|
[str 41-50]
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla
>
|
|
Ryfka PERKAL |
O ile dobrze pamiętam w Garwolinie mieszkało o wiele więcej chrześcijan niż Żydów, którzy w miasteczku tworzyli jakby jedną rodzinę.Jeden wiedział, co dzieje się u drugiego.W mieście nie było bogaczy, ani żadnej fabryki a tylko rzemieślnicy:krawcy, szewcy, stolarze, czapnicy i inni. Wszyscy oni obsługiwali mieszczan i chłopów z okolicznych wiosek.Niektórzy rzemieślnicy mieli po dwóch lub trzech czeladników a inni pracowali sami.Byli także tzw.wojskowi krawcy, którzy utrzymywali się z szycia mundurów dla pułku stacjonującego na przedmieściach Garwolina.Mieszkali oni na placu, który nazywano Przy koszarach.Przypominam sobie dwóch z nich: Dawida Blanka i Szmuela Dinera.
Większość mieszkańców okolicznych wiosek przychodziła do Garwolina raz w tygodniu, w środę, która była dniem targowym.Przywozili na sprzedaż swoje artykuły:masło, jajka, kurczaki, byczki a także warzywa, owoce i zboże.Żydzi skupowali ziarno i następnie sprzedawali je hurtownikom, którzy z kolei wywozili wszystko do Warszawy lub do innych większych ośrodków handlowych.Żydowscy kupcy w każdy wtorek wieczorem a nawet jeszcze w środę rano biegali za bezprocentowymi pożyczkami, aby móc kupić towar i zarobić kilka złotych.
Po sprzedaniu swoich artykułów wieśniacy kupowali w sklepach to czego potrzebowali w gospodarstwie.I tak działał handel w miasteczku.Prawie wszystkie sklepy dookoła rynku były żydowskie.Na dzień targowy czekano cały tydzień.Wśród właścicieli sklepów byli także i bogaci ludzie, ale tych było naprawdę mało.Większość właścicieli była biedakami.
W Garwolinie było wyjątkowo dużo mełamedów[1]. Zapamiętałam nazwiska niektórych z nich.Zacznę od mełameda dla najmłodszych dzieci, Małego Mojszele(jego żonę, która uczyła dziewczynki nazywaliśmy Chroma Sora).A tak był Jankew Ber (uczył także pisać)Meir Fetles, Gerszon Ber, Jankew-Szlojma, Meir-Josel, Herszel-Sojfer, Jankew Lozer, mełamed Welwel, mełamed Lejbel, Icchok Heines, Arn Josef.Wiem, że było ich jeszcze więcej.
Byli to ludzie, którzy żyli w biedzie, ale do nikogo nie mieli o to pretensji, a już na pewno nie do Najwyższego.Co rano odmawiali Ani mamin[2] z wielką żarliwością.Przypominam sobie, że mój ojciec odmawiał Ani Maamin, tonem niezwykle serdecznym, z wielkim uczuciem akcentując każde słowo:Ani maamin be-emuna szlema...
Pamiętam wiele ciekawostek o tamtych ludziach ale zabrałoby to wiele czasu i miejsca.A także wymagałoby trochę większego talentu do pisania.W miasteczku było dużo chasydzkich sztybłów[3]: grójeckich, parysowskich, kozienickich, dęblińskich(modrzyckich), kołbielskich, aleksandryj
skich, radzyńskich.Nie pamiętam czy był kocki sztybł.Biorąc pod uwagę wielkość miasteczka to tych sztybłów było bardzo dużo.Natomiast mało było uczonych chasydów, znawców Tory.Można ich było policzyć na palcach.Pamiętam, że mój tata opowiadając o uczonych w piśmie, wspominał Szaję Muchaza, Mejera Lozera, Perla Motla, Arona, syna Herszla-Josefa, Małego Joska, Szyję, Izraela-Dawida i Dawida Perle-Motla.Mówiło się także, że Icchok Hejnez był uczonym Żydem.
Byli jeszcze tacy Żydzi, którzy potrafili studiować, ale nie byli uczonymi w Torze.O garwolińskim rabinie mój ojciec często mówił:Jest wielkim pobożnym autorytetem, ale przeszkadza mu to przy wydawaniu wyroków.
Na szabas miasteczko cichło i spokój było widać na twarzy każdego.Zrzucano z siebie brzemię codzienności i wszyscy odpoczywali.
Pamiętam, że na naszym podwórku mieszkał woziwoda Mejer Szyszka.Nie umiał powiedzieć:jedną wodę, dwie wody a mówił jeden woda.dwa woda.Dwie wody kosztowały 3 grosze a jedna 2 grosze.Jego żona także nosiła wodę.Mieli dwie córki.Starsza, która nie widziała na jedno oko, również im pomagała.Ta młodsza była jeszcze małą dziewczynką.Cała rodzina nie umiała nic innego jak tylko nosić wodę, ale kiedy przyszedł piątek, żona i córka odstawiały wiadra i zaczynały przygotowania do szabasu.Również Mejer Szyszka odstawiał wiadra i przygotowywał się do powitania szabasu.Zakładał szabasowe ubranie i ochoczo kroczył do bejt-midraszu na modlitwę.Z pewnością nie umiał się modlić.
Pewnego piątku, po zapaleniu świec, zerknęłam w ich okno.Mieszkanie było zamiecione a podłoga posypana swieżym piaskiem.Na stole przykrytym białym obrusem, paliły się dwie świeczki w miedzianych świecznikach a obok leżały leżały dwie chały przykryte serwetą.Stała także flaszka i szklanka.Nie wiem, co było w tej butelce, gorzałka czy wino.
