , a także miał zdolności organizacyjne.
Był doskonałym mówcą.Mówiło się,że ma cięty język .
Pobożne żydostwo nie pozostawało w tyle w działałności na rzecz Erec Isroel.Wydało ze swoich rzędów pionierów,którzy jechali do kibuców na hachszarę [13] i tam przygotowywali się na aljię[14] aby pracować i spełniać przepowiednię:przez pot będziesz jeść chleb.
Miałem to szczęście,że należałem do tych pionierów, którzy wyjechali do Erec Israel.Chociaż mój wyjazd wypadł w nieodpowiednim czasie,koledzy w Rykach zorganizowali dla mnie pożegnalny wieczór,który trwał aż do godzin porannych.
|
|
Bracha Ben-Josef (Borensztajn) |
Przez cały czas pobytu w Izraelu miałem zawsze przed oczyma wspaniałe postacie z mojego miasteczka,które w taki okrutny sposób zostały zgładzone.Nie ma już w Rykach żydowskiej gminy ale wszyscy,którzy ocaleli,czują za swój obowiązek uwiecznić pamięć naszych męczenników.
Niech pamięć ich będzie błogosławiona!
Strasznie boli ,gdy pomyślę ,że już nie ma tamtych ludzi ,z którymi byliśmy związani.Nie wyjdą już nam na przeciw z otwartymi sercami,z miłością do wszystkiego co w życiu piękne i wzniosłe.
Moje wspomnienia nie wyczerpują całkowicie wszystkiego ,co bym chciał opowiedzieć o ludziach naszego miasteczka.Są to jedynie krótkie opisy ludzi,środowiska i nastroju to wszystko co było ważne w naszym życiu i z czym do dnia dzisiejszgo czujemy się związani.Czerpiemy z nich jak z duchowego źródła i uświadamiamy sobie,że należeli oni do pokolenia żydowskiego, które przeszło przez siedem kręgów piekielnych,było uczestnikami wielkich ideologicznych walk i wielkich ideałów i bez względu na wszystkie przeszkody,upadki i rozczarowania nigdy nie straciło ludzkiej twarzy.Dokonało wielkich rzeczy - aż przyszedł najstraszniejszy nieprzyjaciel wszech czasów i wylał na nich swoją dziką złość.
Przypisy:
- misnagedów Return
- mincha hebr.ofiara modlitwa odmawiana popołudniu ale przed zachosem słońca Return
- maariw-modlitwa wieczorna odmawiana miedzy zmrokiem a północą Return
- minjan-zgromadzenie 10 Żydów niezbędne do odprawienia modłów. Return
- adar dwunasty miesiąć kalendarza żydowskiego.Miesiąc pomyślności i wesela.Na czternastego dnia miesiąca adar przypada radosne święto Purim. Return
- Symches Tojre jid.Radość Tory.Zwyczaj uroczystego zakończenia rocznego cyklu czytania Tory Return
- mojel-jid.człowiek dokonujacy obrzezania Return
- szojchet-specjalista dokonujący uboju rytualnego Return
- szachris modlitwa poranna po nastaniu świtu Return
- musef jid.dodatkowa modlitwa odmawiana po szachris Return
- Rosz-cha-Szana-hebr.początek roku (W Polsce- Święto Trąbek) Return
- Koł nidrej jid.modlitwa poprzedzająca modlitwy wieczorne w przededniu Jom Kipur(Dzień Pojednania) Return
- hachszara -ośrodek przygotowawczy dla przyszłych osadników ,którzy mieli emigrowac do Palestyny Return
- alija imigracja Żydów do Palestyny Return
|
JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of
the translation. The reader may wish to refer to the original material
for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.
Ryki, Poland Yizkor Book Project JewishGen Home Page
Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 25 Feb 2017 by MGH