Matka i dziewczynki ubrane szabasowo siedziały w milczeniu zapatrzone w palące się świece i czekały na powrót ojca z modlitwy.Drobnymi krokami, z rękami założonymi do tyłu, wracał z modlitwy rozmarzony Meir Szyszka..Kto wie, o czym myślał.Może o szabasowej kolacji, na którą oszczędzali cały tydzień?
Tak wyglądał szabas w miasteczku.
Muszę jeszcze wspomnieć o kobietach, które pomagały tym, którzy nie mieli na szabas.Były to: Ryfkele, żona Jechiela Szamesa i Mirjam, żona Izraela-Mejera Millera.Imion innych kobiet nie pamiętam.One zawsze wiedziały, kto jest w potrzebie.Ludzie już wiedzieli co muszą przygotować, kiedy przyjdzie Ryfka-Leja, żeby nie musiała długo czekać.
Przypomina mi się jedna ciekawostka z tamtych czasów.Kiedy bejt-midrasz nie był jeszcze ogrodzony i bardzo zaniedbany, prawie że ruina., na jego podwórku pasły się wszystkie kozy z miasta.Magistrat zobowiązał gminę do wyremontowania bejt-midraszu.Należało go ogrodzić płotem albo całkiem rozebrać.Wtedy gmina zaraz znalazła pieniądze.Ogrodziła i wyremontowała bejt-midrasz.Zamówiła nowy aaron-kodesz[4] z dwoma wyrzeźbionymi lwami i wymalowała na ścianach 12 znaków zodiaku.Odnowiony bejt-midrasz robił wielkie wrażenie i ludzie chodzili tam, aby zachwycać się jego pięknem.
Raz nawet sama poszłam go obejrzeć.Zrozumiałe, że w porównaniu z tym jak wyglądał przed remontem oraz według miejscowego pojęcia piękna obowiązujacego w miasteczku, wygląd jego był imponujący.Spotkałam tam trzy siostry: Chaję, Etę i Lejcze, córki Perly i Motla.Należały one do kobiet zamożnych.Nigdy nie zapomnę tego z jaką egzaltacją , i jakimi błyszczącymi oczyma patrzyły na aaron-kodesz i jego zasłonę.Gratulowały sobie, że mają szczęście widzieć odnowioną świątynię.Pomyślałam, że to nie samo piękno bejt-midraszu ale ich głęboka wiara spowodowała ich zauroczenie.Ten moment pozostał na zawsze w mojej pamięci.
W Garwolinie nie było żydowskiej biblioteki.Dopiero podczas okupacji niemieckiej w 1916 roku zaczęto taką organizować.Wtedy rozpoczął się renesansowy okres ożywienie młodzieży garwolińskiej.Wielka chęć poznawania literatury zmusiła młodzież do założenia biblioteki.Do Garwolina powrócili z Warszawy Arn Hochberg i Beryl Ambaras, syn Chany-Bejle i to oni właśnie byli inicjatorami założenia biblioteki.W jej organizowaniu pomagali także pracownicy drukarni Arn Grosfeld i Jankel Waldbojm.
W miasteczku zapanował niepokój.Żydzi obawiali się, że czytanie bezbożnych książek może przynieść nieszczęścia ! Należałoby tutaj wspomnieć Abrahama Wódkę, jednego z pionierów organizowania biblioteki.Wcześniej sam miał piękną bibliotekę z której często pożyczał książki.Pierwsza książka, którą przeczytałam pochodziła właśnie z jego księgozbioru.
Wypożyczanie książek z biblioteki nie było takie proste.Należało najpierw wpłacić kaucję, która była gwarancją za ewentualne uszkodzenie książki.Samo wypożyczenie nic nie kosztowało.Po książki przeważnie nie chodziłam osobiście, aby nie złapano mnie na popełnianiu przestępstwa. Moja koleżanka Mirjam Hochberg była odważniejsza i wypożyczała książki rownież i dla mnie .Z czytaniem też nie było łatwo.Musiało się to robić po kryjomu .Chodziłam czytać do mojej kuzynki Chany(siostra Zisze Nochgelda), córki Herszla Sojfera.To u niej miałam swoją czytelnię.Przy najmniejszym skrzypnięciu drzwi natychmiast chowałam książkę.Pewnego razu moja matka przybiegła, aby zobaczyć co robię u kuzynki.Oczywiście, zanim jej otworzyli drzwi, zdążyłam schować książkę.Matka rozglądała się i nawet próbowała czegoś szukać....Później dowiedziałam się, po co tak naprawdę przyszła....
Mój ojciec był częstym gościem u Mojszego-Hirsza Rapaporta.Łączyła ich przynależność do tych samych chasydów.Jego syn uczył się u mojego ojca.Pewnego razu ojciec zauważył, że córka Mojszego-Herszla czyta książkę.Na jego docinki że czyta bezbożne książki a bezbożnymi książkami były wszystkie, bez względu na autora odpowiedziała:Pilnujcie raczej aby wasza Ryfka tyle nie czytała, bo w mieście się mówi, że przeczytała już ponad sto książek.
To dlatego moja matka przyszła do Chany Sojferta, Herszela, aby znaleźć tę setkę książek.Tata zrozumiał, że jeżeli tej setki książek nie ma w domu, to na pewno musi być u Chany.
Ale to wszystko było jeszcze przed darowaniem Tory, i jeszcze przed założeniem biblioteki.Muszę dodać, że ojciec Abrahama Wódki, kamasznik Nossen, był Żydem maskilem[5] i sam czytał gazety i książki.
>
|
|
Grupa działaczy społecznych z Garwolina |
Otwarcie nastapiło na szabas.Pierwszymi odważnymi dziewczętami, które przekroczyły próg biblioteki były:Ryfka córka Icchoka, Hejna i Mirjam Hochberg.My wchodziłyśmy ukradkiem rozglądając się dookoła, czy aby ktoś nas nie zauważy.Moja siostra Jochcze odważyła się przyjść dopiero po kilku dniach.W domu nie mogliśmy powiedzieć, że chodzimy do tego nieczystego miejsca, bo tak całe miasto nazywało naszą bibliotekę.
Wkrótce wokół tych starszych panien i kawalerów wybuchł skandal.Raz przy szabasowym stole ojciec zwrócił się do mnie: Ryfka, proszę cię, nie zadawaj się z tym towarzystwem.Muszę ci powiedzieć, że mam już tego dość.
Szczerze mówiąc zrobiło mi się trochę żal ojca, ale nie mogłam na to nic poradzić.Wtedy już pracowałam i miałam własne pieniądze.Spory między rodzicami i dziećmi w miasteczku były rzeczą normalną.Moi rodzice bardzo to przeżywali.Pewnego wieczoru moja matka słysząc wymyślania i przekleństwa sąsiadek na to nieczyste miejsce postanowiła pójść zobaczyć, czy są tam również i jej córki. Ponieważ wszyscy siedzieli wokół stołu pochłonięci czytaniem, weszła niezauważona do środka.
Pierwszą dostrzegła siostrę i bez słowa uderzyła ją dwa razy w twarz.W powstałym zamieszaniu zauważyła również i mnie i trzęsąc się ze zdenerwowania wykrzyknęłą Ryfka ty też jesteś tutaj? Razem z matką wróciłyśmy do domu.
Rano mama powiedziała, że zdziwiła ją ta cisza w w bibliotece.Ciężko oddychając powiedziała: Wszyscy siedzieli zatopieni w książkach.Ale żeby to tylko nie były te bezbożne książki!.
Cały czas przybywało czytelników i rozwijała się działałność kulturalna.Czytano i dyskutowano o przeczytanych książach.Dokupowano nowe i czasopisma.Najaktywniejszym w tym był Abraham Wódka.
Była to naprawdę szlachetna i kulturalna działalność.Bardzo dużo nam pomagali państwo Ochberg, którzy dojeżdżali z Warszawy.Będąc inteligentami (on inżynier elektryk, ona nauczycielka) pomagali nam nie tylko w przygotowaniu prelekcji z literatury, nauk przyrodniczych i języka polskiego, ale także użyczyli nam swojego mieszkania, po tym jak polski właściciel na interwencję naszych rodziców, wypowiedział nam lokal.
Organizowaliśmy tzw. pudełkowe wieczory.Od czasu do czasu zapraszaliśmy znanych prelegentów.Pierwszym bym znany pobożny myśliciel, późniejszy męczennik Hilel Zeitlin[8]. Na jego prelekcję o temacie żydowsko-historycznym przyszły tłumy publiczności.Był to wielki sukces.Natomiast dla miejscowych fanatyków autor był heretykiem.Uma Lewental, utalentowana córka Icchoka Felczera, wraz ze swoim narzeczonym pomogła nam zorganizować kółko dramatyczne.Również pomogła nam Rosa Najman.Z naszym kółkiem dramatycznym współpracowali także:Beryl Ambaras, jego kolega z Warszawy Majzelman a także żona Berla, jego siostra, Mojsze-Jechiel Fajgenbojm, Arn i Mirjam Hochberg i Jochcze Lewin.Po tym jak Hochbergowie powrócili do Warszawy, przeprowadziliśmy się do ich mieszkania i nasza działalność jeszcze bardziej się rozwinęła.
Młodzież klasy średniej nie chciała się zgodzić na współpracę z młodzieżą robotniczą, chociaż ta stanowiła w bibliotece większość.Fakt, że byliśmy pod wpływami Bundu nie był również przez nich akceptowany.Pewnego razu kiedy przyszliśmy do biblioteki, zobaczyliśmy puste półki, bez książek.Od właściciela lokalu dowiedzieliśmy się, że to bogatsza młodzież ukradła nam książki, ponieważ chce utworzyć własne kółko kulturalne.Kradzież była w mieście skandalem.Oprócz tego przekonali właściciela lokalu, że nas nie będzie stać na zapłacenie czynszu i sami mu zaproponowali za wynajem podwójną cenę.Do tej pory płaciliśmy z góry za kilka miesięcy a teraz właściciel chciał od nas czynsz za cały rok.Jego rządaniom nie mogliśmy sprostać.Nie udało się nam również znaleźć innego lokalu.W ten sposób zlikwidowano pierwszą żydowską, ludową bibliotekę.Z wykradzionymi książkami naprawdę utworzono kółko kulturalne a my kontynuowaliśmy swoją działalność w prywatnych mieszkaniach.Raz u Aarona Grosfelda, to znów w domu szewca Gniewoszewskiego a latem spotykaliśmy się za miastem. Jankiel Waldbojm przekonywał nas, abyśmy zostali członkami kółka kulturalnego.Zastanawialiśmy się, że Skoro nas teraz chcą, to dlaczego się od nas wyprowadzili? Wyraziliśmy zgodę na ponowne połączenie pod warunkiem, że przyjmą wszystkich bez wyjątku.Na to nie wyrazili zgody, bo bali się, że zostaną mniejszością.Zaproponowali aby wstąpili tylko nasi najaktywniejsi.
Po pewnym czasie wyraziliśmy zgodę i przyłączyliśmy się do kółka kulturalnego, ale nadal prowadziliśmy swoją działalność.Oni, tak jak to było do przewidzenia, nie chcieli zaakceptować nas wszystkich.Z czasem, kiedy było nas więcej, przyjęli znów kilkoro ale nie wszystkich.Chociaż wszyscy mieli wstęp wolny , nie każdy mógł zostać członkiem koła.
Kiedy my dołączyliśmy do koła, jego działalność znów się ożywiła. Zaczęto organizować różne spotkania, działało kółko dramatyczne i wystawiano przedstawienia.Ponieważ nasi koledzy nie byli członkami koła , nie mogliśmy uczestniczyć w Radzie koła.Naszą działalność partyjną oraz działalność grup Bundu prowadziliśmy poza kołem.Nasz zarząd postanowił wynająć własny lokal.
Przygotowywaliśmy się do tego zbierając pieniądze i szukając odpowiedniego pomieszczenia.Poinformowaliśmy o tym koło i zażądaliśmy równego podziału książek.Nasze żądanie zostało odrzucone.Mogliśmy się od nich odłączyć ale bez książek.Nie mając możliwości wyboru odpłaciliśmy się im w taki sam sposób.Nasi towarzysze wypożyczyli książki i już ich nie oddali.
W taki sposób zdobyliśmy sporą ilość książek.Udało się nam także znaleźć lokal i rozpoczęliśmy działalność Grosser Klubu.Uma Lewental była jedną z nas i to w jej domu mieliśmy próby kółka dramatycznego.Również Abraham Wódka był z nami.Rozpoczęliśmy kursy wieczorowe i w miarę możliwości prowadziliśmy dość aktywną działalność.Z naszym odejściem z klubu kulturalnego, stowarzyszenie wkrótce upadło.A my dokupiliśmy więcej książek i mieliśmy już naprawdę bogatą bibliotekę.
Pewnego dnia przyjechała policja, aresztowała naszych towarzyszy:Aarona Grosfelda i Hersza Rozenberga i odwiozła ich do Lublina.Boleśnie odczuliśmy to aresztowanie.Kiedy interweniowaliśmy u starosty, to powiedział, że nie ma z tym nic wspólnego.Spodziewaliśmy się rewizji, którą rzeczywiście zrobiono w klubie kulturalnym.Wysłaliśmy naszego towarzysza Henryka Erlinga do Warszawy, aby interweniował u odpowiednich władz.Po miesięcznym pobycie w więzieniu nasi towarzysze zostali zwolnieni.Bardzo się ucieszyliśmy i wznowiliśmy naszą działalność.
>
|
|
Szkoła Ludowa w Garwolinie |
Złożyliśmy wniosek do Warszawy o pozwolenie na otworzenie żydowskiej szkoły.Otworzyliśmy ją w pomieszczeniach klubu kulturalnego, które najbardziej nadawały się na szkołę.Po pierwszym ogłoszeniu wielu rodziców zapisało swoje dzieci.Ich liczba przeszła nasze oczekiwania, ale nie mogliśmy wszystkich przyjąć.Sprowadziliśmy z Otwocka nauczycielkę Krymilowską, którą dzieci bardzo pokochały.Wszystko wspaniale się układało.Przypominam sobie jedno zdarzenie.Jak już wspominałam, często mieliśmy godziny przyrody z Hochenbergiem.Pewnego dnia w szabas, wracając po lekcji przyrody do miasta, spotkaliśmy grupę kobiet, które spacerowały po szabasowej drzemce.Ja i Jochcia szłyśmy obok Hochenberga, który cały czas komentował lekcję.Z przeciwka zbliżyły się trzy siostry Ziskinda.Jedna z nich nie mieszkała w Garwolinie, i tylko przyjechała w odwiedziny.Kiedy się mijaliśmy jedna z tych sióstr powiedziała:Widzisz, to są dziewczęta Ety Szejndli-Malki i jak oparzona schowała twarz w dłonie wołajac:Nie daj Boże!To kara Boża! Muszę dodać, że z nami była również żona Hochenberga.
Jak wielki fanatyzm panował w miasteczku pokazuje fakt, że wskutek donosów odebrano nam pozwolenie na prowadzenie biblioteki.Donosy nie były natury politycznej ale religijnej.
Oprócz lokalu w którym prowadziliśmy swoją działalność, korzystaliśmy jeszcze z domu Chany-Bejli, tkaczki, matki Beryla Ambarasa.Była to wierząca, pobożna kobieta.Wiedziała, że nie robimy nic złego.Jej córka Chaja była aktywna w naszym kółku dramatycznym.Potem zamieszkała w Warszawie, gdzie zginęłą wraz z mężem i dwiema dorosłymi córkami.Starsza córka Chaji w chwili śmierci miała 18 lat.Brała aktywny udział w powstaniu w gettcie oraz później jako partyzant w lesie.Zginęła razem ze swoim kolegą i czterema innymi partyzantami.Będąc w 1946 roku w Warszawie na obchodach rocznicy powstania w gettcie, odwiedziłam w lesie mogiłę sześciu partyzantów, między którymi były i prochy Fajgele Goldsztajn, córki Chaji.
>
|
|
Na górze: Szmuel RUSZNIEWSKI, Sara KIELMAN, Rochla ANGLISTER, Tojwa TYKOCIŃSKI, Josza SOKÓŁ, Rochla ZYLBERMEL, Lejbusz SZAJN, Chaja ZYLBERMEL, Chana ROZENBERG, Rochla BLAS (córka Mejera), Symcha KARPMAN, Sora BLAS, Chaja BLAS, Meir BOROWSKI, Hinda BLAS, Leja ZYLBERMEL, J. BOREK |
Poza prowadzeniem zajęć szkolnych, działaliśmyw powołanym przy Grosser Klubu związku zawodowym.Domagaliśmy się zwiększenia płac, a nawet strajkowaliśmy.Działaliśmy aż do wybuchu wojny polsko-sowieckiej.
Trudno znaleźć słowa aby opisać uczucia jakich doznaliśmy po wybuchu Rewolucji Pażdziernikowej oraz później w czasie wojny polsko-bolszewickiej. Może wymagałoby to większego talentu pisarskiego, ale to nie jest to najlepsze miejsce na opisywanie tamtych burzliwych czasów Powszechna mobilizacja ogłoszona przez rząd polski, wstrzymała działanie grupy Bund.W grupie pozostało tylko piętnastu najmłodszych członków.Byłam w tej grupie najstarsza.Beryl Ambaras wtedy już nie mieszkał w Garwolinie, a Arn Hochberg mieszkał w Pilawie.Z mężczyzn pozostało jedynie kilku siedemnastolatków.Mimo tego staraliśmy się kontynuować naszą działalność.
W miarę zbliżania się bolszewików do Garwolina zdecydowaliśmy sie w końcu przerwać naszą działalność.Polacy uważali , że jesteśmy winni sukcesów Armii Czerwonej i patrzyli na nas jak na zdrajców.Obawialiśmy się ataków z ich strony.
Po zamknięciu klubu często spotykaliśmy się w naszym domu.(ja i siostra Jochcze nie mieszkałyśmy z rodzicami).Nie wiedzieliśmy jak zachowa się Bund w stosunku do bolszewików..Po ich wkroczeniu do Garwolina razem z Kalmanem Millerem(dzisiaj we Francji) oraz Herszem Rozenbergiem wynajęliśmy dwie łódki, wzięliśmy dwie talie kart i przepłynęliśmy na drugą stronę Wisły[9]. Udając, że gramy w karty zastanawialiśmy się jak przyjąć bolszewików.W Garwolinie był właśnie Arn Hochberg, który popłynął z nami a także i nauczycielka Krymlowska.Zdecydowaliśmy wysłać delegata do Warszawy po instrukcje.Delegatką została moja siostre Jochcze.Działo się to jakieś 10 czy 12 dni przed kapitulacją Garwolina.Droga do Warszawy była trudna i niebezpieczna.Ponieważ pociągi były pełne wojska podróżowano także na dachach wagonów.
Panowała nerwowa atmosfera.Po ogłoszeniu mobilizacji mężczyźni powyżej 18-tego roku życia nie pokazywali się na ulicy, bo łapano ich do wojska i do różnych prac.Bardzo trudno było kogoś w Warszawie spotkać.Po kilku wizytach w Gross Klubie udało się siostrze spotkać członka Rady Głównej młodzieżowej organizacjiBund, Szolema Herca(dzisiaj w New Yorku).
Poinstruował, że należy witać bolszewików przyjaźnie ale z rezerwą chociaż do czasu zanim oni nie przejmą organy państwowe.To oznaczyło, że nie było pewności czy w ogóle taka władza powstanie.Jeżeli by się tak stało to należałoby się starać o objęcie jakichś stanowisk.Jochcze wróciła z Warszawy we wtorek rano ostatnim kursującym pociągiem.Ponieważ prasa przez dłuższy okres czasu nie docierała do Garwolina, Hochberg uważał, że Jochcze jakąś przywiezie.Przyszedł pod nasze okno zapytać czy Jochcze przyjechała i czy przywiozła jakieś gazety.Podaliśmy mu przez okno gazety.Nasz dom był czujnie obserwowany.Po aresztowaniu Hochberga pytano go na przesłuchaniach jakie to dokumenty dostał przez okno od Lewinów.
W piątek o 12-tej w południe bolszewicy wkroczyli do Garwolina.Spotkaliśmy się z czerwonoarmiejcem, który był buddystą.Umówiliśmy się z nim na spotkanie w sadzie u Efraima Sznajdera, ojca Izraela Klejtmana.Czerwonoarmiejec rzeczywiście przyszedł i przedstawił niewesołą sytuację Bundu w Rosji.Powiedział, że: Ten Bund u nas to piąte koło u wozu.Wtedy serca zabiły nam mocniej.Zaraz w piątek zebrała się nasza grupa i dyskutowaliśmy do trzeciej nad ranem bo było o czym dyskutować.Jeden z towarzyszy zażartował:Odsuńcie się dalej od okien bo jaki szejget[10] może rzucić kamieniem.
W sobotę wieczorem bolszewicy zwołali wszystkich mieszkańców na świński rynek.Przemawiał Rosjanin a Polak tłumaczył.Spotkanie zakończyło się odśpiewaniem Międzynarodówki.W niedzielę rano usłyszeliśmy, że Bolszewicy powołują organy władzy cywilnej jakiś Rew-kom i inne komy.
Zgodnie z instrukcją z Warszawy posłaliśmy do 'Rew-komu nauczycielkę Krymilowską.Nie pamiętam, jakie jeszcze stanowiska miała nasza grupa obsadzić.Tego samego dnia naradziliśmy, się co robić z pustymi mieszkaniami po ewakuowanych właścicielach.Zdecydowaliśmy, że dom rejenta z ogródkiem przeznaczymy na szkołę ludową a budynek Banku Miejskiego na nasz klub.
>
|
|
Dom na ul. Kościuszki , koniec ul. Długiej |
Zdecydowaliśmy także wydać odezwę na zredagowanie której umówiliśmy się na spotkanie na poniedziałek o szóstej rano.Kiedy odezwa była gotowa towarzysze Kalmer Miller i Herszele Jedwab mieli odnieść ją do drukarni a ja z Herszem Rozenbergiem mieliśmy zająć się wolnymi lokalami.
Po drodze spotkaliśmy Komendanta Policji, pepeesowca, który poparł nasz plan o zajęciu pustych lokali aby nie zajęły ich osoby prywatne bo potem byłoby trudno je wyprowadzić.
Budynek banku był zamknięty a dozorca z kluczami przebywał jeszcze w domu.Odeszliśmy umawiając się na popołudnie.Trudno mi opisać z jakimi uczuciami szliśmy przejmować budynek dla Grosse Klubu.Nie mogłam w to uwierzyć i myślałam, że to sen.Wydawało się nam, że unosimy się w obłokach-bez sputników.Ale to trwało bardzo krótko! Coś przekąsiłyśmy i zasiadłyśmy do szycia.Nagle moja siostra się odezwała:Rywko, wydaje mi się, że słyszałam wystrzał! Skąd wiesz?Może ktoś rzucił kamieniem- odpowiedziałam niepewnie Kto by teraz strzelał?.Kiedy skończyłam szyć usłyszałam nieustające, głuche trzaski.Czy to naprawdę były strzały?
Za chwilę strzały było słychać coraz wyraźniej i nie było żadnej wątpliwości, że zbliża się Armia Polska.
Kiedy wyszłam na ulicę, zobaczyłam jak Rosjanie uciekają w popłochu.Wystrzały były coraz częstsze i głośniejsze.Wtedy ja również spanikowałam.
Mieszkaliśmy w tym samym domu co i rodzice Zysze Nochgelda.Nie mówiąc nic siostrze poszłam do Zysze.Był całkowicie załamany i mówił, że jesteśmy wszyscy zgubieni.Kdybym miał pistolet to bym się zastrzelił cały czas powtarzał Wolałbym się sam zastrzelić niż być przez nich zastrzelony Próbując go uspokoić zażartowałam:Poczekaj jeszcze trochę.Nie strzelaj.M asz jeszcze czas.
Powiedziałam abyśmy skoczyli do Jankla Waldenbojma poradzić się co mamy robić. Zapomnieliśmy, że Waldebojm był jeszcze w pracy.Pobiegliśmy do niego nie zwracając uwagi na strzelaninę.Kulki latały nam nad głowami.Skradaliśmy się wzdłuż ściany i do dzisiaj nie rozumiem jak nam udało się nam wyjść z tego cało.
Waldbojm mieszkał wtedy u fryzjerki Chajele , w domu chrześcijanina.Przywitanie Chajele nas całkowicie zaskoczyło.Powiedziała że swoim przyjściem sprawiamy jej kłopot, że chrześcijanie ją za to ukamieniują.Oni się modlą aby ich armia wróciła a my tu przychodzimy na tajne zebranie!
Nie było już odwrotu, więc zostaliśmy.Za chwilę zobaczyliśmy z okna polskich żołnierzy napewno był to zwiad.Zaraz potem żołnierze, w towarzystwie kilku chrześcijan oraz szynkarza , prowadzili Zelmana Mendla.Przeprowadzili go przez świński rynek za miasto i za chwilę usłyszeliśmy kilka strzałów.Zrozumieliśmy, że to zastrzelono Zelmana Mendla.Wkrótce przybiegła z płaczem jego rodzina.
Później przyszła nauczycielka Krymilowska, która w czasie strzelaniny była z dziećmi w szkole, potem odprowadziła je do domów.Kiedy szła do nas, zatrzymała ją milicja obywatelska.Zaraz zjawił się także i ich komedant.Wytłumaczyła mu, że jest nauczycielka w szkole żydowskiej i w czasie strzelaniny była z dziećmi w szkole, potem odprowadzała je do domów a teraz wraca do domu.Komendant ja puścił.
W drodze do domu zatrzymałam się u rodziców Winokura, aby im powiedzieć, że ich syn się ukrywa.Zaszłam także uspokoić rodziców Zysze, który także ciągle się ukrywał.Jego matka powiedziała, abym nie szła do domu , bo u nas była rewizja.Moja siostra też nie była w domu w czasie rewizji, była u rodziców.
Nazajutrz Rochla Lewis (dzisiaj w New Yorku) powiedziała nam kogo aresztowano.Byłam pewna, że mnie i siostrę też zatrzymają i tak się stało.Nie miałyśmy się gdzie ukryć.Wszyscy chrześcijanie nas znali i wiedzieli gdzie mieszkają nasi rodzice.
I tak było aż do czwartku.W czwartek rano nas aresztowali.Byłyśmy na to przygotowane.Garwoliński areszt ewakuaowano i nas zakwaterowali w prywatnym budynku opuszczonym przez właścicieli.Tam spotkaliśmy aresztowanych przed nami.Wyglądało na to, że byłyśmy ostatnie na liście.Po godzinie wszystkich wyprowadzono.W mieście szerzyły się pogłoski, że nas rozstrzelają.Było nas około piętnastu osób:Kalman Miller, Meir-Szolem Brukarz, Jankel Waldbojm, Szlojma Winokur, Ber Lewi żelazne głowy:, Hil Herc, Hil Roterman a z dziewcząt:ja i moja siostra, Chasze córka Icze-Bera oraz córka Mejera Lybszyca.Nie wiem czy fryzjerkę Chajele aresztowali tego samego dnia, ale była także z nami.Innych nazwisk już nie pamiętam.
Pogłoski, że nam grozi rozstrzelanie wywołały w mieście wielką panikę.Rodziny aresztowanych przybiegły się pożegnać.Przyszły również i nasze siostrzyczki Szejndla i Heina.Naszym aresztowaniem narobiłyśmy im wstydu.Nasza biedna matka nie przyszła.Tata oczywiście także.Bo to taki wstyd!
Matka Mejera Szlamy Brukarza przyniosła mu tifilim, mówiąc:Weź ten tefilin[11] i, bądź Żydem! Nie pamiętam czy wziął.
Prowadziła nas milicja obywatelska i jeden z Obrony.Był upalny dzień i szosa dęblińska była pełna wojska.Na pytanie przejeżdżających oficerów nasi strażnicy odpowiadali, że prowadzą nas do pracy.
Droga była ciężka, padaliśmy ze zmęczenia.Kiedy przechodziliśmy przez wioskę, konwojent nam podpowiedział abyśmy wynajęli dwie furmanki.Zebraliśmy trochę pieniędzy, za które wynajęliśmy dwie fury.
Kiedy dowódca konwoju poszedł po te furmanki, akurat przejeżdżała policja garwolińska.Jeden z policjantów rozpoznał wśród aresztowanych Hila Herca i zapytał Jak to się stało, że cię aresztowali?
Hil Herc podszedł do policyjnej furmanki i poprosił policjanta aby przekazał wiadomość jego rodzicom.Kiedy pisał kartkę, nadjechało dwóch wysokich stopniem wojskowych i jeden z nich krzyknął Dlaczego skazanym pozwala się pisać! .Wymierzył policjantowi siarczysty policzek i zaraz odjechał.
Policjant, który dostał w twarz kazał Hilowi Hercowi położyć się na ziemię a swojemu koledze rozkazał abywsadził mu pięć kulek!.
Wszyscy podnieśliśmy krzyk.Policjant zaczął bić batem Hila a potem nas wszystkich po głowach.Na szczęście nie strzelał.Mnie jakoś te ciosy ominęły.Każdy uderzenie batem przecinało skórę.W tym czasie przyjechał dowódca konwoju z furmankami.Opowiedzieliśmy mu co się stało w czasie jego nieobecności.Był to mądry człowiek i nas zrozumiał. Powiedział, że kiedy drogi są pełne wojska nie powinno się pozwalać na pisanie.
Szczęśliwi, że wyszliśmy z tego tylko poturbowani usadowiliśmy się na furmankach.
Po drodze znów spotykaliśmy żołnierzy.Poradzili naszemu dowódcy abyśmy nie jechali główną drogą, tylko bocznymi.Pojechaliśmy boczną droga do małego lasku.Wszyscy się bali i milczeli.Ja również się przestraszyłam, ale żeby ludzi pocieszyć powiedziałąm coś , w co sama nie wierzyłam:Na pewno nas wiozą na nocleg do wioski.Jadąc dalej zauważyliśmy światło w oknach chaty, w której naprawdę przenocowaliśmy.
Rano po umyciu się w pobliskiej rzece znów usiedliśmy na furmanki.Eskortujący nas powiedzieli, że wracamy do Garwolina.Doszliśmy do wniosku, że taką decyzję podjęto po rozmowie naszego strażnika z członkami Obrony, którzy jechali z Garwolina.Pierwszą osobą, którą zobaczyliśmy w mieście była matka Kalmana Millera, która powiedziała, że starosta już wrócił do Garwolina i, że to właśnie on kazał nas przywieźć spowrotem.
Nasz powrót do miasta spowodował wielkie poruszenie.Na rynku, gdzie się zatrzymaliśmy było pełno wojska i cywilów.
Nie było tam żadnego Żyda.Ludzie zaczepiali nas a przeważnie dziewczęta.Nasz strażnik zorientował się , że nie da sobie sam rady i odprowadził nas na szosę, za dom Szyji , syna Izraela-Dawida.
Gdy się zorientowaliśmy, że nas prowadzą do lasu, niektórzy wybuchnęli płaczem a inni dostali spazmów.Próbowałam ich znów uspokoić, ale bezskutecznie.Nasi rodzice od razu o wszystkim się dowiedzieli i przyjechali.Każdy z nich coś tam przyniósł.Pozwolono z nami porozmawiać.Kierownik konwoju się uspokoił i poszedł po instrukcje.Po chwili wrócił i rozkazał aby nas odprowadzono do miasta.W drodze powrotnej zauważyłam swoja matkę, stojącą na poboczu z oczyma pełnymi łez.Nasze spojrzenia się spotkały i ja również się rozpłakałam..Zauważyli to pozostali i napewno się przestraszyli bo uznali, że jeżeli ja płaczę to naprawdę musi być z nami źle.Po pewnym czasie zrozumieli, że mój płacz nie musi być złym znakiem.
Zaprowadzili nas do pustego budynku gdzie zostaliśmy do wieczora.Pozwolono na widzenie z bliskimi.Wieczorem odprowadzili nas do aresztu, który był pełen schwytanych bolszewików.W kobiecej celi spotkaliśmy naszą nauczycielkę i o ile pamiętam Chajele, córkę Chany-Bejli.Tylko nie pamiętam czy została aresztowana z nami czy poźniej.Na przesłuchaniu spotkaliśmy aresztowanego również Chaima Meira Rozenberga.Po przesłuchaniu zwolnili Chajele, Jankela Waldbojma , Chawciu, córkę Meiera Lifszyca, Jechiela Herca i Chaima-Meiera Rozenberga.Pozostałych trzymano jeszcze dwa tygodnie.Później nas wieźli przez Dęblin, Lublin, Kraków do Dąbie[12] gdzie siedzieliśmy jeszcze rok.Nasz pobyt w różnych miejscach nie był taki łatwy jak sie wydaje i można by napisać o tym książkę.Niestety to byłoby ponad moje możliwości..
>
|
|
A. LIPSKI, Lejbel ROZENBERG, Kajla HOCHBERG, Lejbel MOKOTOW, Szlojma ZYLBERMEL, Meir BOROWSKI, Kajla SZAJN, Izrael SOKÓŁ, Rochla BLAS, Hersz WÓDKA |
Po wyzwoleniu nie mogliśmy pozostać w Garwolinie.Młodzi i starzy chrześcijanie a także niektórzy Żydzi wytykali nas palcami:Oto Armia Czerwona!.Wyjechaliśmy do Warszawy i tam zamieszkałyśmy.
O wielu ludziach i zdarzeniach należałoby jeszcze opowiedzieć.I tak na przykład, nie opowiedziałam o Zysze Nochgeldowi, który był aktywnym członkiem.Może on sam by miał o sobie napisać..Również o Melechowie Hochbergu i jego domu powinna napisać Mirjam Hochenberg..Trudno mi jest pisać o wszystkich.dlatego zakończę na tym co już powyżej napisałam.
Przypomnę jeszcze kilka garwolińskich rodzin, które potem mieszkały w Warszawie i zginęły w gettcie.Tak więc chciałabym wspomnieć Dawida-Gotfryda, jego żonę Perle i córkę Lutkę.Polę-Gotfryda Glukowską jej męża Mendla i chłopczyka Josela, który w chwili śmierci miał dziesięć lat, a kiedy miał trzy lata na pytanie nauczycielki w przedszkolu do czego potrzebna jest broń odpowiedział:Pracujący potrzebują broń , aby mogli wystrzelać wszystkich faszystów.Aby nie było żadnej wojny.Pięć lat później sam zginął z rąk faszystowskich morderców.
Podczas mojej wizyty w Izraelu znajomi ludzie przypomnieli sobie, że w Garwolinie byłam prawdziwą gojką[13]. Nie mam za to do nikogo pretensji, bo wiem, że to przemawia przez nich fanatyzm.Daj Boże żeby wszyscy tamci fanatycy przeżyli wojnę..Mimo to czuję i do Garwolina i do tych fanatyków największy sentyment .
Moja siostra Jochcze przyspieszyła nadejście Mesjasza.A nawet wyszła naprzeciwko postępowemu czerwonemu Mesjaszowi aż do Moskwy.Tam zrobiła karierę.Ukończyła studia i otrzymała tytuł inżyniera chemika.Zajmowała ważne stanowisko w życiu publicznym.Ale w roku 1937, w czasie tamtych słynnych procesów jej mąż dyrektor zakładów metalowych w Moskwie został aresztowany.
Dwanaście godzin po nim aresztowano i ją.Została mała, 13-to letnia córka.Mieli w Moskwie wielkie, piękne mieszkanie.Tydzień po aresztowaniu przyszedł do ich córki enkawudzista i pod pozorem widzenie z matką wyprowadził ją z domu.W ten sposób zabrał mieszkanie w którym mieszka do dnia dzisiejszego.Dziecko posłał gdzieś do jakiegoś obozu.Nikt nie wie gdzie teraz przebywa.
W czasie pobytu w Rosji (w 1940 roku) obeszłam wszystkie biura NKWD i wypytywałam o Jochcze.Wszędzie otrzymywałam taka samą odpowiedź:Nie ma takiej .Ludzie mi radzili, abym się mniej pytała a więcej szukała.Mówili:I tak nikogo nie znajdziesz.Opowiadali mi, że ludzie szukają swoich dzieci już od trzech lat(od roku 1937) bez skutku.Studentów aresztowano w drodze na uczelnie i już nigdy oni nie wrócili .Do dzisiaj nie wiem nic o siostrze tak jak się nie wie o milionach ludzi, którzy zginęli w czasie tamtego pogromu w Rosji, który się dzisiaj popularnie nazywa się Rokiem 1937.
|
JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of
the translation. The reader may wish to refer to the original material
for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.
Garwolin, Poland Yizkor Book Project JewishGen Home Page
Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 14 May 2011 by MGH